“Czego się boję?
Ciebie.
To znaczy siebie bez Ciebie.”
~ Mathias Malzieu
— Myślę, że możemy się zbierać.
Gray podniósł zmęczone spojrzenie znad paczki papierosów i wbił je w zaspane oczy Scarlet. Głowa opierającej się o niego Juvii niemiłosiernie wbijała mu się w bark, ale nie miał serca jej budzić. Za każdym razem kiedy ją sobie przypominał, walczącą pod willą, miał ochotę zrobić dla niej dosłownie wszystko. A nawet musiał. Bo koniec końców, swoim wynikiem w walce pobiła go na głowę. Myślał, że przez pół życia miał ją za swój ideał, ale widok tak zdeterminowanej i silnej kobiety sprawił, że bezapelacyjnie oszalał na jej punkcie.
— Co ze Stingiem i Rogue’em? — Jellal stanął tuż za Erzą i popatrzył wyczekująco w stronę Fullbustera.
Gray westchnął cicho i zaczął delikatnie potrząsać ciałem Lockser, by wybudzić ją z drzemki. Gdy tylko uchyliła powieki, skupiła swój zamglony wzrok na Laxusie i Mirze, którzy również zjawili się przy stoliku.
— Dzwonili, by przekazać, że będą czekać pod wschodnią bramą — odparł Dreyar, poprawiając kaptur kurtki.
W siedzibie panowała martwa cisza, zupełnie nienaturalna dla tego pubu. Zazwyczaj przeludnione członkami organizacji miejsce świeciło pustkami. Protokół duchów wciąż trwał; młodzi ludzie siedzieli w domach i czekali nieubłaganie na jedną, choćby najmniejszą wiadomość o tym, że mogą wrócić do swojej pracy. Laxus uważał jednak, że jeszcze przez jakiś czas będzie to zupełnie niemożliwe. Policja wciąż szukała sprawców zamieszania, które odbyło się w tokijskim lesie.
— Chyba nie mamy już na co czekać. — Mavis wyszła zza baru w towarzystwie Levy i Gajeela. — W końcu dziś miałby urodziny.
Fullbuster zamknął powieki i westchnął głośno. Juvia ścisnęła mocniej jego chłodną dłoń, zwracając na siebie uwagę chłopaka. Posłała mu przyjazny uśmiech, chcąc, by nieco się orzeźwił.
Zebrali się w ciszy i ospale ruszyli w kierunku wyjścia. Poczekali, aż Mirajane zamknie lokal i rozeszli się po samochodach.
— Niepotrzebnie jesteś taki przygnębiony — wyszeptała Lockser. Z parkingu wyjeżdżali ostatni, tuż za autem Laxusa. — Uśmiechnij się. Dla nich.
— Nie masz czasem wrażenia, że jesteśmy na to wszystko za młodzi? — zapytał, po kilku minutach nieprzyjemnej ciszy, która wypełniała auto. Od dawna zadawał sobie to pytanie, jednak brakowało mu jakiejś odmiennej opinii. — Na te wszystkie akcje, na tę robotę? Na te tragedie, rozterki?
— Gray… — szepnęła niepewnie, siadając wygodniej. Przez krótką chwilę milczała; miała wrażenie, że zupełnie nagle słowa uwięzły jej w gardle i nie chciały się stamtąd wydostać. — Też się nad tym ostatnio zastanawiałam... Jednak dotarło do mnie w końcu, że zanim dołączyliśmy do Fairy Tail, już zostaliśmy pokrzywdzeni przez życie. — Zerknęła niepewnie na chłopaka, jakby bojąc się, że każda wypowiedziana przez nią głoska, mogła otworzyć jakieś stare rany. — Musieliśmy dojrzeć w ekspresowym tempie, jakby śmierć nas do tego poganiała. Gdyby nie to… moglibyśmy sobie niejednokrotnie nie poradzić. Upaść na dno. Zginąć. A dzięki Fairy Tail, możemy być razem. Wszyscy razem, Gray.
Nic nie powiedział. Przyjął jej słowa do samego serca. Miała dużo racji; gdyby nie to, że weszli w szeregi organizacji, bardzo możliwe, że byliby już martwi. Mieli tendencje do pakowania się w najróżniejsze kłopoty i ściągania na siebie uwagi złych ludzi. Fairy Tail… Laxus, Mirajane. Oni ich zdyscyplinowali. Nauczyli tego, jak postępować, by przeżyć. Jak walczyć o swoje i zawsze wygrywać.
