poniedziałek, 14 marca 2016

III. Pijaństwo


“Kiedy człowiek powiada, że nie chce o czymś mówić,
zwykle to znaczy, że nie może myśleć o niczym innym.”
~ John Steinbeck, Na wschód od Edenu

Lucyyy — Przeciągłe jęknięcie Levy przebiegło pomiędzy sąsiednimi stolikami, zwracając ku dziewczynie kilka par oczu. Zatoczyła się wokół własnej osi, zabawnie kiwając głową i uderzyła nagle dłońmi o blat drewnianego stołu. — Lucy, uśmiechnij się!
Heartfilia po raz pierwszy była tak niebywale szczęśliwa, widząc swoich przyjaciół pijanych w sztok. Wiedziała, że przez ten stan nikt nie będzie starał się dociekać i uprzykrzać dodatkowo jej zblazowanego humoru. Czuła jednak, że Gray i Erza szybko poznali się na jej zaczerwienionych od płaczu oczach, nie łykając bajki o kłótni z Mestem. Doskonale wiedzieli, że dziewczyna miała co do tego związku całkiem luźne podejście; nie reagowała na awantury zbyt emocjonalnie, więc jej stan był co najmniej zastanawiający.
— Levy, uważaj. — Gajeel chwycił McGarden niemalże w ostatniej chwili, ratując przy tym jej głowę przed rozbiciem o kant stolika. — Jasna cholera, kto ją tak upił?
Blondynka posłała mu pocieszający uśmiech i z rozczuleniem przyglądała się, jak Redfox przyciąga do siebie dziewczynę, by zamknąć ją w ramionach; ot, tak dla jej bezpieczeństwa.
— Sama się upiłam — bąknęło maleństwo, wtulając policzek w jego szyję. — Muszę się czasem upić… Ciągle cię nie ma, czuję się cholernie samotna, Gajeel. Rzuć tę robotę i siedź przy mnie…
Chłopak popatrzył na jej zmęczoną twarz, delikatnie rozchylając usta. Ani on, ani sama Lucy nie spodziewali się, że usłyszą kiedykolwiek takie słowa od Levy. Oboje jednak wiedzieli, że dziewczyna powiedziała to całkiem szczerze; im dłużej Redfox pozostawał poza Tokio, w tym gorszym stanie znajdowała się McGarden. Snuła się po szkolnych korytarzach bez celu, naskakiwała na innych, a w siedzibie pojawiała się tylko wtedy, gdy była potrzebna. Przechodziła trudne okresy i denerwowała się, gdy ktoś chciał jej pomóc. Była hipokrytką; zrzędziła na egoizm Heartfilii, a sama była stokroć gorsza.
— Wiesz, że nie mogę jej rzucić — mruknął, okalając jej policzek swoją ciepłą dłonią. Ludzie zazwyczaj przed nim uciekali, bo jego wizerunek wręcz nie pozwalał myśleć o nim jak o miłym człowieku. W środku jednak był z niego całkiem fajny chłopak, który skrywał w sobie więcej uczuciowości niż nie jeden, miejscowy romantyk. — Postaram się brać zlecenia u nas w mieście, okay? Mogłaś wcześniej powiedzieć, że coś jest nie tak. Myślałem, że ci to nie przeszkadzało.
— Przeszkadzało! — Naburmuszyła się i nieudolnie klepnęła go dłonią w pierś. — Cholernie przeszkadzało, ty cholero…
Lucy podparła policzki na dłoniach i zapatrzyła się na ten słodki obrazek. Zazdrościła im takiej więzi; ich miłość niemalże przybierała materialną postać, wijąc się wokół ciał, gdy tylko byli blisko siebie. Redfox przeprosił blondynkę i zabrał Levy przed pub, by zaczerpnęła nieco świeżego powietrza.
W siedzibie było całkiem głośno i tłoczno. Powrót dwójki ludzi z czołowych szeregów Fairy Tail spowodował, że naprawdę prawie cały skład organizacji pojawił się tego wieczora w barze. Lucy widziała ten tłumny komplet może raz czy dwa, na pół roku, kiedy Laxus organizował jakieś ważne zebrania. Wszyscy byli zajęci rozmowami, wzajemną wymianą wrażeń po ostatnich zadaniach, a ona okupowała kąt pubowej sali, po cichu sącząc własne piwo. Liczyła na to, że spotka się z Caną i trochę z nią porozmawia, ale kobieta wróciła do Tokio strasznie chora. Musiała zostać w mieszkaniu i obiecała jej, że zobaczą się na tygodniu. Heartfilia nie narzekała na swoje stałe towarzystwo. Problem polegał na tym, że Scarlet naprawdę stęskniła się za Fernandezem i nie chciała przerywać ich spotkania. Levy napruła się jak świnia. Juvia dostała nagłe zlecenie i tak blondynka skończyła całkiem samotnie. Nie mogła nawet posiedzieć z Lisanną czy Wendy, bo Mirajane wysłała je do pokoju, mówiąc, że tamten wieczór należał do dorosłych.
Heroine.
Potrząsnęła głową. Bała się. Choć w jakiś sposób ogłosiła przed Dragneelem swoje stanowisko, to wciąż czuła, jak rozpada się na kawałki. Chciała go wysłuchać; chciała zrozumieć powody, dla których zmył się z Tokio bez słowa, jednak jej druga strona uparcie wrzeszczała, że to i tak nie miało większego znaczenia, skoro zachował się przy tym tak, a nie inaczej. Lucy nie chciała wiele. Jedyne czego potrzebowała, to spokój. Spokój, który rozprysł się jak mydlana bańka, kiedy Natsu stanął na jej drodze.
