poniedziałek, 28 marca 2016

IV. Niezmiennie

“W życiu spotykasz tylko jedną osobę,
z którą lecą iskry od samego początku.
Wymowne spojrzenia, aluzje i gra gestów.
Cała reszta to jak odpalanie prawie pustej zapalniczki.”
~ Unknown

W lewo — szepnęła, pośpiesznie wyciągając przed siebie ramię. Laxus nigdy nie ufał szemranym nawigacjom, które chcieli mu wciskać przy każdej możliwej okazji. Wolał korzystać z tradycyjnej, papierowej mapy lub siłą wciągać do auta Lucy, by z jej niezawodną pamięcią przedniego wzrokowca, trafiać do wielu miejsc. — Jedź na sam koniec, po prawej jest niewielki parking.
Całą drogę spędzili w nieodgadnionym milczeniu, przerywanym tylko i wyłącznie komendami blondynki, czy też siarczystymi wulgaryzmami Gajeela, którego złość wzmacniała panującą w środku maszyny, nieprzyjemną aurę. Wjechali w końcu na niewielką przestrzeń, gdzie ogólnie mieściło się może siedem czy osiem aut, po czym zaparkowali na samym jej końcu. Dreyar błyskawicznie unieruchomił samochód i kilka sekund później pośpiesznie parli po mokrym chodniku.
— Lucy, proszę cię… Szybciej. — Redfox nieustannie ją pospieszał i choć stawało się to nieco uciążliwe, zaciskała zęby i w milczeniu prowadziła go do wyznaczonego celu, zdając sobie doskonale sprawę z tego, jak musiał czuć się jej przyjaciel.
Mirajane czasem przysyłała ją do siedziby Lamii Scale, by odbierała jakieś drobnostki lub po prostu wymieniała się informacjami jako członkowie sojuszu trzech organizacji, w którego skład wchodzili również ludzie z Blue Pegasus, dlatego Lucy znała tę drogę najlepiej. Poprowadziła ich wąskim przejściem pomiędzy dwiema kamienicami, a potem podbiegła pod wielkie, drewniane wrota trzeciego budynku. Złapała w dłoń grubą kołatkę i uderzyła nią ze trzy razy, chcąc mieć pewność, że zostanie usłyszana. Nie czekali długo, by światło z holu oblało ich sylwetki. W progu stanął Vastia, którego Heartfilia bardzo dobrze znała; może łączyły ich sprawy zawodowe, lecz chłopak uczęszczał do tego samego liceum co ona.
— Lyon! — wydusiła z siebie, prędko do niego doskakując. Objął ją przyjaźnie, lecz od razu wyczuła od niego silny niepokój. — Co z nią?
— Wejdźcie — mruknął ponuro, tylko dokładając przybyłym strachu. Zamknął za nimi drzwi i wskazał na szerokie przejście, prowadząc ich w owym kierunku. — Lekarz przyjechał do siedziby i zajął się nią tutaj. Zaraz wszystko wam powie.
Zeszli schodami na podziemny poziom i wyszli do przestronnego, sporego saloniku, w którym ich organizacja przesiadywała tak samo, jak Fairy Tail w pubie. Minęli kilka zaaferowanych osób, przedostając się na drugi koniec sali i weszli w kolejny korytarz, który doprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia. Vastia wpuścił ich przodem; pokoik był niewielki, znajdowały się w nim dwa łóżka, biurko i kilka szpargałów, które wskazywały na to, że znaleźli się w prowizorycznej lecznicy. McGarden zajmowała jeden z materaców, a jej stan nie był pocieszający. Lucy i Gajeel doskoczyli prędko do ciała przyjaciółki i ze zbolałymi minami otaksowali ją spojrzeniami.
— Nie wierzę — wyszeptał Laxus, z wolna do nich dołączając. Nie potrafił patrzeć spokojnie na swoją podopieczną, która najwyraźniej przeszła przez piekło, a on nie był w stanie jej w żaden sposób przed tym uchronić. Zacisnął pięści i zaczął kląć w myślach, że gdy tylko się stamtąd wydostaną, znajdzie tych ludzi i po prostu wykończy. — Kto, do jasnej cholery, mógł jej to zrobić?
— Levy… — Redfox przyklęknął przy meblu i wpatrywał się w twarz swojej ukochanej.
Heartfilia już sama nie wiedziała, co sprawiało jej więcej bólu; widok skatowanej dziewczyny czy przyjaciela, który po raz pierwszy odsłonił przy niej tę wrażliwą stronę. Cholernie mu współczuła, choć sama nie potrafiła znieść myśli o tym, co się stało.
— Witajcie, kochani. — Lucy i jej przybrany ojciec przenieśli wzrok na brunetkę, która po cichu weszła do pokoju. Z pewną ulgą przyjęli informację, że to Ultear zajmowała się ich przyjaciółką, a owa kobieta bardzo często pomagała również członkom Fairy Tail, jako stara, dobra znajoma Jellala. — Spokojnie, tylko śpi. Dałam jej środki przeciwbólowe i tabletkę nasenną, bo znajdowała się w nie najlepszej kondycji psychicznej. Gdy tu dotarłam, była strasznie roztrzęsiona, nie mogłam na to patrzeć.
— Jesteście w stanie powiedzieć, co się w ogóle stało? — zapytał Dreyar, kładąc dłoń na ramieniu Lucy, by dodać jej nieco otuchy. Przecież nie był w stanie przyznać się, że sam jej nieco potrzebował. — Gdzie ją znalazłeś, Lyon?
— Szczerze? Dawno nie wiedziałem czegoś… takiego. — Chłopak podszedł bliżej i zacisnął pięści, krzyżując spojrzenia z czekoladowymi oczyma Lucy. — Byłem okropnie zszokowany. Akurat wychodziłem z marketu i miałem przejść na jego tyły, gdzie powinna była czekać na mnie przesyłka ze zlecenia. Gdy podszedłem do palet, zobaczyłem Levy. Leżała poobijana i zmarznięta pomiędzy kontenerami. Myślałem, że nie żyje...
Lucy z przestrachem zauważyła, jak Redfox zacisnął palce na pościeli. Z jednej strony wiedziała, że nie powinien tego słuchać, bo rozwścieczy go to jeszcze bardziej, z drugiej zaś rozumiała, że każde z nich chciało znać prawdę.
— Podbiegłem, sprawdziłem puls, żyła. Wiedziałem, że jest od was, więc nie zawiadomiłem policji, tylko zadzwoniłem po Jurę, by przyjechał i pomógł mi ją stamtąd jakoś niepostrzeżenie zabrać, po czym zadzwoniliśmy do Ul, ale była zajęta i przyjechała dopiero dwie godziny temu. — Vastia stanął za Lucy i prześlizgnął wzrokiem po McGarden. — Gdy się ocknęła, wpadła w straszną panikę. Zajęło jej trochę czasu, by zrozumieć, że nie jesteśmy wrogami.
— Powiedziała wam coś? Cokolwiek? — Gajeel popatrzył na niego wyczekująco. — Cholera, skoro znalazłeś ją akurat tam, gdzie miałeś odebrać przesyłkę, to może ci ludzie to zrobili?
— Ręczę za nich, że nie. — Chłopak pokręcił głową. — Przeszło mi to przez myśl; zadzwoniłem i zapytałem, czy nie widzieli kogoś, czegoś... Sami byli zszokowani, mówili, że gdy wysłali tam człowieka od dostarczenia przesyłki, to nikogo nie było. A co do samej Levy… — Lyon zamilkł na chwilę i przebiegł wzrokiem po swoich gościach. — Nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego. Gdy się ocknęła, była w szoku, płakała i prosiła, żebyśmy was zawiadomili. Bała się nas, dziwnie reagowała na obecność moją czy Jury, a uspokoiła się dopiero, gdy przyszła Sherry i trochę z nią posiedziała. Na początku tego nie pojmowałem, bo przecież znamy się ze szkoły...
Zarówno Lucy jak i Laxus posłali Ultear przestraszone spojrzenia, wstrzymując przy tym oddechy. Aż zaczęło im szumieć w głowach, kiedy przebiegła przez nie ta drastyczna myśl, której Gajeel nawet do siebie nie dopuścił, by przypadkiem nie pozabijać wszystkich, zebranych w pomieszczeniu.
— Spokojnie — szepnęła lekarka, zbliżając się do nich powolutku — wykluczyłam gwałt. Jest tylko bardzo mocno poobijana, na szczęście bez żadnych złamań. Wiem, że chodzicie jeszcze do szkoły i to nie jest dobre rozwiązanie, by pojawiła się w niej w takim stanie. Dlatego wypiszę jej zwolnienie lekarskie do końca przyszłego tygodnia, pod przykrywką grypy.
Lucy poczuła niewyobrażalną ulgę
— Dziękujemy ci, Ultear — odezwał się przygnębiony Dreyar. — Ile jesteśmy ci winni za opiekę?
— Zapomnij — szepnęła, zakładając ramiona na piersiach. — Odbiję sobie na Twilight Ogre. Uwielbiają, gdy ściągam z nich pokaźne sumki. — Mrugnęła zabawnie okiem.
— Lucy, Gajeel… Szefie...
Oczy wszystkich zebranych przeniosły się na Levy. Spoglądała na Redfoxa spod przymrużonych powiek; po jej skroniach spłynęły drobne, perliste łzy. Rozcięte usta, łuk brwiowy, okropne siniaki na rękach, które dopiero wydostawały się na wierzch; wyglądała jak siedem nieszczęść.
— Levy, kto ci to zrobił?! — Redfox złapał delikatnie jej dłoń.
— Ja… — Zacisnęła usta w wąską linijkę. — Ja nie wiem… Naprawdę nie wiem — wyszeptała słabo — nie znałam ich głosów, mieli na głowach kominiarki.
— Czego od ciebie chcieli? Dlaczego cię tak urządzili? — W głosie Laxusa również łatwo było odczytać czyste wkurwienie.
— Dajcie jej już dzisiaj spokój… — Lucy zmarszczyła czoło. — Zobaczcie w jakim jest stanie…
— Gray... — Levy podciągnęła się ku górze. — Pytali o Graya… Mówili, że mnie z nim widzieli, że wiedzą, że należy do jakiejś organizacji, że im przeszkodził razem z… — Jej spojrzenie skierowało się na Lucy. — Razem z jakąś blondynką.
Lucy miała wrażenie, że w jej głowie rozległ się trzask tłuczonego szkła. Nie, nie przeraził jej fakt, że ktoś jej szukał, bo to nie był pierwszy raz. Nie mogła uwierzyć, że skrzywdzono jej przyjaciółkę…
— … przeze mnie? — jęknęła, czując w gardle nieprzyjemny ucisk. — Urządzili cię tak przeze mnie?
— Lucy, przestań. — McGarden wyciągnęła do niej rękę. — To nie twoja wina. Wszyscy wiemy, czym jest nasza praca, każde z nas jest narażone…
Blondynka zaczęła płakać. Krztusiła się własnymi łzami, przeplatając przez te ochrypłe dźwięki słowo przepraszam. Jednocześnie nie potrafiła sobie przypomnieć żadnego potencjalnego dnia, który mógł być powodem tego zamieszania. Do momentu, aż przed oczyma stanął jej obraz bruneta, któremu ledwo wyślizgnęła się z rąk podczas koncertu.
Zaczęła się bać.
Cholernie bać.