— Obiecasz mi coś? — zapytał, kiedy wtaczali się powoli na wzgórze. Popatrzyła na niego, czekając na dalsze słowa. — Wiem, że nawet gdybyśmy spróbowali od tego uciec, to nam się po prostu nie uda… Więc odświeżam swoją prośbę, Juvia. Nie daj się nigdy zabić, dobrze?
— Obiecuję, że spróbuję — mruknęła, opierając potylicę o zagłówek. Uśmiechnęła się słabo, zamykając powieki. — Kiedy Laxus przerwie w końcu protokół, do gry wrócisz solo. Wydaje mi się, że po tym, co pokazałam podczas tego starcia, szef pozwoli mi się sprawdzić w nowej roli. Może uda nam się stworzyć tak samo dobry duet...
Gray głośno westchnął, zaciskając palce na kierownicy. Pomysł Lockser wcale nie był taki zły. W końcu mógłby mieć na nią oko podczas zleceń… Jednak czy na pewno był w stanie zmierzyć się z jej rolą jako uwodzicielki?
Zatrzymał samochód na parkingu, pomiędzy murem a autem Jellala. Kiedy tylko wysiedli, dostrzegli, że reszta na nich czeka. Pozostawiając niedopowiedziane kwestie na później, ruszyli w ich stronę, po czym razem przekroczyli bramy skrytego w cieniu drzew cmentarza.
— Co ze Stingiem? — zapytała Erza, poprawiając rękaw koszuli.
— Napisali, że musieli iść dalej i że spotkamy się na miejscu.
Większość nagrobków była popękana, co świadczyło o wiekowości tamtego miejsca. Kamienne płyty uległy korozji, niektóre porastał mech, a jeszcze inne wyglądały, jakby liście przykrywały je od lat i nie były nigdy, przez nikogo ruszane. Wiatr powoli przepływał pomiędzy nimi, wywołując gęsią skórkę i lekki niepokój.
I to wszystko tworzyłoby bardzo enigmatyczny klimat, gdyby nie sytuacja w centrum tamtego miejsca. Ich oczy zwrócone były w kierunku, z którego dobiegały kolejne wrzaski, coraz to głośniejsze i bardziej siarczyste. Obcy ludzie kierowali się do bram, by jak najszybciej uniknąć rykoszetów z awantury, która nabierała na sile z zawrotną prędkością.
— Już rozumiem, dlaczego Sting i Rogue na nas nie poczekali — wyszeptał zblazowany Gajeel.
Eucliffe blokował ramiona rozjuszonego chłopaka, którego zabandażowana głowa kiwała się na wszystkie strony, a zagipsowana, lewa ręka zataczała w powietrzu coraz większe koła. Natomiast Anaya oplotła w pasie dziewczynę, wymachującą kulami ortopedycznymi, bez których za nic nie mogła utrzymać pionu. Rogue jedynie stał obok i krył twarz w dłoniach, zażenowany tym, że grabarz już kilkukrotnie zwrócił im uwagę, lecz ci nic sobie z tego nie robili.
— Musisz mnie denerwować od samego rana?! — ryknął chłopak, który miał ochotę pogryźć Stinga za krępowanie jego ruchów. Wpatrywał się w blondynkę, szarpiącą się jakiś metr przed nim, a po chwili próbował odwrócić się do blokującego go Eucliffe’a. — Puść mnie, pajacu! Muszę ją tu gdzieś zakopać!
— Lucy, proszę! — pisnęła Anaya. — Lekarz kategorycznie zabronił ci przeciążać nogi. Chcesz skończyć na wózku?!
— Najpierw zabiję Natsu! Potem niech się dzieje, co chce! — ryknęła, wymierzając cios jedną z kul.
Pech chciał, że trafiła w twarz Eucliffe’a, który runął prosto w krzaki dzikiej róży. Jego wrzask, spowodowany bólem od wbijających się igieł, dotarł chyba do okolicznych wiosek i przebudził połowę cmentarnych nieboszczyków.
— Zamknij mordę, ty parszywcu — warknął Dragneel, z trudem się do niego odwracając. — Nie musi cię słyszeć całe Tokio!
Mina pokrzywdzonego i jego kuzyna była bezcenna. Natsu schylił się do reklamówki i wyciągnął z niej gigantyczny lampion. Uważnie odwrócił się z powrotem i postawił go na płycie wyczyszczonego grobu. Obrzucił Lucy obrażonym spojrzeniem, siląc się na łagodny wyraz twarzy.
— Proszę, kaleko — mruknął, odwracając wzrok, kiedy odebrała od niego zapałki. — Tylko sobie znowu krzywdy nie zrób.