— Gadaj. — Usłyszała nad sobą. Podniosła lekko rozbiegany wzrok i przełknęła niepostrzeżenie ślinę, kiedy Laxus usiadł naprzeciwko niej. Nie miała gdzie szukać pomocy; każdy był zajęty sobą, nie licząc Graya, który wyraźnie się na nią zdenerwował. Kiedy uparcie próbował wyciągnąć z niej informacje na temat tego, dlaczego przyszła do siedziby tak zdenerwowana, nie wytrzymała i podniosła na niego głos, a tego chłopak cholernie nie znosił. Nie spodziewała się jednak, że to Dreyar będzie jej rozmówcą. — Lu, widzę, że coś się dzieje.
Pokręciła głową, czując, jak stała się niebywale ciężka. Zamieszała słomką ostały na dnie kufla sok, by piwo nabrało malinowego posmaku. Sama nie wiedziała, czy potrzebowała jakiejkolwiek spowiedzi, lecz Laxus zasługiwał na prawdę, jak bardzo kijowa by ona była.
— Zgadzasz się z tym, że stara miłość nie rdzewieje? — wymamrotała, próbując zebrać do kupy myśli.
— Dlaczego akurat mnie o to zapytałaś? — Cofnął zabawnie głowę.
— Skoro już przyszedłeś bawić się w ojca i sugerujesz, że chcesz naprawdę wysłuchać moich problemów, to przynajmniej staraj się współpracować.
— Nie zgadzam — odparł, ku jej zaskoczeniu całkiem sprawnie. — Raczej wychodzę z założenia, że przy spotkaniu po latach, przez poruszone zmysły, wracają wspomnienia. Nie znaczy to, że od razu owe spotkanie przywołuje dawne uczucia. Wszystko zależy od okoliczności konfrontacji… I tej drugiej osoby.
— Myślisz, że gdyby osoba, którą kochałeś ponad wszystko, nagle zniknęła bez wyjaśnień… — Zamknęła powieki, chcąc wziąć oddech. — Wybaczyłbyś jej? Wybaczył, gdyby nagle wróciła po latach i udawała, że nic się nie stało?
Zapatrzył się na jej przygnębione oblicze. Cierpki uśmiech, który zdobił delikatną, dziewczęcą twarz, zupełnie do niej nie pasował, tak samo jak opustoszały wzrok. Obrócił spojrzenie w kierunku kominka i przez kilka chwil wpatrywał się w tańczące płomienie, próbując zebrać szczere myśli w sensowną wypowiedź.
— Nie skreśliłbym jej — mruknął nagle, ściągając na siebie uwagę córki. — Nie potrafiłbym, nie znając jej powodów. Zastanów się przez chwilę. — Ponownie na nią popatrzył. — Gdybyś miała do wyboru zostać i narazić swoją rodzinę, przyjaciół na niebezpieczeństwo… A uciec bez słowa, chroniąc przy tym wszystkich… Co byś wybrała, Lucy?
— Uciekłabym — przyznała gorzko. — Lecz zostawiłabym jakąś krótką informację. Jakąkolwiek. Pożegnałabym się.
— Nie prawda — przerwał jej. Zdawało się, że jego głos na moment przepełniła złość. — Wiedząc, że już nigdy ich nie zobaczysz, byłabyś gotowa się żegnać?
Zamilkła. Patrzyła prosto w jego oczy, czując, jak w jej wnętrzu coś eksploduje. Czy Laxus naprawdę miał być pierwszą osobą, która wpłynie na jej decyzję?
— Ja bym tak nie mógł… Wbrew pozorom, to nie jest takie proste. Żegnać się z kimś, kogo się kocha, wiedząc, że prawdopodobnie już nigdy takiej osoby nie zobaczymy.
Prychnęła. Głośno i donośnie. Była wściekła, że mówił jej takie rzeczy. Była wściekła, bo wiedziała, że mógł mieć w tamtym momencie świętą rację, a ta rzucała na całą sytuację zupełnie nowe światło. Nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. Jej złość, wręcz nienawiść — przesłaniały wszelkie inne, możliwe warianty sytuacji sprzed lat.
— Niech cię szlag, tatuśku — mruknęła, niepewnie wyciągając z kieszeni bluzy telefon.
Nie wiedziała, które z kolei było to połączenie. Uskuteczniała doprowadzenie Mesta do szału, nie odbierając od niego od rana. W tamtym momencie była już jednak na tyle pijana, by przyjąć każdą reprymendę, jaką dla niej szykował.
— Halo? — mruknęła, kiwając lekko głową, gdy Laxus szepnął, że idzie porozmawiać z Erzą i Jellalem.
Księżniczka raczyła sięgnąć po telefon?
— Daj sobie spokój — fuknęła, przechylając kufel. — Czego chcesz?
Naprawdę, kurwa, nie wiesz? Jak długo masz zamiar mnie unikać? Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać?
— Sądzę, że to nie jest odpowiednia chwila…
Ja pierdolę, Lucy! — syknął, a jego głos przepełniała żywa wściekłość. — Kiedy ten moment, twoim zdaniem, przyjdzie? Jak się uchlasz do reszty i stanie ci się jakaś krzywda?