< <> >

— Muszę ich zawiesić, Mirajane… To nie jest dla nich żadna kara, tu chodzi o ich bezpieczeństwo. — Głos Laxusa niósł się korytarzem, na którym Gray i Lucy stali, czekając na jakiś werdykt. Reszta ludzi spoczywała na sali, gdzie każdy starał się jakoś podnieść na duchu McGarden. — Nie pozwolę na to, by jeszcze ktokolwiek z moich ludzi tak skończył.
— Laxus, oni żyją za pieniądze ze zleceń — rzuciła hardo Strauss. — Odetniesz ich od jedynego źródła dochodu?
— Przecież finansowo im pomożemy, to nie jest żaden problem…
— Nie zgodzą się, jestem tego pewna. I wątpię, żeby to miało jakoś pomóc. Bez przebywania tutaj i wykonywania zleceń parami, w pojedynkę, kręcąc się wieczorami po mieście, tylko bardziej ich narazisz. Musimy ich obserwować, czekać na jakiś ruch tych ludzi. To będzie jedyna szansa na to, by ich dorwać.
— Ryzykując życiem dzieciaków?
— Laxus! — Mira podniosła niebezpiecznie głos. Lucy westchnęła i oparła czoło o biceps przyjaciela, który dłonią pocieszająco potarł jej ramię. — Gray, Erza, Lucy… Oni nie daliby się tak załatwić. Oboje dobrze wiemy, jaką rolę trzyma u nas Levy. Jest nieszkolonym w boju informatykiem, dziwisz się, że skończyła tak a nie inaczej? Ta dziewczyna jest chorowita i nawet zwykła ucieczka mogłaby sprawić jej problem.
— Dobrze więc, co proponujesz?
— Zawieszenie Gajeela.
— Co?! — Prócz Dreyara to słowo wymsknęło się również z ust Heartfilii i Fullbustera. — Z jakiej racji jego?
— Uważam, że powinien być teraz przy Levy i mieć na nią oko przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. No, poza szkołą, bo tam będą obserwować ją inni. — Zamilkła na kilka sekund. — Nie patrz tak na mnie, nie powiesz mi, że nie mam racji. Nawet jeśli szukają Graya i Lucy, oni mają siebie i przez długi czas uczestniczenia w zleceniach, są cholernie czujni. W życiu nie dali by się tak podejść, Laxus. Levy ma mniej wyostrzony instynkt, zrozum to.
— Dobrze, już dobrze — warknął. — Zrobimy jak uważasz, choć tego nie pochwalam.
Drzwi gabinetu otworzyły się nagle i tak samo szybko zamknęły. Mira podeszła do nich, lakonicznie przewracając oczyma.
— Dziękujemy — szepnęli, a ona uśmiechnęła się do nich delikatnie i skinęła, by poszli za nią.
— Levy, Gajeel, idźcie do szefa — rzuciła, gdy tylko weszli na salę. — A ty, Lucy, chodź no ze mną.
Dziewczyna posłusznie ruszyła za Strauss. Jak to miała w zwyczaju, przysiadła na barowym krzesełku i skrzyżowała ramiona na kontuarze, obserwując, jak Mira gorączkowo szuka czegoś w szafce. Wyciągnęła z niej w końcu niewielką kartkę i zmrużyła powieki, chcąc odczytać zapisany na niej tekst.
— Gray wziął urlop — rzuciła cicho i w końcu przeniosła wzrok na Heartfilię. — Weźmiesz sama zadanie?
— A o co chodzi? — Blondynka wyjrzała na kartkę, lecz nie dostrzegła na niej nic, prócz bazgrołów.
— Kurierskie — zaczęła, podając jej świstek. — Jutro, jakoś około godziny siedemnastej, mój informator będzie pod Atlantą. Zgarnęłabyś od niego tylko paczuszkę, a ja poinformowałabym go rano o tym, kto się tam pojawi. Lisanna jest chora, a Wendy nie puszczę samej.
— Nie ma problemu — rzuciła luźno — i tak nie mam nic do roboty.
— Wolałbym, żebyś nie wysyłała jej do roboty beze mnie. — Gdy usłyszała za sobą głos przyjaciela, lekko się spięła. — Zwłaszcza po tym, co się stało.
— Godzina siedemnasta w środku miasta. — Mira oparła się o blat baru. — Tylko głupiec próbowałby ją napaść.
— Może jednak z tobą pójdę? — Gray zbył słowa Strauss i popatrzył na blondynkę.
— Nie — rzuciła, zeskakując z krzesełka — dam sobie radę.
Złożyła kartkę na pół i wsunęła ją do tylnej kieszeni spodni, idąc w stronę przyjaciół. Fullbuster tak samo jak ona, czuł się winny temu, co spotkało Levy; oboje nie wiedzieli, kto urządził sobie na nich polowanie i jak owe się zakończy.

< <> >

— Gray, Erza ma rację. — Juvia przysiadła na parapecie okna i wyjrzała na wieczorną panoramę Itabashi. — Nie powinniście czuć się za nic winni. Okay, fakt, że to was szukali i akurat Levy im się napatoczyła, ale na dobrą sprawę mogłam to być ja, czy sama nasza Tytania. Los nam nie sprzyjał, a to, że was widzieli, nie jest niczym nienaturalnym. To nie pierwsze zatargi z inną organizacją. Nie pamiętasz, jak Cana trafiła na stół operacyjny, bo poprzedniego wieczora widziano ją z Jellalem? Gdyby nie to, że Fried był w pobliżu, posiekaliby ją na kawałki.
Ja to wszystko wiem… Ale po prostu gryzie mnie sumienie — wyszeptał przegrany — już wolałbym dostać w mordę od Gajeela za narażenie jego kobiety, niż siedzieć tak bezczynnie i nie wiedzieć, co ze sobą zrobić.
Lockser przeszła boso po chłodnych panelach, ginąc w mroku hotelowego pokoju, gdzie nie paliło się żadne światło. Podeszła do laptopa i pochyliła się, chcąc sprawdzić, czy jej cel wciąż spoczywa w swoim pokoju. Wykonywała samotne zlecenie z daleka od domu, obserwując bogatego gacha, który naraził się jakiemuś mężczyźnie. Ten poprosił o pomoc w Fairy Tail; chciał koniecznie znaleźć na niego jakiś haczyk, więc Juvia zgodziła się go śledzić. Tak wylądowała w Itabashi, piętro nad swoim celem, wcześniej włamując się do jego lokum i instalując w nim dwie kamery; w pokoju sypialnym oraz łazience.
— Będzie dobrze — mruknęła, uśmiechając się — niedługo pewnie ponownie się wychylą i wtedy ich dorwiemy.
Mam nadzieję. — Chłopak westchnął głośno, powoli konając ze zmęczenia. — Jak robota?
— Nic się nie dzieje — odparła, przenosząc się z laptopem na łóżko, gdzie rozłożyła się wygodnie i upiła trochę drinka, którego wcześniej zamówiła. — W sumie mam już wystarczająco zdjęć i mogłabym wrócić do domu, ale nie zaszkodzi jeszcze poczekać. Z resztą, nie mam ochoty wracać po ciemku do domu i mam opłaconą dobę hotelową.
Chyba zabiłbym cię własnymi rękoma, gdybyś wpakowała się teraz w jakąś taksówkę — powiedział Fulbuster, wywołując uśmiech na twarzy ukochanej. — Jeżeli będzie trzeba, to po ciebie pojadę.
— Poradzę sobie, mój drogi.
Rozmawiając z nim jeszcze dłuższy czas, otwierała kolejne karty w przeglądarce, by zająć się jakąś lekturą. Kiedy chłopak w końcu się pożegnał, zaczęła przeglądać stare artykuły i fora o zbrodniach w Edogawie. Większość z nich znała, szczególnie tych najbardziej brutalnych. Mimo wszystko śledząc jedną z dyskusji, znalazła coś, co cholernie ją zaintrygowało.

> Himoe12 16:17:03 12/09/2015
Policja od trzech lat stara się zacierać wszystkie ślady po stokroć gorszym morderstwie, a wy tu opłakujecie zaćpanego idiotę, który skoczył z okna. :O

> Misaki 16:33:56 12/09/2015
Śmierć to śmierć, bez znaczenia jest dla mnie, jak zginęły obce mi osoby.

> Szakal 16:59:15 12/09/2015
@Himoe12, o czym mówisz? Zaintrygowałeś mnie ;)

> Himoe12 18:43:42 12/09/2015
@Szakal, o morderstwie z dwunastego marca, dwa tysiące trzynastego roku. W jednym z domów na Matsushimie znaleźli faceta z wypatroszonymi flakami. Do tej pory nie wiadomo co się tak naprawdę stało. Policja znalazła młodszego syna w ich mieszkaniu, ale został oczyszczony prędko z zarzutów, natomiast starszy zapadł się pod ziemię.