Błyskawiczne i przerażające spojrzenie Heartfilii sprawiło, że cofnął się o kilka kroków, by nie być w zasięgu jej ręki. Albo dodatkowej nogi. Anaya westchnęła z ulgą i podeszła do Cheneya, chcąc zrobić miejsce dla przybyłych, którzy właściwie nie byli zaskoczeni tym, co tam zastali.
— Widzę, że czujecie się świetnie — warknął Laxus, przytrzymując swojej przyszywanej córce kulę. — Niepotrzebnie się o was martwimy.
— Ledwo chodzę, nie wiem, o czym mówisz — wymamrotała, nakładając na odpaloną świecę pokrywkę.
Przesunęła ją na środek grobu i wyprostowała się z ponurym wyrazem twarzy. Wpatrywała się w wygrawerowane litery i zassała policzki. Od śmierci Lokiego minęły prawie cztery lata. Przez cały ten czas było jej cholernie ciężko się z tym pogodzić. Dodatkowe wydarzenia w postaci zniknięcia Natsu czy upozorowanej śmierci Mavis, wcale nie pomogły jej przez to przebrnąć. Te kilka lat było dla niej najcięższym okresem w życiu, do którego nie chciała nigdy więcej wracać. Uważała, że widocznie los tak chciał. Próbował ją złamać i sprawdzał, jak bardzo była wytrzymała, jak wiele potrafiła znieść. Nie dała się złamać, wytrwale walcząc o kolejne dni, podczas których mogła dostrzegać te dobre aspekty życia. Rodzinę, przyjaciół, miłość. Tego ostatniego potrzebowała najbardziej.
Zamknęła na moment powieki, by odpędzić słone łzy.
Natsu zacisnął zęby. Nieważne, że to Zeref zabił tych wszystkich ludzi, łącznie z Lokim. Wszystko to robił z nienawiści do niego, do młodszego brata. Dlatego też ten młodszy brat czuł się nieustannie winny. Nie mógł znaleźć sposobu na to, by jakoś oddzielić się od grzechów starszego syna Igneela. Nie mógł przestać czuć odpowiedzialności za te wszystkie tragedie, spowodowane jego obłąkaniem.
Za cierpienie Heroine…
Lucy otworzyła powieki, dopiero wtedy, gdy Mavis położyła dłoń na jej ramieniu. Popatrzyły sobie w oczy, wymieniając przy tym słabe uśmiechy, które samoistnie zjawiły się na ich buziach. Choć żadne z nich, nigdy nie powiedziało o tym głośno, tę dwójkę łączyło coś więcej, niż przyjaźń. Od kiedy dowiedziała się, że Vermillion i Loki byli w dosyć zażyłych stosunkach, zrozumiała, że Mavis też musiało brakować jej brata. Właściwie, im wszystkim. Loki odegrał bardzo dużą rolę w życiu tej dziewczyny. W życiu Natsu, Graya, Juvii, Erzy, Levy. Prowadził ich. Był autorytetem. Nauczył wielu rzeczy. A potem tak nagle im go zabrano.
— Które by to były? — mruknął Gray, kiedy wszyscy przesiąknęli nieprzyjemną ciszą.
— Dwudzieste — odparła Heartfilia, wycierając nos. — Byłby starym, denerwującym mnie studenciakiem.
— Ej! — oburzył się Eucliffe.
Laxus poczuł w sercu nieprzyjemne ukłucie. Widział, że się uśmiechała, ale dostrzegał ten sam ból, jak każdego roku, kiedy tu przyjeżdżali. Śmierć nigdy nie była czymś, z czym można się tak łatwo pogodzić. Szczególnie ta nieuzasadniona. Nagła.
— Dobra! — krzyknęła Hartfilia, odbierając od Anayi kulę. — Muszę odwiedzić jeszcze jeden grób i możemy wracać.
— No to idziemy… — szepnęła Erza, jednak widząc, jak Lucy patrzy prosto w jej oczy, zrozumiała, że tym razem miało być inaczej. — Na parking. Zaczekamy na ciebie na parkingu — dodała, lekko zdezorientowana.
Heartfilia popatrzyła na nią z ulgą. Przewiesiła reklamówkę z drugim lampionem przez przedramię i powoli pokuśtykała w przeciwnym kierunku niż reszta. Natsu wiedział gdzie i po co szła, ale uważał, że był tam zupełnie niepotrzebny. Spuścił głowę i popchnięty lekko przez Anayę, ruszył za resztą.