Coś zakuło jej serce. Mimo wszystko, on naprawdę się o nią martwił.
— Jutro porozmawiamy — odparła, podnosząc się nagle. — Teraz wracam do domu. Nie jestem w nastroju na poważne rozmowy.
Chyba chciałaś powiedzieć, że nie jesteś w stanie — prychnął, rozwścieczając ją.
— Spieprzaj — warknęła, rozłączając się.
Po chwili ponownie jej komórka zaczęła nawiązywać połączenie. Taksówkarz uprzedził ją, że powinien być na miejscu maksymalnie po piętnastu minutach, i że gdy tylko pojawi się na wskazanym parkingu, to do niej zadzwoni. Zaczęła powoli zbierać swoje rzeczy. Pożegnała się z przyjaciółmi i chwiejnym krokiem, nie gubiąc przy tym swojej subtelności, ruszyła do wyjścia, odprowadzona nieprzychylnym spojrzeniem Graya. Wyszła przed budynek i pomachała chłopakom; Jet i Droy stali przy drzwiach i pili wino. Przeszła na parking, a kiedy w końcu stanęła na chodniku, przeciągnęła się i westchnęła głośno.
— Będziesz się bawił w mojego prześladowcę? — szepnęła, wyglądając na pustą ulicę.
— Nie. — Dźwięk zamykającej się, benzynowej zapalniczki sprawił, że drgnęła, a po chwili otoczył ją papierosowy dym. — Masz zamiar powiedzieć mi, co się dzisiaj stało?
— Już mówiłam, Gray — odparła leniwie, odwracając się do niego — posprzeczałam się z Mestem.
— Jakbym cię nie znał, to może bym ci uwierzył. — Zaciągnął się i popatrzył na zachmurzone niebo. — Biorę w tym tygodniu wolne, jestem wykończony i chciałbym trochę odsapnąć. Tobie też polecam takie wyjście.
Taksówka podjechała tuż pod jej nos. Złapała za klamkę drzwi i wrzuciła do środka torebkę.
— Przemyślę to — rzuciła przez ramię, widząc, jak chłopak powoli wycofuje się z powrotem w kierunku siedziby.
Droga zleciała jej bardzo szybko i nie wiedziała, czy spowodowane to było kolejnym powrotem pod wpływem alkoholu, czy po prostu nieopisaną chęcią na sen. Wytoczyła się z auta, moment po tym, gdy zapłaciła za usługę i zatrzasnęła drzwi. Zaczęła grzebać w torebce, chcąc odnaleźć klucze i trwało to dopóki nie opuściła windy. Zatrzymała się w połowie korytarza i znieruchomiała, widząc stojącego pod jej mieszkaniem człowieka.
— Natsu… — szepnęła beznamiętnie. Bez namysłu. Bez złości. Przez chwilę w jej podbrzuszu pojawił się dziwny skurcz; coś w środku niej się złamało, pragnęło, by to był on.
Gość odwrócił się do niej i zsunął z głowy kaptur, w ułamku sekundy pozbawiając ją nadziei na spokój. Oparł się barkiem o ścianę i obserwował, jak dziewczyna w milczeniu otwiera drzwi. Weszła do środka i chciała je prędko zatrzasnąć, ale ku jej niezadowoleniu, chłopak uderzył w nie dłonią, wówczas nie pozwalając na odgrodzenie od siebie.
— Słucham — mruknął hardo, zamykając za sobą.
— Nie mam ci nic do powiedzenia — wymamrotała, zsuwając z nóg buty. Nieporadnie odwiesiła skórzaną kurtkę na wieszak i ruszyła do kuchni. — Mógłbyś opuścić moje mieszkanie?
Chwycił ją mocno za ramiona i zakleszczył pomiędzy sobą a lodówką, w której wnętrzu wszystko się zatrzęsło. Nie bała się go, wiedziała, że jej nie skrzywdzi, jednak taki atak był nie na miejscu.
— Radzę ci się uspokoić. — Podniosła na niego rozgniewany wzrok, który szybko złagodniał, kiedy zrozumiała, kto z ich dwójki był naprawdę wściekły.
— To co robisz, jest według ciebie fair? Wychodzenie z mojego domu bez słowa, w środku nocy, jest normalne? No powiedz!
— Zostawiłam ci wiadomość…
— Nie o to chodzi. Lucy! — Podniósł niebezpiecznie głos. — Jesteś młodą dziewczyną, licealistką! Gdzie ty masz rozum, kobieto? Życie ci niemiłe? Chcesz, żeby jakiś obleśny typ dorwał cię i wciągnął w jakiś zaułek? Zastanów się!
Wpatrywała się w jego pociemniałe oczy, próbując uspokoić oddech. Czasem miała wrażenie, że gdzieś na dnie własnej, skażonej duszy, pływa taka mała nadzieja na to, że chłopak ją sobie odpuści. Nie rozumiała, dlaczego na to liczyła, bo naprawdę było jej przy nim dobrze. Mimo wszystko czuła na sobie ciężar odpowiedzialności jako jedna ze stron związku. Zawsze uważała, że bycie ze sobą polega na zaufaniu, miłości. W ich więzi nie było jednak ani jednego, ani drugiego. Dlaczego więc byli do siebie tak cholernie przywiązani?
— Zaraz się zrzygam — bąknęła, przykładając do ust dłoń.