— Matsushima… Dwunasty marca… — wyszeptała Juvia, gryząc opuszek kciuka. Zmarszczyła czoło i sięgnęła po szklankę, której zawartość prędko w siebie wlała; czuła dziwne odrętwienie. — Dwa tysiące trzynasty?

> Szakal 20:13:22 12/09/2015
@Himoe12, nie mylisz tego przypadkiem z zabójstwem tego licealisty? Trzynastego marca wezwano policję do mieszkania w centrum, okoliczności prawie takie same. Podobno krew strasznie szybko wypłynęła z jego ciała. Nawet gdyby chcieli, to by go nie uratowali, a jego siostra po znalezieniu ciała biegała zakrwawiona po ulicy, w totalnym szoku. PODOBNO.

> Himoe12 20:59:16 12/09/2015
@Szakal dobrze pamiętam, tamtego dnia było głośno o obu zabójstwach, ale z niewiadomych przyczyn zrobiono z nich wielką tajemnicę. Kto wie, może próbowali to powiązać, skoro stało się to niemalże jedno po drugim.

> LouNa 07:27:03 13/09/2015
@Himoe12, to się stało w mojej kamienicy. To o czym mówisz. Sama ciągle się zastanawiam, dlaczego wszystko tak nagle ucichło. Ten zamordowany facet często pojawiał się w moim budynku. Drounel? Drawnel? Jakoś tak miał na nazwisko.

> Himoe12 10:13:47 13/09/2015
@LouNa, tak dokładnie to Igneel Dragneel. ;)

— Dragneel… — Laptop zsunął się z jej nagich nóg. Odruchowo przyłożyła dłonie do ust, czując jak otula ją chłód i robi jej się niedobrze. — Igneel Dragneel… — wyszeptała, czując jak wstrętna, drażniąca gula utkwiła jej w gardle.
Zaczęła gorączkowo przekopywać pościel, w którą wcześniej rzuciła komórkę. Na klęczkach uderzała drżącymi palcami w wyświetlacz, chcąc jak najszybciej wykonać połączenie.
— Dlaczego nigdy się nie zorientowaliśmy... — mówiła do siebie, denerwując się na to, że w słuchawce wciąż rozbrzmiewał dźwięk oczekiwania. — Odbierz, cholero!
Juvia? — Zaspany głos Fullbustera w końcu się odezwał. — Co się dzieje?