Lucy musiała dostać się na sam koniec cmentarza, pod dwie okazałe sosny. Przychodziła tu niejednokrotnie w towarzystwie Mesta i zawsze w milczeniu obserwowała, jak stawiał świece na płycie. Nigdy nie przypuszczałaby, że pojawi się tam sama. I zrobi to za niego. Dla niego.
Była zszokowana, kiedy Laxus odezwał się do niej kilka dni po całej tej wojnie. Powiedział, że nie mógł już znaleźć nikogo z rodziny Doranbolta Grydera, prócz jego ciotki, mieszkającej gdzieś na drugim końcu Japonii. Nie było jej stać na sfinansowanie pogrzebu, a to nieco przybiło Lucy. Dreyar jednak pamiętał, jak przyszywana córka, zalana łzami i walcząca z bólem, opowiadała o tym, co zaszło na najwyższym piętrze willi. Postanowił więc go uhonorować. Fairy Tail przynosiło zyski i tylko dzięki temu miał taką możliwość.
Jude był pierwszą osobą, z którą skontaktował się w tej sprawie. Nie wiedział, czy było to odpowiednie, jednak z tyłu głowy, kołatała się myśl o słuszności jego decyzji. Heartfilia zaaprobował ten gest i razem z Dreyarem udał się do córki, by ją o tym powiadomić. Mest poświęcił własne życie, by ją uratować, choć tak naprawdę mógł stamtąd uciec i skryć się przed nimi wszystkimi. Ten czyn nie powinien zostać zakwestionowany.
Pamiętała jak zaczęła wyć w salonie mieszkania Natsu. Dragneel stał pod drzwiami balkonu i milczał. Nie był zły. Uważał tylko, że nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie. Mógł ją jedynie wspierać swoją obecnością i próbować powoli wymazać z jej głowy te wszystkie wspomnienia, samemu starając się zapomnieć o tym, że przez początkową trwogę, to nie on mógł ją uratować jak bohater.
W duchu jednak był naprawdę zadowolony z tego, że udało się wykupić dodatkowe miejsce w grobowcu rodziców Doranbolta, które czekało wiele lat na jego babcię. Koniec końców staruszka została pochowana gdzieś indziej, a Gryder mógł spocząć przy rodzicach.
— Udało się — wyszeptała Lucy, odpalając główkę zapałki o draskę. — Powinieneś być wdzięczny, wiesz?
Mimo wszystko miałaby serce z kamienia, gdyby między nią a Gryderem nie pojawiła się żadna więź. W jakiś sposób ją skrzywdził. Czuła w swojej zszarganej psychice, że przyczynił się do jej upadku. Mimo to, wiedziała, że nie chciał jej tego zrobić. Kochał ją, zrozumiała to. Próbował ratować, na swój sposób.
Wieść o jego czynie rozeszła się pomiędzy zaprzyjaźnionymi organizacjami. Dzięki temu, podczas pogrzebu, grobowiec otaczało wielu ludzi, którzy przyszli oddać mu hołd za tak odważny gest. Kiedy ziemia powoli uderzała o powierzchnię trumny, uświadomiła sobie jedną, bardzo ważną rzecz. Gdyby tamtego wieczoru została z Mestem, zamiast potraktować jego twarz silnym kopniakiem, prawdopodobnie byłaby już daleko od Tokio. W innym miejscu. Oddalonym od jej dotychczasowego życia. Wyłącznie z nim. Żywym.
Zadrżała, zamykając na chwilę powieki.
Kocham cię, Lucy. Kochałem i będę kochać, nawet tam, po drugiej stronie. Niech ten dupek… zasrany złodziej. Niech się tobą zajmie. Wiem, że jesteś przy nim szczęśliwa. A tylko na twoim szczęściu zależało mi najbardziej.
— I na co ci to było? — mruknęła, pociągając nosem. Poprawiła kwiaty w wielkiej donicy, którą przyniosła tydzień wcześniej razem z Jude’em. — Trzeba było uciekać beze mnie.
— Gdyby uciekł sam, ciebie mogłoby już dawno nie być. — Wzdrygnęła się, słysząc znajomy głos. — Będąc tu i wciąż próbując, w jakiś sposób był w stanie separować cię od Zerefa.
— Czemu tu przyszedłeś? — zapytała, wiodąc wzrokiem na blond czupryną, w której dostrzegała płatek róż. Momentami Sting ją przerażał.
A czasami rozbawiał do łez. Zwłaszcza, gdy cały jego sweter ozdobiony był drobnymi igłami krzewu.
— Rozmawiałem z Mavis — odparł cicho, dotykając dłonią grobu. — Powiedziała dokładnie to samo, co ja przed chwilą.