Chłopak z początku nie chciał jej w to uwierzyć, ale widząc jak pobladła, puścił ją wolno. Minęła go i prędko pobiegła do łazienki, po omacku zapalając światło. Dopadła muszli i upadła na kolana, po chwili czując jak ostre, nieprzyjemne płyny podrażniają jej przełyk. Potrafiła wypić dużo więcej i po prostu kłaść się do łóżka, jednak tym razem coś innego wzbudziło w niej niechciane torsje.
— Kupka nieszczęścia — szepnął, wchodząc za nią do pomieszczenia. Sięgnął do szafki po czysty ręcznik i lekko go zmoczył, obserwując w lustrze, jak dziewczyna po całkiem długiej walce opada na tyłek. Nalał do kubeczka trochę wody i klęknął przy niej, podał do ręki plastikowe naczynie, a ona bez słowa przyjęła je, by przepłukać usta. Związał długie, blond włosy w niedbałą kitkę i przejechał wilgotnym materiałem po jej ustach. — Ile wypiłaś?
— Na pewno nie tyle, by tak skończyć… — Przyłożyła dłonie do twarzy, czując zażenowanie. — To chyba ze zdenerwowania. A może się strułam, nie wiem… Wybacz, że musisz na to patrzeć.
Poczekał, aż dziewczyna zadecyduje, czy jej męczarnie dobiegły końca i gdy w końcu zgodnie skinęła głową, wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni. Posadził ją na łóżku; pomógł się rozebrać i wskoczyć w lekką, nocną koszulę. Nakrył dokładnie chłodne ciało kołdrą, widząc na skórze gęsią skórkę.
— Potrzebujesz czegoś? — zapytał, gasząc nocną lampkę.
— Dlaczego to robisz? — Poruszyła się, gdy chciał już wyjść z pokoju, zwiedziony jej milczeniem. — Przed chwilą byłeś wściekły. Powinieneś zostawić mnie samą sobie.
— Nie mam powodów do tego, by cię w jakikolwiek sposób karać — odparł, odwracając się do niej. — Nie zrobiłaś mi nic złego. Martwi mnie tylko, że tak beztrosko podchodzisz do życia i ciągle się narażasz. Nie wiesz jeszcze, co to prawdziwe niebezpieczeństwo, a ja nie chcę, byś musiała mieć z nim kiedykolwiek styczność.
Miała ochotę wybuchnąć. Właśnie takich momentów nie lubiła; denerwowała ją ludzka niewiedza, to, że każdy miał ją za delikatną, kruchą Lucy. Sfrustrowanie jego słowami przytłoczyło ją na tyle, że opadła z powrotem na poduszkę, nie mając najmniejszej ochoty na to, by kontynuować rozmowę. Z góry była przegrana, przecież nie mogła mu pisnąć nawet słówka.
— Skoro tak, to zostań na noc — wyszeptała, przewracając się na bok.
Nie chciała być sama.

< <> >

Zarzucił na siebie ciepłą bluzę i nieco zaspany opuścił mieszkanie. Dochodziła północ, lecz nawet przez chwilę nie miał ochoty położyć się spać. Nie wiedział, czy była to bezsenność czy po prostu nadmiar wrażeń po powrocie do Tokio tak cholernie mocno się go uczepił. Prędko wybiegł z klatki i dostał się na chodnik, przez chwilę spekulując czy iść pieszo, czy może podjechać samochodem. Niestety, nawet gdy prowadził, nie czuł się najlepiej; postawił więc na wędrówkę.
Przemieszczał się zaciemnionymi uliczkami, przeklinając w myślach to, że jego kumpel zawsze wybierał podejrzane miejsca, by się spotkać. Nie bał się, broń Boże. Jednak nie mógł pakować się w jakieś rozróby z miejskimi rzezimieszkami — zwracanie na siebie uwagi w jego sytuacji było samobójczym strzałem w głowę. Gdy wszedł w końcu do parku, rozejrzał się ostrożnie dookoła siebie, próbując policzyć ławki i podejść do tej, która znajdowała się najbliżej wielkiej śliwy. Już z daleka dostrzegał znajomą sylwetkę, która widząc, jak się zbliża, dźwignęła się na nogi.
— Może następnym razem umówimy się na cmentarzu, co? — fuknął, podając mu rękę.
— Daj spokój, Natsu. Jak już mam się z tobą widywać, to muszę zmieniać lokację — odparł brunet, ściągając z głowy kaptur. — Gdyby mnie z tobą zobaczyli, straciłbym na wiarygodności.
— Dobra, mów, co dla mnie masz.
Chłopcy przysiedli na ławce i powiedli wzrokiem za pijanymi dziewczynami, które mrucząc coś pod nosem, ukradkiem na nich spoglądały. Zatrzymały się w końcu w miejscu, a największa z nich uśmiechnęła się w głupkowaty sposób.
— Patrzcie, laski — prychnęła, poprawiając torebkę — tacy samotni. Może dotrzymamy im towarzystwa?
— Raczej go nie potrzebujemy — odparł spokojnie partner Dragneela. Milczący oparł się plecami o ławkę i założył ramiona na piersiach, taksując je wzrokiem. Jedna z nich szybciutko wyłapała przerażające spojrzenie i dosłownie cofnęła się o dwa kroki do tyłu. — Kontynuujcie swoją przygodę same.
— No już, już… Nie udawajcie takich nieprzystępnych — ciągnęła, zbliżając się do nich — posiedzimy, porozmawiamy. Może być całkiem fajnie.