< <> >

Całkiem szybko przemieszczała się jedną z głównych ulic, chcąc dostać się w końcu do mieszkania. Po odebraniu przesyłki zaszła jeszcze na chwilę do Fairy Tail, lecz nie było tam nikogo z jej bliskich, prócz Graya. Gdy chciała zamienić z nim kilka słów, momentalnie ją zbył, mówiąc, że się spieszy. Widziała po nim, jak cholernie był niespokojny, jak bardzo nie chciał z nią rozmawiać i to nie dawało jej spokoju przez całą drogę powrotną.
Przedostała się przez zatłoczone skrzyżowanie i wkładając dłonie do kieszeni spodni, ruszyła czym prędzej przed siebie, zaciskając zęby przy każdym, coraz głośniejszym grzmocie. Od domu dzieliło ją jeszcze jakieś piętnaście minut pieszej wędrówki, a zapowiadało się na niezłą ulewę. Do tego znajdowała się w okolicy, w której od kilku lat cholernie nie lubiła przebywać. Poprawiła paski plecaka i skupiła się na drodze przed sobą, kiedy niespodziewanie zagrodzono jej drogę.
Nigdy nie chciała podjąć się szkoleniu na egzegutorkę, bo doskonale wiedziała, że nie byłaby w stanie celować do kogoś z broni czy odebrać człowiekowi życia w inny sposób. Mimo to, często ćwiczyła ze Scarlet albo Fullbusterem, nie chcąc być bezbronną. Nawet Laxus swego czasu wyciągał ją do klubu swojego znajomego, gdzie ludzie uczęszczali do sekcji kickboxingu. Tam wieczorami uczył ją wielu chwytów, sposobów na samoobronę czy po prostu tego, jak celnie i boleśnie wyprowadzić cios prosto w mordę. Dlatego jej poczucie siły stało się dużo wyższe i nie często czuła zagrożenie ze strony jakichś małych opryszków, wałęsających się wieczorami po ulicach. Miała jednak pewien problem, jedną durną fobię. Bała się pijanych ludzi. Było w nich coś, co sprawiało, że traciła zapał do walki, że drżała, że nie potrafiła się bronić. Stawali się nieobliczalni, mniej czuli na ból. I nie ważne, czy taki człowiek był jej obcy czy bliski; ci pierwsi wywoływali w niej przerażający paraliż, a ci drudzy sprawiali, że zaczynała dostrzegać w nich coś dziwnego, coś… czego sama nie potrafiła znieść na trzeźwo.
— Laleczko — wybełkotał, nachylając się nad nią. Obleśny zapach alkoholu i papierosów mieszał się z odorem długo noszonego potu, przywołując mdłości. — Skubana, ładna jesteś.
Bez słowa postawiła nogę w bok, chcąc go po prostu wyminąć, lecz ten po raz kolejny odciął jej drogę ucieczki.
— Już sobie idziesz? — Wyciągnął do niej rękę i dotknął jej włosów. Przeciągnął blond pasmo pomiędzy palcami. — Nic ci nie zrobię, jeżeli będziesz grzeczna.
— Zostaw mnie — wycedziła przez zaciśnięte zęby, odpychając go ręką.
Przestraszyła się jeszcze bardziej. Może i nieprzyjemny zapach wskazywał na to, że wypił, ale bardzo dobrze trzymał się na nogach.
— Nie tak agresywnie, co? — warknął, łapiąc ją za ramię. Wzdrygnęła się, wbijając w niego przerażone spojrzenie. — Chodź ze mną.
Przez chwilę pomyślała o najgorszym — czy ten człowiek mógł być jednym z tych, którzy jej szukali? Szybko przekalkulowała sytuację i doszła do wniosku, że choć może nic o tym nie wspomniał, było to bardzo prawdopodobne.
Zaczął ją za sobą ciągnąć, mimo, że z całych sił stawiała opory. Poirytowany szarpnął nią kilka razy, ewidentnie kierując się w stronę jakiś baraków. Musiała zacisnąć zęby, musiała walczyć.
Zamachnęła się wolną ręką i uderzyła brzegiem otwartej dłoni w męskie gardło, a gdy tylko się za nie złapał i zszokowany odwrócił w jej stronę, bezceremonialnie kopnęła go w krocze, na tyle mocno, na ile pozwalał jej strach. Nie czekając na reakcję, zerwała się do biegu. Słyszała jak ją nawoływał i prędko zorientowała się, że nie odpuści jej tak szybko. Jego stopy głośno dudniły o chodnik, po którym gnała. Kluczyła pomiędzy uliczkami, przeklinając w myślach, że prawie nikt nie kręcił się w tej okolicy, prócz jemu podobnych, typów spod ciemnej gwiazdy. Nie pamiętała już dokładnie wszystkich zaułków w tej części dzielnicy, co tylko dodatkowo łamało jej ducha walki.
— Nie mogę — sapnęła, gdy przez moment w jej głowie pojawiła się nieludzko głupia myśl.
Nie ma szans, by tam wciąż mieszkał — pomyślała, zaciskając zęby. W tym samym momencie potknęła się o wystającą kostkę brukową i runęła na ziemię. Nie zdążyła dobrze zarejestrować tego, iż leżała jak długa na zimnej powierzchni, a jej oponent był coraz bliżej. Muszę spróbować, nie mam wyjścia. Poderwała się w ostatniej chwili i chwyciła za rączkę kosza na śmieci, by wywrócić go tuż za sobą; miała wrażenie, że każda, najmniejsza sekunda się liczyła.
Lewo, prawo, lewo. Obok czerwonego sklepu, prosto przy piekarni. Prawo.
Wypadła na ulicę, po chwili wskakując z powrotem na krawężnik. Czuła, jak pieką ją dłonie po upadku, przez który zdarła sobie skórę. Miała wrażenie, że nogi odmawiają jej prawowitego posłuszeństwa, lecz gdy tylko zobaczyła stalową furtkę osiedla, szczątkowe siły na powrót pozwoliły się wykorzystać. Podbiegła pod samo przejście i kopnęła w nie, hucznie oczyszczając swoją drogę. Nie postawiła nawet trzech kroków i zderzyła się z kimś, wydając z siebie urwany wrzask.
— Cholera… — Usłyszała przed sobą poirytowany głos.
Cofnęła się o krok, by podnieść wzrok i wstrzymała oddech, czując jak z istnym przerażeniem, wpatruje się w jej twarz. Miał asekuracyjnie wzniesione ręce, jakby zapomniał o tym, że może je opuścić. Jego zapach docierał do jej nozdrzy i to właśnie ta woń sprawiła, że miała pewność, iż na pewno przed nią stoi i nie było to żadne urojenie. Sterczała nieruchomo, dysząc wściekle, a oczy błyszczały się od łez przerażenia, jakie jej towarzyszyło. Piekło ją gardło, bolały płuca, serce tłoczyło krew w zastraszającym tempie, a ciało nieustannie drżało.
Poruszyła ustami, lecz głos uwiązł jej w gardle. Nie wierzyła, że intuicyjnie dała się ponieść do tego miejsca, posiadając złudną nadzieję, że go tutaj zastanie. To był odruch sprzed lat. Nagle uderzyło w nią wspomnienie nieszczęsnej nocy; kiedy ostatnim razem tu przybiegła, nie zastała zupełnie nikogo i to sprawiło, że w jej sercu pojawiły się okropne pęknięcia.
— Gdzie jesteś, głupia suko?! — lekko stłumiony głos dotarł do nich zza żywopłotu. Jeszcze go nie widziała, ale szuranie butów i ciężkie oddechy przebijały się niemalże do jej umysłu.
Westchnęła krótko i bez najmniejszego namysłu zrobiła przed siebie dwa, duże kroki, uderzając o szeroką, ciepła klatkę piersiową. Wcisnęła pomiędzy nią a siebie ramiona; dłonie zacisnęła na materiale czarnej koszulki, zachłannie pochłaniając jego zapach i obecność. Po jej głowie kręciła się ta głupia niepewność; potraktowała go jak psa już dwa razy, a teraz oczekiwała, że jej pomoże.
Spostrzegła cień sylwetki, która pojawiła się w przejściu i zatrzymała w miejscu. Zaśmiał się cynicznie, wpatrując w jej plecy, aż przeszły ją lodowate dreszcze. Przywarła jeszcze mocniej do znajomego ciała i załkała gorzko, mając wrażenie, że napastnik nie dostrzega w panujących tam ciemnościach człowieka, którego tak kurczowo się trzymała.
— Wracaj do mnie — warknął oponent — wszystko dopiero przed nami.
— P-pomóż mi — jęknęła, opierając czoło o obojczyk chłopaka. — Błagam cię, pomóż mi, Natsu...
Ciepłe, duże dłonie zacisnęły się lekko na jej barkach. Odsunął ją od siebie może na kilka centymetrów, chcąc spojrzeć jeszcze raz na mokrą, przestraszoną twarz.
— Cofnij się — mruknął, zabierając ręce.
Wyminął ją i ruszył przed siebie. Doskonale wiedziała, jaki wyraz twarzy przybrał, skoro tamten człowiek wycofał się z powrotem na chodnik. Standardowo, jak wieki wcześniej, nie zastosowała się do jego nakazu, tylko podbiegła do furtki, obserwując sytuację. Dragneel bez słowa kroczył wolno przed siebie, przytłaczając swojego przeciwnika samym wzrokiem i postawą. Gdy tylko podciągnął rękawy, czuła, że to wszystko skończy się w ekspresowym tempie.
— Wypluj to, co powiedziałeś — wycedził, w błyskawicznym tempie, chwytając swoją przyszłą ofiarę za bety.
— Zabieraj łapy, złamasie — oburzył się tamten — dawaj mi tą laskę i po sprawie.
Minął może ułamek sekundy, a głuche uderzenie dotarło do jej uszu. Nim napastnik zdążył opaść dobrze na chodnik, Natsu władował mu jeszcze kolano w brzuch, nie pozwalając upaść.
— Wypluj — powtórzył, bez oporów rzucając go na siatkę. — Za trzy sekundy połamię ci kręgosłup.
Z jednej strony sądziła, że zupełnie nic się w nim nie zmieniło. Od samego początku, gdy widział, że Lucy była w niebezpieczeństwie, transformował z przyjemnego, zabawnego chłopaka w nieczułą maszynę, niemyślącą o konsekwencjach. Teraz było tak samo; jedyną różnicą był fakt, że po samej sylwetce wnioskowała, iż przez te trzy lata tylko rósł w siłę.