Wpatrywał się w świeżo wyryte imię i nazwisko. Wykrzywił usta, dostrzegając wiek. Dwadzieścia lat. Tylko dwadzieścia lat.
— Czułem, że muszę mu oddać hołd, jak reszta. Nie mogłem przyjechać na pogrzeb. Zmarł przy mnie, udowadniając mi wcześniej, że nie był zwykłym tchórzem — mruknął i zerknął na dziewczynę, uśmiechając się. — Myślę, że jego winy zostaną przebaczone. Koniec końców, odkupił je w dosyć… radykalny sposób.
— Nie pomagasz mi… — wyszeptała.
— Wiem — odparł, wzruszając ramionami. — Ale przecież nie powiem ci, że się z tym pogodzisz. Miał tyle lat, ile miałby teraz twój brat. Ile mam ja. Oboje wiemy, że zmarł za młodo.
Zassała policzki i ściągnęła brwi. Zastanawiała się, czy dało się to z niej tak dobrze wyczytać, czy Sting był wysoce wykwalifikowanym obserwatorem.
Stanęli przodem do grobowca i umilkli.
— Chodź — szepnął, kiedy odmówili modlitwę. Zabrał jedną z kul i pozwolił się wesprzeć na ramieniu, by było jej nieco lżej. — Lucy, ta krótka i tragiczna przygoda otworzyła mi oczy.
— Na ludzką tragedię? — szepnęła, cierpko się uśmiechając.
— Nie… raczej na siłę i moc, z jaką działają na człowieka uczucia. — Popatrzył w czyste niebo i westchnął głośno. — Widząc to wszystko, co działo się na tym zasranym poddaszu, zrozumiałem znaczenie więzi. Widziałem twoje przerażenie, ale też determinację i ból. Widziałem walkę Natsu zarówno ze swoim bratem, jak i z samym sobą. Widziałem moją Anayę, która była w stanie się w to wszystko wpierniczyć, byleby nam pomóc. Widziałem Graya, który dba o ciebie, jak o młodszą, nierozważną siostrę. Widziałem Mesta, który oddał swoje życie, by dać szansę tobie. Przez chwilę poczułem się zazdrosny o tę przyjaźń. O miłość. Postanowiłem pójść w wasze ślady. Pielęgnować to, co mam.
— To miłe, że w tym całym nieszczęściu znalazły się jakieś pozytywy.
— To prawda — zaśmiał się mrukliwie, kiedy znajdowali się już tylko kilka metrów przed bramą. — Widziałem tę chwilę twojego zwątpienia w Natsu. Ja też zwątpiłem, wiesz? Ale potem tego żałowałem. Wciąż mam wyrzuty sumienia.
Ściągnęła brwi, kiedy zatrzymał się za bramą. Reszta stała przy samochodach i rozmawiała, ale Lucy doskonale czuła, że Natsu odwrócił się w ich kierunku i obserwował co robili.
— Pamiętasz, kiedy opowiadałem ci o mojej bliźnie? — Stanął naprzeciwko niej i dotknął palcem owej skazy. — Na pewno już się domyśliłaś, kto mi ją zrobił.
Lucy zerknęła przez ramię na Natsu, który stał i zabawnie mrużył powieki z przechyloną na bok głową. Chyba się irytował, co wydawało się strasznie zabawne. Za to Anaya doskonale wiedziała, gdzie i po co zniknął jej chłopak, bo zaczęła zagadywać Dragneela, chcąc jeszcze przez kilka chwil odwracać jego uwagę.
— Natsu?
— Dwa lata temu bardzo pokłóciłem się z Aną. To były początki naszego związku. Poszedłem do klubu zachlać mordę, a tam zaczęła dostawiać się do mnie pewna panna. Pijany, bez wyrzutów, powtarzając sobie, że mi się należy, prawie wyszedłem z nią z tego klubu. — Uśmiechnął się zadziornie i westchnął. — Wtedy do środka wszedł Natsu. Widziałem, że był wściekły i zaspany. W dresie, bluzie, z potarganymi włosami i podkrążonymi oczyma. Pomyślałem, że Anaya się z nim skontaktowała. Niewiele myśląc, zawołałem go do siebie, a gdy nasze spojrzenie się spotkało, wiedziałem, że to był błąd. Znalazł się przy mnie w chwilę, a ja tylko zdołałem zobaczyć jego pięść. Tak mnie sukinsyn lutnął, że straciłem przytomność.
Heartfilia zaśmiała się, wyobrażając sobie całą tę scenę.