— Wolałbym położyć przed sobą kamień; miałby mi do powiedzenia dużo więcej wartościowych rzeczy niż ty. — Natsu pochylił się do przodu, patrząc na nią w bardzo prowokacyjny sposób.
— C-co? — Poruszyła ustami jak ryba, po chwili zaciskając zęby. — Jak śmiesz tak do mnie mówić, zasrańcu?
Niewiele myśląc podbiegła do niego, wymierzając przy okazji siarczysty policzek, lecz jej ręka została sprawnie zablokowana. Palce Dragneela zacisnęły się na pulchnym nadgarstku, a wyraz twarzy jego przyszłej ofiary nie wyrażał nic, prócz czystego przerażenia, kiedy chłopak dźwignął się na nogi i pochylił nad nią, wpatrując się w dziewczęce oczy.
— Natsu, odpuść — rzekł kompan — nie warto.
— Bu! — huknął prosto w jej buzię, gwałtownie poruszając do przodu głową.
Roześmiał się głośno, kiedy odskoczyła do tyłu i pobiegła do swoich koleżanek, w popłochu każąc im biec w stronę wyjścia z parku.
— Jak zawsze, subtelny — wyszeptał brunet.
— Nie będę szanować kogoś, kto sam się nie szanuje. — Przysiadł z powrotem na ławce. — Mów.
— Pojawił się w Tokio jakiś miesiąc temu. — Informator poruszył się niespokojnie, chowając dłonie do kieszeni spodni. — Razem z obstawą był na jakimś koncercie, nasi prawie go dostali w łapy, ale zrobiła się jakaś rozróba. Inna organizacja dostała zlecenie na organizatorów wydarzenia i doszło do ogólnego starcia. Z tego co słyszałem, to ci z drugiego zlecenia nieźle się cenią. Wysłali tylko dwójkę ludzi, jakiś gnojków; chłopaka i dziewczynę. Tak się wszystko popierdoliło, że to ona stanęła z nim oko w oko.
— Mógł ją zabić jednym ruchem… — skwitował Dragneel, leniwie podpierając policzek na dłoni.
— A no mógł, ale nie dał rady.
— Co? — Popatrzył na niego ożywiony.
— Podobno była zupełnie niepozorna. Wyglądała jak zwykła licealistka z kokardkami przy warkoczykach, a gdy zgarnął ją, by zrobić z niej zakładniczkę, zwinnie powaliła go na ziemię — rzucił, zafascynowany. — Potem dołączyli do nich inni i wyciągnęli ich z klubu, przy okazji kończąc zlecenie sukcesem, rozumiesz? To pieprzeni profesjonaliści.
— Co to za organizacja? — Natsu wyprostował się, nie kryjąc zainteresowania poruszonym tematem, który odwlekł go od meritum.
— Nie wiem, stary. — Brunet westchnął i stanął na nogi. — Krążą różne plotki. Stawiają na jedną z najświeższych ekip, która powstała niespełna trzy lata temu i mało kogo to bawi. To wręcz przerażające, że na rynku pojawili się nowi i są tak cholernie niebezpieczni. Lepiej się pilnuj, Natsu.
— Wiesz, jak się nazywają?
— Ha, może tak, może nie — prychnął, oddalając się w swoim kierunku. — Jeżeli jednak usłyszysz coś o wróżkach to spierdalaj jak najdalej, Dragneel!
— Wróżkach? — mruknął zdziwiony.
To było dla niego wręcz niedorzeczne. Trzy lata swojego życia poświęcił na poszukiwanie go po całej Japonii, a ten bezczelnie wrócił do Tokio i dał się położyć jakiemuś laikowi, do tego dziewczynie?
Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął przeglądać swoje kontakty. Nie miał ochoty wracać do domu, za to z chęcią napiłby się z kimś sake i spróbował odsapnąć, lecz jego wzrok zatrzymał się na tym jednym, jedynym ciągu cyfr, który nie dawał mu spokoju. Miał swoje kontakty. Miał możliwości. Nie było mu trudno zdobyć jej adresu, numeru. Lecz mimo to, od kiedy wrócił do miasta, nie miał odwagi wysłać jej chociażby jednej wiadomości. Niezliczoną ilość razy gotów był zadzwonić do Heartfilii, lecz w ostatniej chwili wymiękał, ucząc się tych pieprzonych cyfr na pamięć; mógł je wyrecytować w każdej, możliwej chwili.
— Chłopcze, nie za późno, żebyś tu tak siedział zupełnie sam?
Zaalarmowany podniósł ku górze wzrok, lecz chwilowy przypływ adrenaliny szybko się unormował. Zarośnięty, brodaty mężczyzna stanął naprzeciwko niego, nie puszczając swojego wózka, w którym zbierał najróżniejsze rupiecie. Miał na sobie starte, stare jeansy i beżowy, długi płaszcz, który chronił go przed wszelakimi anomaliami pogodowymi. Jednym słowem — bezdomny.
— Można powiedzieć, że niedawno się tutaj sprowadziłem — rzucił w odpowiedzi, blokując komórkę i wrzucając ją do kieszeni bluzy. — Mało kogo znam.
— Musi być ci całkiem ciężko, co?
— Nawet pan sobie nie wyobraża, jak bardzo. — Natsu przetarł dłońmi twarz i popatrzył na mężczyznę. Nie czuł z jego strony żadnego zagrożenia, doskonale wiedział, że tacy ludzie nie mają często do kogo otworzyć gęby i są traktowani jak śmiecie. Chwila rozmowy go nie zabije, a może tylko uszczęśliwi jego nowego znajomego. — Napiłby się pan ze mną piwa?