— Dwie — warknął, trzymając go wciąż w pionie.
Wyszła i z niezrozumiałych przyczyn chciała podejść bliżej, lecz czarne jak smoła oczy rzuciły jej tylko niebezpieczne spojrzenie, przez które zastygła w miejscu. Choć doskonale wiedziała, że agresja była czymś bezprecedensowo złym i umacniała się w tej wierze każdego dnia, gdy miała z nią styczność… W jego przypadku, fascynowało ją to. Jego siła, gra mięśni, mimika rozwścieczonej twarzy; od zawsze było tak samo. Stawał się taki tylko i wyłącznie wtedy, gdy chodziło o nią.
— Jedną — rzucił i odchylił się do tyłu, lecz jego ofiara niczym najgorszy tchórz, okryła głowę ramionami i kucnęła, chcąc się w jakikolwiek osłonić.
— Kurwa, pójdę sobie! — wrzasnął, opadając na tyłek. — Już, daj na wstrzymanie! Chciałem się tylko podrażnić.
Natsu przewrócił oczyma i chwycił go za głowę, z której pomocą podniósł wrogie ciało. Lucy cofnęła się, gdy odwrócił się z nim w jej stronę i zaczął z wolna zbliżać. Trzymając za ciemne włosy tamtego człowieka, zatrzymał się i skierował siłą twarz w stronę Heartfilii.
— Przeproś — wycedził mu do ucha.
— Ch-chyba…
— Przeproś! — Podniósł niebezpiecznie głos, lekko nim szarpiąc. — Bo skończysz na wózku.
— Przepraszam! — jęknął chrapliwie, spoglądając na dziewczynę.
Ale ona nawet nie zwróciła na niego uwagi. Wciąż wpatrywała się w swojego wybawiciela, tocząc walkę myśli. Okay, pomógł jej. Lepiej być nie mogło, ale czuła się niewyobrażalnie żałośnie. Nie dość, że pobiegła po pomoc właśnie do niego, to wciąż widząc jego oblicze, wewnątrz siebie wyczuwała ten sam zawód i ból, który pojawił się przy ich spotkaniu pod szkołą.
— Spierdalaj stąd. — Natsu pchnął go i odchylił do tyłu głowę, zamykając powieki. — Na to masz już tylko dwie sekundy.
Mężczyzna zerwał się do biegu i dosłownie po chwili nie było po nim śladu. Lucy nie wiedziała, gdzie ma patrzeć; spuściła w końcu głowę i ukradkiem chciała spojrzeć na swoje dłonie, kiedy oblewało ją światło latarni. Czuła, jak z nieba spadają pierwsze, drobne krople zimnego deszczu.
— On ci to zrobił? — Nim te słowa dobrze do niej dotarły, już trzymał ją delikatnie za nadgarstki, doglądając obtarć. — Mów, jeszcze mam szansę go dogonić.
— P-przewróciłam się, gdy uciekałam — wyszeptała, chcąc zabrać ręce. Puścił ją i westchnął. — Przepraszam za zrobienie ci kłopotu… — dodała, wciąż nie potrafiąc ponownie na niego spojrzeć.
— Czy naprawdę wyglądałem, jakbym się kłopotał? — Miała wrażenie, że przez jego głos przebijała się nuta rozbawienia. Piach zachrzęścił pod jego butami kiedy się poruszył, przez co energicznie podniosła wzrok. Odchodził od niej. — Chodź.
— Sądzę, że dalej już sobie poradzę… — powiedziała, stojąc w miejscu.
— A ja sądzę, że spotkasz dziś jeszcze ze trzech takich — rzucił, unosząc w powietrzu rękę, kiedy wpatrywała się w jego plecy. — Dzisiaj były derby, po Edogawie kręci się pełno takich niedobitków.
— Mieszkam niedaleko…
Zatrzymał się; widziała, jak wzniósł barki przy bezradnym wdechu. Zwrócił się na pięcie, by nieco szybciej do niej podejść. Złapał ją za przedramię i pociągnął delikatnie za sobą, w stronę czarnej Hondy. Otworzył przed nią drzwi pasażera, rozglądając się po okolicy. Po chwili całkiem delikatnie je zamknął i wpakował się za kierownicę.
— Łgarstwo nadal ci nie wychodzi — mruknął, odpalając silnik.
Zapięła pas, gdy auto ruszyło i odwróciła głowę w stronę okna. Było inaczej, niż do tej pory. Gdy mieli okazję spotkać się te dwa razy, był całkiem mocno zdesperowany, by tylko chwilę z nim porozmawiała, a w tamtym momencie jego stoicki spokój ją onieśmielał. Zastanawiała się, czego to mogło być wynikiem, a gdy tylko do głowy przyszła jej złota myśl, zacisnęła palce na plecaku. Miała wrażenie, że skoro przyszła poprosić go o pomoc, to tak jak kiedyś, stała się znowu w jakiś sposób od niego zależna. A to równocześnie sprawiało, że nie musiał się już tak starać, by nawiązać z nią kontakt. Cholernie nie chciała, by tak myślał. Zerknęła na niego ukradkiem, miał dziwną minę, wyglądał, jakby go… mdliło?
— Nadal cierpisz na chorobę lokomocyjną? — zapytała, jakby od niechcenia. Zerknął na nią i westchnął głośno. — Nie wierzę.
— Prowadząc, skupiam się na drodze, więc objawy nie są aż tak silne, ale wciąż jest to uciążliwe — odparł, sięgając do kieszeni bluzy po wibrujący telefon. — Wybacz. Halo? Sorry, spóźnię się dziesięć minut, napotkałem małą przeszkodę. No… — Zerknął na dziewczynę. — Można tak powiedzieć.
Zmrużyła powieki, obserwując jak się żegna i rozłącza. Ach, więc byłam przeszkodą. Wybacz.
Do końca drogi odzywała się całkiem zdawkowo. Kierowała go jedynie w pobliże swojej ulicy, lecz nie pozwoliła wyrzucić się pod samym domem, nie chcąc, by dopatrzył do której klatki wchodzi. Gdy tylko zatrzymał samochód, błyskawicznie odpięła pas i otworzyła z impetem drzwi, chcąc jak najszybciej wysiąść.
— Cześć — rzuciła sucho i nie czekając na żadną odpowiedź, odcięła się od niego.
Wbrew jej podejrzeniom, odjechał niemalże od razu, więc nie musiała martwić się o to, że będzie ją obserwować. Przebiegła szybko na drugą stronę ulicy, by nasilający się deszcz za bardzo jej nie zmoczył i prędkim krokiem skierowała się pod blok. Dopiero, gdy zamknęła za sobą mieszkanie, wiedziała, że może odetchnąć. Odłożyła plecak i poszła prosto do łazienki, by w końcu przemyć szczypiące ją rany. Oczyściła je dokładnie, przemyła rozpaloną ze wstydu i nerwów twarz, po czym przeszła do kuchni, gdzie nalała sobie do szklanki wody i duszkiem ją wypiła.
— Co ja sobie myślałam — parsknęła, siadając na kanapie. Chwyciła do ręki pilota i włączyła telewizor, po chwili wyciągając z kieszeni komórkę. — Cholera.
Widząc dosłownie dwanaście nieodebranych połączeń; pięć od Miry i siedem od Laxusa — poczuła, jak zasycha jej w gardle. Sądząc, że łatwiej jej będzie się porozumieć ze Strauss, to właśnie jej numer wybrała..
Ty mała żmijo, dlaczego nie odbierałaś?! — W sumie mogła się spodziewać, że Dreyar koczuje nad biedną Mirajane. — Zamorduję cię!
— Przepraszam was! — Poczęła natychmiastowo się tłumaczyć. — Wpadłam na małe komplikacje.
To znaczy?!
— Nic ważnego, naprawdę. — To było cholernie ważne, ale gdyby powiedziała o tym komukolwiek, a szczególnie przyjaciołom znającym sytuację, to chyba by ją rozszarpali. — Pomieszały mi się po ulice i trochę pobłądziłam, a miałam wyciszoną komórkę.
Gówno tam! — krzyknął oburzony mężczyzna, a w tle dało się wyłapać głos uspokajającej go Miry. — A ty się nie wtrącaj! Mówiłem, że mają unikać wyjść, a posłałaś ją sama po odbiór przesyłki. Obie powinnyście siedzieć na zasranym, karnym jeżyku! Macie moje słowo, kupię je wam, ustawię w moim gabinecie i nie wyjdziecie z niego do końca życia!
— Z tego co pamiętam, siedzi się na nim tyle minut, ile ma się lat — wtrąciła blondynka, zaciskając powieki.
Zamilcz! Wasze durne pomysły można mnożyć przez miliony! — Raczej nie szybko miał zamiar przestać wylewać swoją frustrację. — Nie patrz tak na mnie, Mira. Twój wzrok krytego, durnego zabójcy na mnie nie działa. O nie, odłóż te nożyczki, bo prędzej zrobisz krzywdę sobie, niż mnie.
Lucy zaśmiała się krótko, z łatwością wyobrażając sobie, co się dzieje po drugiej stronie połączenia. Potwierdziła odbiór i obiecała, że rano przyniesie pakunek do siedziby, by następnie się rozłączyć. Nie odłożyła jednak telefonu.
Gryzło ją sumienie, cholernie. I po tym co zrobiła i po tym, że… Nie potrafiła zrobić tego, co każda, szanująca siebie i innych osoba, zrobiłaby od razu. Zaczęła przekopywać listę połączeń, by dorwać się do numeru, który kontaktował się z nią tamtej nocy. Głuchy telefon wciąż ją nurtował, tak samo jak to, kto mógł go wykonać. Wciąż nie miała żadnej pewności, że to właśnie Natsu próbował się z nią wtedy połączyć, ale coś podpowiadało jej, że właśnie tak było.
Kliknęła na dany ciąg cyfr i otworzyła okno wiadomości. Niepewnie, drżącymi palcami wystukała to jedno, krótkie dziękuję, po czym przez dobre pół godziny wahała się nad tym, czy to wysłać. Nie chciała jednak uchodzić za niegrzeczną, niewdzięczną.
Wysłano.
Odrzuciła aparat w kąt kanapy i wstała, by wziąć prysznic. Gdy była już w progu pokoju, usłyszała krótki dźwięk i dopiero, gdy znalazła się przy kanapie, zorientowała się, że podbiegła do niej jak zakochana gówniara, która chciała jak najszybciej dojrzeć odpowiedzi.