— Ocknąłem się dopiero po jakimś czasie w jego samochodzie. Wiesz, co robił? Spał. — Lucy przy każdym kolejnym słowie śmiała się coraz głośniej. — Staliśmy na jakimś parkingu. Chciałem mu uciec, ale się obudził, gdy tylko klamka szczęknęła. Złapał mnie za bluzę i wciągnął z powrotem do środka. Z ręką na sercu, myślałem, że to mój koniec. — Spoważniał, a Heartfilia próbowała stłumić śmiech. Jego spojrzenie stało się dziwnie przenikliwe. — Świeciły mu się oczy. Słyszałem, jak materiał ciuchów chrzęści mu między palcami. Nie wierzyłem, że był aż tak bardzo wściekły tylko przez to, że ktoś go obudził.
— Możecie szybciej?! — krzyknął Gray, na co Eucliffe uniósł tylko porozumiewawczo rękę, dając sygnał, że zajmie im to jeszcze tylko chwilę.
— Zaczął płakać. Krzyczał na mnie, jak wstrętnym dupkiem jestem i jak żałośnie się zachowałem. Miałem kobietę, która kochała… i wciąż mnie kocha, mimo wszystkich wad. I chciałem ją odpuścić. Stracić. — Sting pochylił się nieco nad Lucy, patrząc jej prosto w oczy. — Mówił, że musiał kogoś zostawić. Że nie może sobie tego wybaczyć. Krzyczał, że jego Heroine jest daleko od niego, a on może tylko o niej myśleć i wyobrażać sobie, że jest obok. Skomlał jak pies, mówiąc o tym, jak bardzo ją kocha i jak bardzo nienawidzi siebie. Bełkotał o dwóch próbach samobójczych, o tym, jak stracił wszelką nadzieję. — Lucy westchnęła, ściągając brwi. Nie spodziewała się takiego przebiegu rozmowy. — Miał ochotę mnie zabić z zazdrości o to, co posiadałem, a czego on nie mógł mieć. Rozumiesz, co chcę powiedzieć? On kocha cię całym sobą. Nie przeżyłby, gdyby nieodwracalnie cię stracił. Jesteś dla niego wszystkim, więc Lucy… Proszę, uratuj go. Tak jak on uratował mnie. Nie pozwól mu stracić miłości, bo czasem tylko ona utrzymuje nas przy życiu.
Lucy obserwowała go jedynie z uchylonymi ustami i ściągniętymi brwiami. Jego słowa podziałały na nią jak kubeł lodowatej wody. W życiu nie podejrzewałaby Stinga o taką emocjonalność. To, że Natsu rzeczywiście jest dla niego aż tak istotną osobą.
— Dziękuję — wyszeptała w końcu, uśmiechając się lekko. — Obiecuję, że…
Między nimi pojawiła się otoczona gipsem ręka, która zawisła w powietrzu mniej więcej na wysokości twarzy Lucy. Heartfilia aż czuła wściekłość, bijącą od intruza.
— Wiesz, gdzie jest twoja dziewczyna? — warknął Natsu, patrząc na chłopaka. — O tam! Zajmij się nią, dobrze? Ta jest zajęta, więc spadaj.
Sting spoglądał na niego z głupawym wyrazem twarzy, aż w końcu się roześmiał. Uniósł dłonie w pokojowym geście i zrobił krok w tył, ostatni raz zerkając na Lucy.
— Wierzę ci — mruknął i puścił jej oczko, po czym wyminął parę i ruszył w stronę reszty.
— Czego chciał ten głupi kobieciarz? — zapytał, odprowadzając go złowrogim wzrokiem. — Kiedyś rozwalę mu twarz.
— Nic konkretnego, Natsu — mruknęła, niezapowiedzianie opierając głowę o obojczyk chłopaka. Zaskoczony, uniósł ramiona i patrzył na czubek jej głowy, by ostatecznie objąć ją zdrową ręką. — Pomógł mi poukładać w głowie.
— Jezu, nie! — krzyknął nagle, odsuwając ją od siebie. — Tylko nie to! Przecież on się do tego zupełnie nie nadaje! Nie masz jeszcze gorączki? — Dotknął jej czoła, jakby rzeczywiście sprawdzał temperaturę.
— Kocham cię, Natsu — wyszeptała, spoglądając na niego spod męskiej dłoni.
— Lucy…
— Mam do ciebie tylko jedną prośbę — wyszeptała, robiąc w tył dwa kroki. — Kiedy następnym razem zatrzymasz gdzieś samochód, ty zasrany kierowco na pół gwizdka, to znajdź pobocze, a nie środek pieprzonej drogi, gdzie rozjedzie nas kolejna ciężarówka!