Staruszek popatrzył na niego zdumiony, najpewniej nie wierząc w to co chłopak właśnie powiedział. Jego twarz ozdobił jednak ciepły uśmiech.
— Jeżeli masz ochotę napić się z takim śmierdzielem jak ja, to nie mam nic przeciwko — odpowiedział wesoło i zaczął grzebać w płaszczu. — Sprawdzę tylko ile mam zaskórniaków.
— Nie, nie. Ja stawiam!

— Też kiedyś postąpiłem podobnie do ciebie — westchnął Arcadios, bo tak właśnie miał na imię nowy towarzysz Natsu, który wychylił z nim już nieco za dużo sake. — Wiedziałem, że muszę zniknąć… I podjąłem tę decyzję całkiem pochopnie, a kiedy wróciłem, zupełnie nikt na mnie nie czekał.
Dragneel zerknął na zapchany rupieciami wózek.
— Czyli muszę sobie kupić podobne cacko? — prychnął, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Nie, nie — zaśmiał się mężczyzna — mój brak dachu nad głową to powód zwykłego bankructwa. Nie myślałeś o tym, by zainicjować jakieś spotkanie z nimi wszystkimi? Może udałoby ci się jakoś wyjaśnić sprawę.
— Zakładam, że gdybym powiedział im prawdę, to już w ogóle mógłbym zniknąć im z oczu… — Westchnął, nie mogąc zapanować nad ciężką głową. Upił się, czuł to. — Chciałem spotkać się z bratem mojej Lucy, ale nigdzie nie ma o nim żadnych wieści… A jestem wręcz pewny, że wysłuchałby mnie i jakoś pomógł. Ona też, lecz… Chyba się mnie boi.
— Twojej Lucy, mówisz? — Arcadios uśmiechnął się i popatrzył na grafitowe niebo. — Gdy tak o niej opowiadasz, to mam wrażenie, że ją znam. Blond włoski, nie za wysoka i… Dobrze wyposażona.
— Haa! — ryknął nagle chłopak. — Dobrze wyposażona? Mówisz o… — Zabawnie zakreślił dłońmi kształt piersi.
— Dokładnie, mój drogi przyjacielu — odparł grzecznie. Nie wyglądał na takiego, co myślał o niej w jakiś sprośny sposób. — Często ją spotykam. Jest jedyną osobą w Edogawie, która nie przechodzi obok ludzi obojętnie. Pomogła mi już dwa razy… Zimą przyniosła mi trochę ubrań i koców, a całkiem niedawno przepędziła kilku opryszków, którzy dla zabawy chcieli mnie nieco poturbować.
Natsu opadł z powrotem na ławkę, a jego buzia nabrała nostalgicznego wyrazu. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął w nim grzebać.
— Chyba mówimy o tej samej Lucy. — Uśmiechnął się do siebie, szukając zdjęcia. — To ona?
Mężczyzna zmrużył zabawnie powieki, chcąc wyostrzyć swój wzrok. Fotografia przedstawiała młodą blondynkę, która siedziała na trawie z podkulonymi nogami i wpatrywała się w nurt rzeki. Czekoladowe oczy błyszczały od odbijających się w wodzie promieni słońca, włosy były delikatnie rozwiane przez wiatr, a usta wyginały się w słabym uśmiechu. Miała na sobie gimnazjalny mundurek, który tylko podkreślał jej młody wygląd, a w tle widać było innych ludzi, którzy widocznie im towarzyszyli.
— To ona — stwierdził spokojnie, przytakując głową. — Choć na tej fotografii jest dużo młodsza, jestem tego pewny.
— Zawsze robiłem jej zdjęcia, gdy nie patrzyła… — wyszeptał chłopak, przesuwając palcem po ekranie smartfona, gdzie pojawiały się kolejne kadry. — Nie znosiła, gdy kierowano w jej stronę obiektyw, a zawsze wychodziła na nich naprawdę dobrze. Uwielbiałem się w nią wpatrywać, była idealna. Najlepsza spośród wszystkich. Była… Moja. Tylko moja.

< <> >

— Lucy! — Odchyliła do tyłu głowę, by natknąć się na poirytowaną twarz chłopaka. — Zaczynasz mnie ostro wkurzać. Wyszliśmy dziś wszyscy razem, mogłabyś od nas nie stronić?
Uśmiechnęła się ciepło i ponownie wbiła wzrok w nurt płynącej rzeki, której szum nieco ją uspokajał. Podciągnęła pod brodę kolana i owinęła nogi ramionami, mrużąc powieki. Słyszała za sobą coraz głośniejsze wrzaski Juvii i Levy, narzekającego na nie Graya, Erzę, która stała prawie na baczność i rozglądała się dookoła, oraz jej brata, który starał się wszystkich rozbawić. Nie mogła uwierzyć, że Loki chciał towarzyszyć paczce gówniarzy, która pragnęła się po raz pierwszy razem napić. Załatwił im alkohol, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jeżeli ktoś ich przyłapie, to będą mieć spore kłopoty. Wszyscy.
— Przecież nie każę ci zwracać na siebie uwagi — rzuciła, jakby od niechcenia. — Zaraz do was dołączę.