23 kwietnia 2016 21:13
Od: Nieznany
Niezmiennie, zrobiłbym dla
Ciebie wszystko, Lucy.

< <> >

Wsunął komórkę do kieszeni i skrył twarz w dłoniach. Siedział na zniszczonej skrzyni, oblany światłem naftowej lampy, która zachowała się w ich kryjówce z dzieciństwa przez te wszystkie lata. Milczał, oddychał ciężko, w głowie rozlegał się nieprzyjemny pisk, wywołany niewyobrażalnym stresem. Przetarł buzię i oparł brodę na pięściach, wpatrując się w czubki butów swojego rozmówcy, który stał pośrodku niewielkiego baraku, skrytego na tyłach działki Silvera Fullbustera.
— Nie wierzysz mi. — Bardziej stwierdził, niż zapytał, czując presję spowodowaną milczeniem dawnego przyjaciela.
— Wierzę — odparł Gray, mechanicznie paląc papierosa. — Gdybym nie brał pod uwagę tego, że słowa Juvii mogą być blefem, nie zadzwoniłbym po ciebie. Nie uważasz?
— Przez cały ten czas miałem wrażenie, że macie jakiekolwiek pojęcie na temat tej sytuacji. — Uderzył plecami o zimną ścianę i oparł o nią głowę. — Po spotkaniu pod waszym liceum myślałem, że traktujecie mnie jak jakiegoś potwora, zakładając, że to ja zamordowałem ojca.
— Nawet gdyby próbowali nam to wmówić, nikt z nas by nie uwierzył — odparł brunet, wrzucając niedopałek do słoiczka, na którego dnie leżało już kilka petów, nasiąkniętych brązową wodą. — Ale nawet w tej sytuacji mogę śmiało powiedzieć, że mam do ciebie swego rodzaju żal, Natsu. Mimo wszystko, mogłeś dać nam jakiś znak. Postaralibyśmy się pomóc.
— Postaw się na moim miejscu…
— Postawiłem się już kilka minut temu. Doskonale cię rozumiem, ale tego uczucia nie da się tak szybko wymazać.
Dragneel wziął kilka głębokich wdechów i zamknął powieki, chcąc nieco ochłonąć. Właśnie miał okazję odbić się od dna i wykorzystał ją bez namysłu, spowiadając się Grayowi ze wszystkiego, co wydarzyło się przed jego zniknięciem. Serce kołatało mu w piersi ze strachu, że chłopak i tak na koniec odeśle go z kwitkiem, ale jednak nie zapowiadało się na takie zakończenie spotkania.
— Nie wiem, co mam robić, Gray… — wyszeptał, zaciskając pięści. — Jedyne czego pragnąłem przez ten cały czas, to powrotu tutaj, odnalezienia was. Spodziewałem się, że pierwsze spotkanie nie będzie zbyt przyjemne, że wybuchnie jakaś afera, popłyną żale i słowa, wypowiedziane pod wpływem nerwów… Tymczasem spotkałem się z potężną nienawiścią, z którą nie potrafiłem walczyć.
— Nie uważasz, że tylko i wyłącznie prawda pozwoli ci zrzucić te łańcuchy? — Gray usiadł na starej, zatęchłej kanapie i zaczął bawić się zapalniczką.
— A myślisz, że o co się staram od początku? — Chłopak przeniósł poirytowany wzrok na bruneta. — Próbowałem do was dotrzeć, kilkukrotnie udało mi się natknąć na Lucy, ale za każdym razem odsyłała mnie do piekła.
— No, problem polega na tym, że wybranie Lu jako pierwszej do rozmowy, było najgorszym możliwym błędem. Powinieneś zdawać sobie sprawę, że po tym wszystkim, to z nią będzie ci najciężej.
— Nie, żeby coś, ale pierwszego dnia to ty mi groziłeś eksterminacją!
— Tak? Nie pamiętam…
— Gray!
— Wyluzuj — prychnął — zrozum, że działaliśmy pod wpływem szoku. Niełatwo jest się opanować w takich momentach. Dlatego spróbuj zrozumieć Lucy. Nie wmówisz mi, że nigdy nie zdawałeś sobie sprawy z uczuć, jakimi cię darzyła. Twoje zniknięcie było dla niej ciosem, tak samo jak śmierć Lokiego.
Fullbuster wzdrygnął się nerwowo, kiedy jego rozmówca hałaśliwie poderwał się na nogi, zrzucając na ziemię jakieś kartony. Dostrzegając to, w jaki sposób Natsu wbijał w niego swoje przerażone spojrzenie, zrozumiał, iż chłopak nie miał o niczym pojęcia.
— Loki nie żyje?!
— Został zamordowany niespełna dobę po twoim ojcu — odpowiedział spokojnie, chcąc, by Dragneel nieco się opanował. Lecz ten prędko się do niego zbliżył, wyczekując wyjaśnień. — Nie patrz tak na mnie. Wiem tyle, co nic.
— To powiedz mi chociaż tyle, ile wiesz!
Gray milczał przez dłuższy moment, zbierając myśli do jakiejś sensownej kupy. Zastanawiał się, czy Heartfilia życzyłaby sobie, by ujawniać prawdę przed Natsu. Wiedział jednak, że im więcej się wyjaśni, tym prościej będzie rozwikłać kilka innych spraw i chociaż w minimalny sposób zobrazować mu to, czemu Lucy tak bardzo się na nim zawiodła.
— Wracaliśmy wtedy z dodatkowych zajęć, na których się nie zjawiłeś… Z racji tego, że często z czystego lenistwa zdarzało ci się gdzieś nie pojawić, zbyliśmy to. Rozstaliśmy się tam, gdzie zawsze, na skrzyżowaniu przy parku. Lucy poszła prosto do domu i tam zaczęło się piekło. Była zaskoczona, że słyszy muzykę w pokoju Lokiego, który dał znać, że nie wróci na noc. Gdy do niego weszła… — Chłopak zacisnął usta w wąską linię i potrząsnął głową, jakby chcąc odpędzić od siebie jakieś natrętne myśli. — Jezu, do tej pory nie potrafię wyobrazić sobie, co czuła. Leżał pod oknem, w kałuży krwi; został ugodzony nożem dokładnie trzydzieści dwa razy. Lekarze mówili, że nawet po natychmiastowym wezwaniu, nie byliby w stanie mu pomóc. Jego oprawca wbijał ostrze we wszystkie tętnice, w serce, w szyję… Jakby pragnąc, by Loki padł jak najszybciej.
Nie wierzył w to, co słyszał. Nie był w stanie sobie tego nawet wyobrazić, choćby w najmniejszym stopniu.
— Lucy… — wydusił z siebie.
— Krzyczała. W amoku szarpała jego ciałem, zatapiając swoje własne w jego krwi. Próbowała wezwać pogotowie, ale nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Musieli ją odnaleźć po sygnale GPS. Gdy dotarli na miejsce, jej już nie było. — Brunet prychnął głośno i pokręcił głową, by następnie wbić spojrzenie w dawnego przyjaciela. — Ta głupia kretynka, tak cholernie nieostrożna i zaślepiona rozpaczą, pognała do ciebie.
Wstrzymał powietrze, czując, jakby oberwał prosto w serce jakąś trucizną, która powoli zaczynała rozprzestrzeniać się po jego rozdygotanym ciele.
— Biegła przez miasto, cała ubroczona juchą, by tylko się do ciebie dostać, otrzymać jakiekolwiek wsparcie — wyszeptał, przenosząc wzrok na okno, za którym począł dawać o sobie szumiący wiatr i nasilający się deszcz. Krople zaczęły dudnić o blaszany dach, tworząc irytujący hałas. — Waliła w drzwi twojego mieszkania, wrzeszczała, płakała. Ale nikogo nie było w środku i jak się okazało, nikt nie miał zamiaru tam wrócić. W końcu po godzinie walki zadzwoniła do mnie i zimnym, nienaturalnym dla niej głosem poprosiła mnie szeptem o to, bym po nią przyszedł i stamtąd zabrał.
— J-ja… Nie wiedziałem… Nic nie wiedziałem, nie miałem pojęcia…
— Bez znaczenia, skoro już wtedy nie było cię w mieście. — Fullbuster wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro i wsunął do ust papierosa, którego po chwili odpalił, częstując przy okazji słuchacza. — To był dla niej niewyobrażalny cios. To chore, ale czasem zastanawiałem się, czy jej ból, żal czy też sama nienawiść, spowodowane były morderstwem Lokiego czy tym, że nie zastała cię w mieszkaniu, kiedy strach rozrywał ją na kawałeczki.
— Kto to zrobił? — wybełkotał, czując, jak kręci mu się w głowie od nadmiaru przerażających wieści. — Znaleźli go?
— Nie — sparował cierpko chłopak. — Jej życie zamieniło się w piekło. Podejrzenia padły na nią, szczególnie gdy doniosłem ją do mieszkania w takim stanie. Przesłuchania, areszt tymczasowy, terapie, silne antydepresanty. A my nie mogliśmy nic zrobić, tylko obserwować, jak to wszystko ją wyniszczało. Do tej pory nie wiadomo, kto się do tego przyczynił. Na szczęście Lu stanęła jakoś na nogi i próbowała zacząć żyć od nowa, mimo, że twoja nieobecność wciąż jej zawadzała… Minął rok, pogodziła się ze śmiercią brata, z tym, że zniknąłeś i próbowała w miarę normalnie żyć. Ale potem znowu zaczęło się pierdolić…
— To znaczy?
— Jude, jej ojciec… zrzekł się praw do rodzicielstwa. Co prawda, po to by ją chronić, ale ostatni członek jej rodziny, również ją zostawił… — Gray zmarszczył na chwilę czoło. — Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego. W każdym razie, zyskała wspaniałego, przybranego ojca i wciąż o siebie walczyła. Dlatego nie dziw jej się, że nie jest w stanie na ciebie patrzeć, na nowo ci zaufać. Jesteś… Kimś, kto przywołuje do niej całą tę bolesną przeszłość. Każdy szczegół, którego nie chce pamiętać.
— Kurwa — jęknął chrapliwie.
Brunet popatrzył na niego skonsternowany i rozchylił lekko usta. W ciemnych jak węgiel oczach błyszczały się łzy, uwydatniane słabym światłem lampy, a na twarzy malowało się niewyobrażalne rozgoryczenie, którego naprawdę się nie spodziewał. Nie po Natsu.
— Stary…
— Kurwa, Gray! — wrzasnął i z całej siły kopnął drewnianą skrzynię, która odbijając się od jego nogi, rozpadła się na kilka części. — Nie wierzę! Nie wierzę, że mogłem tak spierdolić… Nie wierzę…
Złapał się za głowę, oddychając spazmatycznie, a wszystkie jego mięśnie boleśnie się napinały. Nigdy, nawet przez moment nie próbował sobie wyobrazić, że coś takiego mogło mieć miejsce. Czuł w sercu palący ból, kiedy jego umysł stwarzał poszczególne sceny z udziałem Lucy. Zrozpaczonej Lucy, którą egoistycznie pozostawił samą sobie, kierując się własnymi pobudkami. Po raz pierwszy, tak cholernie mocno pragnął cofnąć czas, być przy niej, pomóc jej. Przecież przez tyle lat tłumił swoje uczucia względem dziewczyny, jednocześnie nie potrafiąc odstąpić jej choćby na mały kroczek… A teraz? Teraz czuł się wszystkiemu winny.
W s z y s t k i e m u.
— Gdybym wiedział — wyszeptał chrapliwie, zaciskając szczęki — gdybym tylko kurwa wiedział. Wróciłbym, Gray… Rozumiesz? Wróciłbym…
— Natsu, uspokój się…
— Kurwa mać, kochałem ją ponad wszystko… I wciąż ją kocham, Gray — wysapał, opadając na kolana. Fullbuster nie wierzył w to, co właśnie od niego usłyszał. Choć Lucy była łatwa do rozgryzienia, to obiekt jej westchnień już nie bardzo. W życiu nie spodziewał się, że usłyszy od Dragneela takie wyznanie. Nie wiedział również, co powinien zrobić, kiedy chłopak wpadał w coraz gorszy obłęd. — Dlaczego dałem się ponieść emocjom… Dlaczego ją zostawiłem?!
Brunet z przestrachem popatrzył na komórkę, dającą sygnał o połączeniu od Erzy. Tylko ona i Juvia wiedziały o tym spotkaniu, dlatego zbył to, sądząc, że po prostu oddzwoni do niej nieco później. Czuł jak jego ciało drży; nie potrafił ogarnąć umysłem tego, co widział. Po raz pierwszy w swoim życiu miał przed sobą takiego Natsu. Złamanego, przegranego, obnażonego ze wszystkich barier, jakimi zawsze się chronił.
— Chcę tylko ją odzyskać… Chcę tylko ją znowu mieć przy sobie…
— Natsu…
— Chcę ją chronić… Przeprosić.
— Stary, błagam, przestań, bo zaraz sam się rozkleję…
— Gray… — Podniósł wzrok na brunetka, który wciąż nieruchomo spoczywał na kanapie. — Chcę tylko móc znowu nazywać ją swoją Lucy… Chcę jej w końcu powiedzieć, jak bardzo ją…
— Ona wciąż cię kocha.
Nie wierzył, że to powiedział. Oczywiście, że Heartfilia nie przyznała tego ani razu. Nikomu. Nigdy. Nawet w chwilach słabości. Ale to nie miało znaczenia, bo doskonale o tym wiedział. Od zawsze, od samego początku obserwował, jak patrzyła na Natsu, jak o nim mówiła. Jak bardzo pragnęła jego bliskości i tego, by po prostu nieprzerwanie przy niej był. Obecność tego chłopaka dawała jej szczęście.
— C-co? — jęknął, spoglądając na niego ledwo przytomnie. Obraz rozmazywał się przez łzy.
— Zawsze cię kochała, ty skończony idioto! — Brunet nie wytrzymał i poderwał się na nogi, po chwili powalając na ziemie Dragneela. Usiadł na nim okrakiem i złapał za jego koszulkę, wymierzając mu cios pięścią prosto w twarz. Na tyle mocny, że rozbolały go kostki. — Mimo wszystko! Pomimo tego, że cię, kurwa jego mać, nie było! Nieprzerwanie siedziałeś w jej sercu, ty pieprzony demonie! Nie potrafiła odpuścić, nawet zdając sobie sprawę z tego, że może cię już nigdy więcej nie zobaczyć! Tylko to dzisiaj udowodniła, biegnąc właśnie do ciebie!
Leżał nieruchomo, czując jak pulsuje mu kość policzkowa i łupie go w szczęce. Nie oddychał, wpatrując się prosto w ciemne oczy, które zaszły jakąś tajemniczą mgłą.
— Ja pierdole, jak ja cię, kurwa, nienawidzę! — Gray wyprostował się i odchylił do tyłu głowę, puszczając chłopaka. — Nie wybaczę ci do końca życia, jeżeli jeszcze raz ją zranisz, rozumiesz?! Otrząśnij się, do jasnej cholery, i przywróć jej uśmiech sprzed lat!
— Jak… — wydusił z siebie, niezmiernie cicho. — Jak ja mam to do cholery zrobić…
Brunet westchnął głośno i zszedł z chłopaka. Przez kilka chwil wpatrywał się w podłogę, mrużąc powieki. Natsu dźwignął się do siadu, wówczas gdy jego oprawca podszedł do okna i w skupieniu się nad czymś zastanawiał.
— Nie wiem… — odparł, choć w głowie krzątała mu się pewna myśl. — Coś wykombinujemy. Tymczasem trzymaj się od niej z daleka.

Od Mayako: T___T
Nawet nie chcę myśleć, ile jest tam błędów. Sprawdzałam ten tekst kilka razy, ale wciąż mam wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Chciałam, żeby był naprawdę dobry, a mam wrażenie, że wyszła kiszka. Ale pewności nie mam. Może wam się spodoba. :D
STANDARDOWO PROSZĘ O WYPOMINANIE BŁĘDÓW. XD
A teraz Mayako zajrzy do rozpiski i zaraz wam powie, co ciekawego będzie w następnym rozdziale.
*szuku, szuku*
*szuku, szuku dalej*
O! Hoho! Nic wam nie powiem, ale obiecuję, że będziecie szczęśliwi. :D Ja też będę, o ile uda mi się to dobrze napisać. W każdym razie… NaLu zaczyna przejmować to opowiadanie. I to bardzo mocno.
W ogóle, to mam nadzieję, że święta wam się udały. :3 Ja padam na pysk, bo musiałam ogarniać wszystko sama, no ale idzie przywyknąć do takiego trybu życia.
Do następnego, kochani! :)

23 komentarze:

  1. "OTO 10 POWODÓW BY POKOCHAĆ WTORKIIII!!!!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział boski <3 Choć to straszne, co zrobili biednej Levy! Dobrze, że wykluczono gwałt...
    Dobra, mam pustkę w głowie, więc przejdę do błędów. Zwróciłam uwagę na jedną rzecz, a mianowicie - nie stawiamy przecinków przez "że" w słowach "mimo że" : (....), mimo że (...) - tak to powinno wyglądać. :)
    Błędów może być więcej, ale jestem zbyt zmęczona i tylko ten dostrzegłam.