— Znowu zaczynasz?! Przecież przeprosiłem!
— Są dla siebie stworzeni — zaszczebiotała Mirajane, okalając własne policzki dłońmi. — Tacy zakochani!
— Czy to nie przypomina wam starych czasów? — mruknęła Juvia, opierając głowę o ramię Erzy.
— Przypomina. Aż za bardzo. — Scarlet popatrzyła na Levy, która przyglądała się kłócącym z delikatnym uśmiechem. — Levy… przebaczyłaś mu, prawda?
— Już wtedy — odparła cicho — kiedy pierwszy raz się do niego uśmiechnęła.
< <> >
— Wychodzimy.
Natsu otworzył zmęczone powieki, słysząc głos Juvii. Kolorowe, klubowe światła i duchota zaczynały go już powoli irytować, kiedy musiał skupić wzrok w jednym miejscu. Cały ten motłoch działał na niego tego dnia jak płachta na byka. Zacisnął dłoń w pięść, po chwili prostując palce i westchnął znudzony, kierując spojrzenie w stronę Graya. Fullbuster podniósł się z krzesełka i dopił swojego drinka jednym haustem, zerkając porozumiewawczo na Jellala.
Dragneel zsunął się ospale z siedziska. Odszedł spokojnie od kontuaru baru, odprowadzony rozleniwionym wzrokiem Stinga i Rogue’a — dwóch niepozornych barmanów, w milczeniu obsługujących swoich klientów. Jakby w zwolnionym tempie mijał zupełnie nieświadomych, tańczących ludzi, utrzymując swój wzrok na plecach dziewczyny idącej pomiędzy dwójką wysokich mężczyzn.
— Lucy… — mruknął do słuchawki. Widział, to. Jej ciało delikatnie zadrżało, kiedy głos chłopaka do niej dotarł. Zachowała jednak profesjonalną postawę i niczego po sobie nie zdradziła. — Nie radzę ci się za bardzo rozkręcać, bo będę musiał ich pozabijać.
— Mówiłem, że on się do tego nie nadaje. — Fullbuster szedł może pięć metrów za nim. — Nawet nie potrafi zapanować nad swoim zazdrosnym fiutem.
— Możecie się skupić? — warknął Jellal.
— Wszyscy mordy w kubeł. — Groźny głos Erzy rozbrzmiał w słuchawkach, ustawiając tym samym wszystkich do prawowitego pionu. Scarlet czekała na nich razem z Laxusem i Gajeelem za rogiem budynku, w ciemnym zaułku. To oni mieli tym razem zwieńczyć dzieło. Tego wieczora, ich ofiary nie były zwykłymi ludźmi. — Niewiele wam brakuje.
Chłopcy szli spokojnie za Juvią i Lucy, które prowadziły aż czwórkę ludzi, odpowiedzialnych za handel dziećmi. Słodkie uśmiechy i mrukliwe szepty dziewcząt, działały na mężczyzn jak magnes. Wpatrywali się w nie z nieopisaną żądzą, nie szczędząc sobie sprośnych komplementów. Natsu zadrżał z wściekłości, widząc, jak jeden z nich pewnie obejmuje Heartfilie i zjeżdża ręką na jej biodra, a następnie pośladek.
Tylko silne ramiona Graya i Jellala powstrzymały go od ataku. Rozwścieczony do granic możliwości obserwował, jak weszli za dziewczynami w zaułek. Potem dotarło do nich kilka siarczystych bluźnierstw, jakiś szum, huk, urwany krzyk. Gdy chcieli w spokoju dojść do reszty, jedna z ich ofiar w przerażeniu wybiegła z ciemności w stronę parku.
Natsu natychmiast rozpoznał w nim tego, który odważył się dotykać jego Lucy.
— Gońcie skurwiela! — Wrzask Erzy prawie rozerwał im bębenki.
Nawet tego nie rozważał. Rzucił się w szaleńczą pogoń, gotów dorwać swoją ofiarę i rozszarpać ją na strzępy. Nie spuszczał z niego wzroku, wciąż zaciskając zęby i pięści. Pokonywał kolejne przeszkody; wymijał słupy, przeskakiwał niskie ogrodzenia. Widząc, że może skrócić sobie drogę, w mgnieniu oka pokonywał wyższe płoty jak kot.
Musiał go złapać.
Musiał.
Musiał.
M u s i a ł.