— Nie mam ochoty czekać… — Jego szept przy samym uchu, wzbudził nieoczekiwany odruch. Pisnęła, czując ciepły oddech na policzku i odskoczyła na bok, układając zabawnie dłonie, jakby do uderzenia. — Zrobisz sobie krzywdę — dodał, kucając.
— Nie rób tak, Dragneel — warknęła, naciągając na dłonie rękawy czarnej bluzki. — Bo zrobię ją tobie.
Usiadł obok, na tyle blisko, na ile mógł. Wprost uwielbiał przy niej przebywać, obserwować jej zamyśloną twarz, wdychać niepostrzeżenie zapach jasnych włosów, dotykać delikatnej skóry, sprawiać, że się zawstydzała, lecz hardo udawała, że nie jest nim zainteresowana pod żadnym względem.
— Co takiego interesującego jest w tej rzece? — mruknął, gdy znowu poczęła się w nią wpatrywać.
Dziewczyna mu nie odpowiedziała, tylko odwróciła głowę za siebie, słysząc nowe głosy. Do reszty, która stacjonowała pod wielką wierzbą, dołączyło kilkoro kolegów Lokiego, których znała z widzenia.
— Jest niebezpieczna — szepnęła, odwracając się powoli.
Zmrużył powieki, spoglądając na jej profil. Była tak cholernie zagadkowa, tak cholernie go intrygowała. Czasem jej słowa stawały się jego zagwozdką na długie tygodnie, czasem nigdy nie udawało mu się ich rozszyfrować, ale każdy powód do myślenia o niej był dobry.
— Mówiłem, że mogę ci dawać prywatne lekcje z pływania — zaśmiał się, chwytając delikatnie jej dłoń. Oglądał ją z dziwną fascynacją w oczach, a ona kątem oka wpatrywała się w jego oblicze, które tak cholernie pokochała, gdy po raz pierwszy zobaczyła je w tej durnej piaskownicy, lata temu. — Wtedy rzeka przestałaby być niebezpieczna.
— Niebezpieczeństwa kryją się wszędzie, Natsu — powiedziała cicho, odwracając twarz w jego stronę. — Uważasz, że jesteś w stanie nauczyć mnie bronić się przed tym wszystkim?
Zapatrzył się; utonął w głębi ciemnych oczu, które w nostalgiczny sposób pochłaniały jego duszę. Przez ten krótki moment miał ochotę wykrzyczeć jej w twarz całą prawdę o tym, co kryło się w jego zniszczonym przez życie sercu, które ona skutecznie przywracała do odpowiedniego rytmu.
— Lucy... — zaczął, lecz w tamtym momencie za ich plecami zaczęło się robić całkiem głośno.
— Szukacie guza? — Głos Lokiego przebiegł przez okolicę, przez co jego młodsza siostra wstrzymała oddech.
Zarówno ona jak i Natsu poderwali się na nogi, widząc pięciu licealistów, którzy zatrzymali się przy reszcie ich ekipy. Nie czekając nawet chwili, zerwali się do biegu, by dołączyć do przyjaciół. Heartfilia stanęła tuż obok brata, marszcząc w złości czoło; doskonale zdawała sobie sprawę, że wszyscy byli pijani, do tego nie wyglądało, by cała ta sytuacja miała się zakończyć pokojowo. Przeciwko piątce licealistów był tylko Loki i jego koledzy; nie chciała, by w bójce wzięli udział Natsu i Gray, byli na to za młodzi. Byli jeszcze cholernymi gówniarzami.
— Wyskakiwać z kasy, małolaty — rzucił jeden z intruzów, na co kolega Lokiego głośno się roześmiał.
— Ty chyba nie wiesz z kim gadasz, szczeniaku — sparował, podciągając rękawy.
— Gray, Natsu — rzucił brat, patrząc prosto w oczy siostry. — Zabierzcie stąd dziewczyny, zrozumiano?
— Nie — warknęła blondynka, czując jak jej ciało zaczyna przejmować nieprzyjemne odrętwienie strachu. — Nigdzie bez ciebie nie idę!
Nim zdążyła cokolwiek dopowiedzieć, zorientowała się, że wszystko właśnie się zaczęło. Jeden z obcych złapał za ramię Juvię, przez co Gray bez opamiętania rzucił się na niego i zaczął okładać pięściami. Gdy chciała odruchowo zrobić krok w tamtą stronę, ktoś zagrodził jej drogę.
— Nawet się do nich nie zbliżaj — wycedził Dragneel, przeszywając ją wzrokiem na wskroś. — Uciekajcie stąd, natychmiast!
Ktoś nim szarpnął, powalił go na ziemię. Poczuła ukłucie w sercu, gdy jeden z oponentów wpakował mu w twarz pięść. Levy wbiegła w nią i chwyciła mocno za ramię, krzycząc, że mają natychmiast stamtąd uciekać, kiedy Erza wyciągnęła z piekła obok Juvię.
Lucy z niedowierzaniem wpatrywała się w Natsu, który bez najmniejszych oporów odepchnął napastnika nogą i prędko zamienił się z nimi rolami; nigdy nie podejrzewałaby, że może mieć aż tyle siły. Tak samo jak Gray, który całkiem dobrze radził sobie w swojej potyczce.
— Lucy, wynoś się stąd! — ryknął Loki.
— Już! — wrzasnął Dragneel, gdy jeszcze przez moment się wahała.