    Powodzenia w pisaniu następnych rozdziałów!
    Pozdrawiam,
    Anai Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Okay, zaczynam!
    Pluję sobie w brodę, że nie przeczytałam jako pierwsza, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Rozdział *myśli nad użyciem niecenzuralnego słowa, ale stwierdza, że nie, bo zaśmieci komentarz* GENIALNY, ŚWIETNY i w ogóle FANTASTYCZNY.
    Tak mi się smutno zrobiło, gdy czytałam o Levy i o tym, że podejrzewali kogoś o gwałt. Z drugiej strony dzięki temu (a raczej przez to) Gajeel zaczyna okazywać uczucia! Ale takie uczucia uczucia. Mirę pokochałam od pierwszego wejrzenia. No normalnie kolejna postać, która mi się podoba! Chyba muszę je ostrzej oceniać, bo niedługo będę wrogom kibicować... :D Tak samo Juvia i Gray - po prostu CUDO! Juvia, która okazała się taka inna od Juvii w anime (co jest kolejnym plusem! - nie to, że mam coś do stalkerki), po raz kolejny ukazuje, że ma fajny charakter. A jej relacja z chłopakiem to magia. Tylko pozazdrościć! Dalej mamy... *przegląda jeszcze raz rozdział, bo zapomniała, co było dalej* aha! Gdy padło: Igneel Dragneel, na początku myślałam, że chodzi o Natsu i dopiero po chwili załapałam. Nie ma to jak mylić ojca z synem. Szczególnie, że chwilę potem nasza Heroina wpada do Dragneela z goniącym ją pijaczkiem. Ale nasz bohater ratuje damę z opresji i grozi wiecznym pozostaniem na wózku! Tak właściwie, po co ja ci streszczam twój tekst? xD W każdym razie było Nalu <3 <3 <3 <3 A ma być jeszcze więcej!!! Ja chyba staję się sadystką, ale tak chorobliwie cieszyłam się, kiedy Natsu groził tamtemu facetowi, że mu złamie kark... To źle?
    *akapit zrobiła i szczęśliwa, bo kto lubi ściany tekstu?*
    W ten sposób powoli przechodzimy do rozmowy Graya i Natsu... Cieszę się, że Fullbuster taki wyrozumiały, bo jakby nie był, to chyba bym go zasztyletowała, udusiła, otruła, poćwiartowała, a szczątki zakopała na dnie rzeki. Nie wiem jak ty, lecz ja tak się ekscytowałam, gdy Natsu powiedział, że kocha Lucynkę. Chyba z pięć razu czytałam te zdanie, a mój wielki uśmiech ciągle się poszerzał... I dobrze, że Gray walnął prosto z mostu o odwzajemnionej miłości, bo nie chce mi się czekać, aż dziewczyna łaskawie wyzna mu, że TEŻ GO KOCHA. Tak już bywało, chociaż mam przeczucie, że u ciebie tego nie spotkam.
    Uffffffffffffffff, dotarłam do końca. Nie wiem jakim cudem przebrniesz przez ten komentarz (chociaż nawet nie wiem, jaki jest długi xD), ale cię podziwiam, jeżeli masz ochotę to czytać... ;D Teraz czekamy na rozdział V!

    PS. Błędów wyłapałam trochę, ale wybacz, wypiszę jutro z racji tego, że musiałabym to wszystko przeczytać od nowa. Nie potrafię po prostu czytać i w tym samym momencie wypisywać błędów, ponieważ mam wrażenie, że wtedy to byłoby kompletnie pozbawione emocji. Tak dla przykładu:
    Kurde, kto był zabity tego 12 marca?! "Ten zamordowany facet często pojawiał się w moim budynku. Drounel? Drawnel? Jakoś tak miał na nazwisko.
    > Himoe12 10:13:47 13/09/2015
    @LouNa, tak dokładnie to..." O, przecinek! I kopiowanie.
    Normalnie mordęga. Tak jakby co, to skopiowałam pierwszy lepszy fragment tekstu, więc oczywiście tu przecinka być nie powinno :D

    Niczym Święty Mikołaj z reklam Coca-coli moje renifery przyślą ci w najbliższym czasie cały wór weny i jeżeli będzie specjalna prośba, mogą nawet wrzucić przez komin xD
    A jak na razie czekam i komentuję wszystko, co się tutaj pojawia.
    Pozdrawiam (albo cokolwiek chcesz, bo nie wiem, jak zakończyć ten komentarz)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem! Wstałam o 7.20 i zabrałam się za ponowne czytanie. Tym razem ze zrozumieniem. Wypisałam to, co wychwyciłam, chociaż może być tego więcej lub mniej... Nie chciało mi się wstawiać cudzysłowów, więc się pobawiłam kursywą, ale jak piszę komentarz, to nie widzę, jak mi poszło, więc... może być różnie xD Nie chce mi się sprawdzać wszystkiego od nowa i w związku z tym istnieje dosyć DUŻA możliwość, że przecinek na przeciek się zamienił albo coś w tym stylu. Tam, gdzie masz wątpliwości, radzę poszukać w Internetach, bo jak to powiedział Einstein (sorry za niepolski cudzysłów) "Tyl­ko dwie rzeczy są nies­kończo­ne: wszechświat oraz ludzka głupo­ta, choć nie jes­tem pe­wien co do tej pierwszej".

      1. Wolał korzystać z tradycyjnej, papierowej mapy lub siłą wciągać do auta Lucy, by z jej niezawodną pamięcią przedniego wzrokowca, trafiać do wielu miejsc. Brak przecinka przed trafiać.
      2. Mirajane czasem przysyłała ją do siedziby Lamii Scale, by odbierała jakieś drobnostki lub po prostu wymieniała się informacjami, jako członkowie sojuszu trzech organizacji, w którego skład wchodzili również ludzie z Blue Pegasus, dlatego Lucy znała tę drogę najlepiej. To zależy od tego, co chciałaś przekazać, ale zdaje mi się, że przed jako nie powinno być przecinka.
      3. Lucy i Gajeel doskoczyli prędko do ciała przyjaciółki i ze zbolałymi minami otaksowali ją spojrzeniem. Może się za bardzo czepiam, ale Lucy i Gajeel mają jedno spojrzenie?
      4. Gdy tu dotarłam była strasznie roztrzęsiona, nie mogłam na to patrzeć. Przecinek przed była.
      5. — Jesteście w stanie powiedzieć co się w ogóle stało? Przecinek przed co.
      6. — Szczerze? Dawno nie wiedziałem czegoś… Takiego. Takiego małą literą, bo to dokończenie zdania.
      7. Akurat wychodziłem z marketu i miałem przejść na jego tyły, gdzie miała czekać na mnie przesyłka ze zlecenia. Gdy podszedłem do palet, zobaczyłem Levy. Powtórzenie słowa miałem.
      8. Wiedziałem, że jest od was, więc nie zawiadomiłem policji, tylko zadzwoniłem po Jurę, by przyjechał i pomógł mi ją stamtąd jakoś niepostrzeżenie zabrać po czym zadzwoniliśmy do Ul, ale była zajęta i przyjechała dopiero dwie godziny temu. Przecinek przed po czym.
      9. — Gdy się ocknęła wpadła w straszną panikę. Zajęło jej trochę czasu, by zrozumieć, że nie jesteśmy wrogami. Przecinek przed wpadła.
      10. — Przeszło mi to przez myśl; zadzwoniłem i zapytałem czy nie widzieli kogoś, czegoś... Przecinek przed czy.
      11. — Dziękujemy ci Ultear — odezwał się przygnębiony Dreyar. Przecinek przed Ultear
      12. Spoglądała na Redfoxa spod przymrużonych powiek; po jej skroniach spłynęły drobne, perliste łzy. Jak łzy mogły spłynąć po skroniach? Google Grafika pięknie mi wskazuje, że skronie to takie miejsce trochę powyżej oczu, więc Levy leżała głową do dołu, czy te łzy do góry płynęły?
      13. Dziewczyna posłusznie ruszyła za Strauss. Jak to miała w zwyczaju, przysiadła na barowym krzesełku i skrzyżowała ramiona na kontuarze, obserwując jak Mira gorączkowo szuka czegoś w szafce. Przecinek przed jak.
      14. Blondynka wyjrzała na kartkę lecz nie dostrzegła na niej nic, prócz bazgrołów. Przecinek przed lecz.
      15. Zgarnęłabyś od niego tylko paczuszkę, a ja poinformowałabym go rano o tym, kto się tam wstawi. Wstawi? Na pewno tak miało być?
      16. Fullbuster tak samo jak ona, czuł się winny temu, co spotkało Levy; oboje nie wiedzieli kto urządził sobie na nich polowanie i jak owe się zakończy. Przecinek przed kto.
      17. Gdyby nie to, że Fried był w pobliżu, posiekali by ją na kawałki. By z czasownikiem piszemy razem.
      18. Śmierć to śmierć, bez znaczenia jest dla mnie jak zginęły obce mi osoby. Przecinek przed jak.
      19. Do tej pory nie wiadomo co się tak naprawdę stało. Przecinek przed co. A przynajmniej tak mi się zdaje.