W parku miał go na wyciągnięcie ręki. Odbił się od ziemi i rzucił na ofiarę, mocno zaciskając palce na ubraniach, by tylko nie spróbował mu uciec. Przeturlali się kilka metrów i zatrzymali pod jednym z drzew. Natsu w mgnieniu oka zjawił się nad nim. Lewą dłoń zacisnął wokół szyi mężczyzny. Kolano wciskał w jego splot słoneczny, chcąc zminimalizować próby wierzgania się. Prawą ręką wymierzył uderzenie prosto we wrogą mordę, szatańsko się przy tym uśmiechając.
— Łapy z dala od mojej Heroine, skurwysynu.
Nie tylko krew wypełnia moje serce.
Jest tam jeszcze czyjeś imię, miłość i nadzieja.
~ Keith Donohue
Od Mayako: BUUU!
NIE ZABIŁA BYM ICH, NIE MIAŁABYM SERCA!
Wiecie co? Powiem to teraz naprawdę szczerze. Close to demon miało być blogiem dla odreagowania. Miało być luźną opowiastką, dosyć humorystyczną, w ogóle nie braną przeze mnie na poważnie. Sądziłam, że napiszę to w pół roku, tymczasem ostatnio minęły jego urodziny, a mi w tej chwili jest naprawdę epicko źle z powodu końca. Myślałam, że nie wciągnę się tak bardzo w Fairy Tail, a jednak… stało się. :) Strasznie się w to wszystko wczułam i jest mi z jednej strony całkiem smutno, że to już finish, a z drugiej się cieszę!
Już od jakiś czas chodzi mi po głowie naprawdę epicki, imo, pomysł na kolejne FT, ale to prawdziwe. W świecie magii, z rodowitymi Dragon Slayerami. Bardzo chciałabym już zacząć to publikować, jednak chcę ogarnąć to moje Save Me i najpierw napisać Protokół: Nieumarli, który już zaczęłam publikować. Adres widnieje już na moim facebooku: White salvation o które byłam pytana przez wiele osób. Nie chciałam się przyznać co to takiego, ale już dłużej nie mogę. Po samym tytule chyba możecie się domyślić, komu w głównej mierze zostanie ten blog poświęcony. Będzie OC, NaLu i Gruvii nie zabraknie, to pewniak. :)
Ale wracając do Demona. To kolejny blog, do którego pozostanie mi wielki sentyment. Halley przypomniała mi wczoraj, że początkowo twierdziłam, iż wcale tak tego NaLu nie lubię. I w sumie sporo o tym myślałam. Oglądanie/czytanie FT i pisanie tego fan ficka sprawiło, że jednak wszystko się zmieniło. Zaczęłam ich uwielbiać. Mest, który miał być nikim w tej historii, stał się bardzo istotną postacią, nie tylko tu, ale i w oryginalnej serii. Zdaję sobie również sprawę, że Demon był skupiony głównie na Lucy i Natsu, a reszta została nieco pominięta, więc daję słowo, że trzy partóweczki do tego FF jeszcze się pojawią. A może cztery - jeszcze rozmyślam. Także czekajcie!
Chciałabym również bardzo, ale to bardzo podziękować Kayo za poświęcony mi czas. Za poprawianie tych gaf, za śmieszkowanie i przede wszystkim za to, że sporo się dzięki niej nauczyłam! To naprawdę wspaniała beta, jak i osoba w życiu prywatnym. <3
Ichirei! Tobie też dziękuję! Uratowałaś mnie, ponieważ po sprawdzeniu epilogu przez Kayo, sporo tam namieszałam i nadopisywałam. Sama widziałaś, jak to wyglądało. I to zdjęcie. <3 Niezmiernie się cieszę, kiedy coś, co piszę, wzbudza w czytelnikach prawdziwe, żywe emocje.
No właśnie, moi CZYTELNICY! Wam dziękuję przede wszystkim! Jak zawsze NIEZAWODNI! Byliście, komentowaliście, wspieraliście, pospieszaliście, NO JAAA! Dobrze wiecie, że bez Was naprawdę nic bym nie pisała. Cieszę się, że Was mam. Że niektórych zaraziłam tym Fairy Tail po tym, jak czytali głównie Naruto. RAZEM POSZERZAMY HORYZONTY! <3 Kocham, kocham, kocham WAAASSSS. <3
A teraz co… No, idę posprzątać pokój i wezmę się za Protokół. :) Nie żegnam was, bo jeszcze nigdzie nie znikam. Nie do końca również żegnam się z tym blogiem, bo partówki są w fazie przygotowań. Także, do zobaczenia!