      Usuń
    2. 20. Odruchowo przyłożyła dłonie do ust, czując jak otula ją chłód i robi jej się niedobrze. Przecinek przed jak.
      21. Dlatego jej poczucie siły stało się dużo wyższe i nie często czuła zagrożenie ze strony jakiś małych opryszków, wałęsających się wieczorami po ulicach. Nie jakiś tylko jakichś.
      Jakiś to zaimek nieokreślony w mianowniku rodzaju męskiego (w rodzaju męskonieżywotnym też biernik), np. „Pytał o ciebie jakiś pan”. Jakichś to dopełniacz lub miejscownik lm tego zaimka (w rodzaju męskoosobowym też biernik), np. „Szukali jakichś dokumentów”. ( To z PWNu) I nieczęsto.
      22. I nie ważne, czy taki człowiek był jej obcy czy bliski; ci pierwsi wywoływali w niej przerażający paraliż, a ci drudzy sprawiali, że zaczynała dostrzegać w nich coś dziwnego, coś… Czego sama nie potrafiła znieść na trzeźwo. Czego małą literą.
      23. Cofnęła się o krok, by podnieść wzrok i wstrzymała oddech, czując jak z istnym przerażeniem wpatruje się w jej twarz. Przecinek przed wpatruje.
      24. — Wypluj to co powiedziałeś — wycedził, w błyskawicznym tempie, chwytając swoją przyszłą ofiarę za bety. Przecinek przed co.
      25. — Prowadząc skupiam się na drodze, więc objawy nie są aż tak silne, ale wciąż jest to uciążliwe — odparł, sięgając do kieszeni bluzy po wibrujący telefon. Przecinek przed skupiam.
      26. — Gówno tam! — krzyknął oburzony mężczyzna, a w tle dało się wyłapać głos uspokajającego go Miry. Mira to kobieta, więc uspokajającej.
      27. — Wierzę — odparł Gray, mechanicznie paląc papierosa. Gray pali??????!! Szok. Wcześniej tego nie zauważyłam. Byleby raka płuc nie miał, biedaczek.
      28. — Ale nawet w tej sytuacji mogę śmiało powiedzieć, że mam do ciebie swego rodzaju żal, Natsu. Mimo wszystko, mogłeś nam cokolwiek powiedzieć. Powtórzenie słowa powiedzieć.
      29. — Nie wiem, co mam robić Gray… — wyszeptał, zaciskając pięści. Przecinek przed Gray.
      30. Nie łatwo jest się opanować w takich momentach. Niełatwo.
      31. — Został zamordowany niespełna dobę, po twoim ojcu — odpowiedział spokojnie, chcąc, by Dragneel nieco się opanował. Brak przecinka po dobę.
      32. Rozstaliśmy się tam gdzie zawsze, na skrzyżowaniu przy parku. Przecinek przed gdzie.
      33. Była zaskoczona, że słyszy muzykę w pokoju Lokiego, który zapowiadał się, że nie wróci na noc. Zapowiadał się?
      34. — Jezu, do tej pory nie potrafię wyobrazić sobie co czuła. Przecinek przed co.
      35. W końcu po godzinie walki zadzwoniła do mnie i zimnym, nienaturalnym dla niej głosem, poprosiła mnie szeptem o to, bym po nią przyszedł i stamtąd zabrał. Brak przecinka przed poprosiła.
      36. Fullbuster wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro i wsunął do ust papierosa, którego po chwili odpalił, częstując przy okazji słuchacza. Natsu też pali??????!!!! Co ty robisz z tymi bohaterami...
      37. — Jude, jej ojciec… Zrzekł się praw do rodzicielstwa. Zrzekł małą literą.
      38. Fullbuster nie wierzył w to co właśnie od niego usłyszał. Przecinek przed co.
      39. Nieprzerwanie siedziałeś w jej sercu, ty pieprzony demonie! Ogarnęłam, skąd wzięła się nazwa bloga! Brawo ja! Nie mylę się, Mayako?
      40. — Nie wiem… — Odparł, choć w głowie krzątała mu się pewna myśl. Odparł małą literą.

      Dotarliśmy do końca! Musiałam na dwie części podzielić cały tekst.Długie to wyszło... ale nie ma rady; jest jakie jest.

      Renifery dotarły? :D

      Usuń
    3. DZIEŃ DOBRY KAYO, SŁYSZAŁAM OD RENIFERÓW, ŻE JAK ZROBIĘ ŁADNE OCZY, TO ZECHCESZ BETOWAĆ MI ROZDZIAŁY PRZED ICH DODANIEM. XDD

      Usuń
    4. Z PRZYJEMNOŚCIĄ :D A tak btw, to to żart, na serio, czy sarkazm, bo normalnie mam problemy z rozróżnieniem (choć nie przeszkadza mi to w częstym używaniu), a co dopiero w Internecie.

      PS. Renifery się odezwały?! Wredoty, przy mnie nigdy pyska nie otworzą.

      Usuń
    5. Nie, jestem bardzo poważna. xD
      I jak jeszcze powiesz, że możemy to robić z pomocą dokumentów google, to już w ogóle umrę ze szczęścia. xD

      Usuń
    6. Możesz umierać xD Co prawda nigdy nie używałam tych dokumentów, ale też nigdy nie byłam betą, więc... ok.

      Usuń
    7. Umarłam. ;___;
      KOPSNIJ MI SWOJEGO MAILA, ALBO NAPISZ NA MOJEGO, JEŻELI NIE CHCESZ GO UPUBLICZNIAĆ. <3
      ms.maja94@gmail.com

      Usuń
  4. Ten rozdział jest taki świetny, że aż brak mi słów by to opisać. Z niecierpliwością czekam na następny. Pozdrawiam i mnóstwo weny życzę XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Te filsy. ;__;
    Na wejściu rozwalił mnie tekst o tym, że Laxus woli używać Lucy zamiast nawigacji. xD Nie wiem, może to było takie zwykłe, ale mimo wszystko zaśmiałam się, bo mój ojciec robi dokładnie to samo. Mimo, że sama używam wtedy nawigacji, on ufa mi bardziej, niż głosowi z telefonu. xD
    Bardzo szkoda mi było Levy, ale tak ja powiedziała później Mirajane, to w jakim dziewczyna była stanie, było nieuniknione, skoro nie szkoliła się nawet trochę w boju. Może Gajeel powinien ją trochę potrenować, skoro teraz prawdopodobnie ze sobą zamieszkają. :D
    Dobra, widzę od samego początku, odpierwszego rozdziału, że wciąż jest poruszany temat zlecenia z koncertu. Coś musi być na rzeczy, bo o ile dobrze mniemam, naprawdę w każdym rozdziale było coś o tym wspomniane.
    Misja Lucy, oaawww. Na początku pomyślałam, że biegnie do Graya, a potem, że do Mesta. Nie mam pojęcia dlaczego się nie zorientowałam, że myśli o Natsu. Po prostu podświadomie sądziłam, że jej hejt jest nieustępliwy. A potem bum! (i to dosłownie) Jak sobvie wyobrażałam te scenę, to aż mi się ciepło zrobiło. :D Wiesz, że lubię, jak opisujesz agresję u facetów, kiedy chodzi o ich kobiety. Aż sama zawsze chcę się znaleźć w skórze tych dziewczyn. xD Te groźby były słodkie, szczególnie potem, gdy powiedział, że wciąż ma szansę ich dogonić.
    nie podoba mi się jednak to, że Lucy czuje się... hmm... Osłabiona przez to, że Natsu czuje się lepiej. Nie do końća wiem jak to interpretować, bo trochę mi tu śmierdzi tym, że Lucy boi się stracić nad tym kontrolę, jako Pani sytuacji. Kurde, nie wiem jak to wyjaśnić. xD W każdym razie biłam jej brawo, gdy w końcu zorientowała się, by podziękować.
    Rozmowa przez telefon z Laxusem była strasznie zabawna. xD Szczególnie moment ze sławnym, karnym jeżem i mnożeniem ich głupoty przez miliony. :D
    Rozmowa Natsu vs Gray? Miód! Tylko nie wiem czy na oczy, czy na duszę, czy na umysł. W każdym razie, gdy Juvia czytała arytkuł, robiło mi się zimno i nie spodziewałam się, że tak szybko nam co nieco wyjaśnisz, bo masz w nawyku trzymać ludzi przez długi czas w niepewności. A tu psikus. Biedny Loki [*] Biedna Lucy, biedny Natsu. Gdy wpadł w tę chorą rozpacz, naprawdę było mi go szkoda, zwłaszcza wtedy, gdy zaczął wylewać swoje uczucia. Przez chwilę miałąm ochotę kopnąć Graya za ten cios, ale potem pomyślałam, że takie rąbnięcie w mordę może być otrzeźwiające.
    W każdym razie mam nadzieję, że coś wymyślą i nie zakończy się to tragedią. :3

    Pozdrawiam Cię, Maya! Wenki! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Na Zamkniętych Kiba, tutaj Gray wyskakuje z moralizatorską, uczuciową, szczerą gadką. No rozwalisz mi psychikę do reszty! xD

    OdpowiedzUsuń
  7. W sumie sam bym w takiej sytuacji przydzwonił w ryj Natsu. Dlatego nie hejcę Graya za ten czyn.

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko, dzis krotko, bo meczy mnie brak czasu!
    Upragnione NaLu!:3 Znaczy nie zeby nie bylo mi szkoda Levy, bo bylo strasznie. Nurtuje mnie ta sytuacja i to, dlaczego to niby wina Lucy i Graya. :(
    Scena z Juvia epicka, az mialam dreszcze, gdy czytala wiadomosci na forum. No i to slodko/agresywne NaLu. :33 tez mialam dreszcze, ale te fajne fajne. XD no i koncowka. Ciesze sie, zechlopcy sie spotkali i obgadali sprawe. Wyznanie Natsu bylo urocze, tak samo jak bolesna (doslownie) prawda od Graya. Jestem bardzo ciekawe, jak sie to rozwinie. :3
    Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń
  9. TEN SZABLON JEST NIEZIEMSKI

    OdpowiedzUsuń
  10. O MATKOOOO!! Bardzo bardzo bardzo bardzo uwielbiam ten rozdział :)
    Ponownie miałam łzy w oczach. Nie wiem jak to robisz, że Twoje opowiadania wywołują we mnie tyle emocji.
    W końcu NaLu! Czuję, że robi się coraz ciekawiej :) Trochę zaczynam się domyślać o co w tym wszystkim chodzi, ale pewnie czeka mnie jakieś zaskoczenie. I ta rozmowa Natsu z Grayem... lepiej być nie mogło, super! I podoba mi się to jak Gajeel martwi się o Levy ^^
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozpływam się tą miłością, jak zawsze mnie najarasz na jakąś parę. NATSUxLUCY <3 . Grejuś jest mój.

    OdpowiedzUsuń