Nie chciała sprawiać im dodatkowych kłopotów, wiedziała, że jeżeli będą tam nadal sterczeć, chłopcy będą zbyt rozproszeni. Wszystkie cztery pognały we wskazanym przez Erzę kierunku, odwracając się co rusz za siebie. Widziały, jak tłukące się parki, zaczęły rozpraszać się po okolicy, jak jeden ganiał drugiego, jak wrzaski burzyły okoliczną ciszę.
— Cholera! — Lucy zatrzymała się gwałtownie, chcąc cofnąć o kilka kroków, kiedy wypadła jej komórka. Nawet nie wiedziała w którym momencie, męskie dłonie boleśnie zacisnęły się na jej ramieniu. — Puszczaj, świrze!
— Lucy! — Erza wystartowała w tamtą stronę, ale została zatrzymana przez kolejnego oponenta.
Nie miały pojęcia skąd ich się tylu zjawiło; Heartfilia zaczęła nabierać pewności, że byli obserwowani, że szykowano się na nich już od jakiegoś czasu. Szarpała się jak tylko mogła, tworząc w głowie coraz ciemniejsze scenariusze.
— Siostrzyczka Lokiego, jak mniemam? — wychrypiał jej do ucha, na co łzy automatycznie napłynęły jej do oczu. — Miło mi, zaraz się tobą zajmę.
Bała się, bała cholernie. Sama już nie wiedziała czego; tego, że w każdej chwili mogła oberwać, czy może tego, że wszyscy byli w cholernym niebezpieczeństwie. Najgorszym było to, że powoli osuwali się po żwirze, a hałas wściekłej rzeki dudnił jej w głowie.
— Lucy! — wrzask brata sprowadził ją na ziemię. Chłopak doskoczył do nich i dosłownie oderwał od niej intruza, momentalnie pakując mu kolano w brzuch.
Zachwiała się niebezpiecznie, czując jak piach ucieka spod jej białych trampek. Ciało przechyliło się do tyłu i uderzyło o rozszalałą wodę, której prąd błyskawicznie wciągnął ją pod powierzchnię. Przerażona otworzyła usta, pozwalając, by lodowaty płyn momentalnie zalał jej wnętrze, rozrywając ciśnieniem niewielkie płuca. Siła rzeki ciągnęła ją za sobą w nieznane, kiedy wierzgała ciałem i traciła resztki ducha walki. Nie umiała. Nie potrafiła nawet na chwilę zacząć trzeźwo myśleć. Nieudolnie próbowała chwytać się gałęzi czy też mułu, mącąc wodę piachem. Czuła, jak jej ciało robi się coraz cięższe, jak ciemność spowija jej umysł, jak powoli traci świadomość, jak mięśnie się rozluźniają. Za nic w świecie nie chciała tak skończyć. Tak cholernie nie chciała umierać.
Miała wrażenie, że dookoła jej kostki coś mocno się owinęło; szarpnęło nią, zwalniając tempo, z jakim była niesiona. Potem nie czuła już zupełnie nic.

— Obudź się, Lucy! — Dotarło do niej jak zza grubej, betonowej ściany; jak z pieprzonych zaświatów. — Słyszysz?! Budź się! Błagam cię kurwa, budź się!
Było jej cholernie zimno, czuła jak jej drogi oddechowe i pokarmowe są niebywale podrażnione, co wywoływało piekielny ból. Ktoś nią szarpał, błagał o to, by chociaż otworzyła oczy. Była niemalże pewna, że nie znajdowała się już na ziemi, a gdzieś zupełnie indziej; zawieszona pomiędzy rzeczywistością a koszmarem, skąd nie potrafiła wydostać się o własnych siłach.
— Nie zostawiaj mnie. — Czyjś jęk wdrożył się w jej umysł, otrzeźwiając go lekko; sprawiając, że dotyk tej osoby stał się dla niej w końcu odczuwalny. — Nie zostawiaj mnie, kurwa mać… Nie zostawiaj!
Z trudem spróbowała wziąć wdech, czując jak w jej wnętrzu zalegają obce płyny. Wiedziała, że jeżeli zaraz nie zacznie normalnie oddychać, to nigdy się już nie obudzi. Napięła lekko skostniałe ciało, wciągając w płuca życiodajny tlen, a ten przysporzył dodatkowego bólu w nozdrzach. Mimo to, wciąż próbowała. Uparcie wtłaczała w siebie powietrze, rozpaczliwie modląc się o własne życie. Chciała po raz ostatni spojrzeć w niebo; dojrzeć skrawek nieprzychylnego dla niej świata. Chciała poznać człowieka, który desperacko błagał, by się ocknęła. Pragnęła dowiedzieć się, komu na niej zależy, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką w życiu ujrzy.
Zrobiła to. Otworzyła te cholerne powieki.
Klęczał tuż przy niej, zaciskając pięści, wznosząc twarz ku niebu, wrzeszcząc i płacząc. Było w nim wtedy coś cholernie enigmatycznego, zapierającego dech w piersiach, niepojętego. Nie rozumiała tej nienawiści, która roztaczała się wokół niego. Chciała go dotknąć, chciała sprawić, by choć na moment na nią spojrzał. On jednak nagle odwrócił się za siebie i prędko poderwał na nogi, odbiegając może dwa metry w tył. Kątem oka dostrzegła, jak z impetem ładuje pięść w nos tego samego chłopaka, przez którego wpadła do wody. Rzucił go na ziemię, usiadł okrakiem na jego brzuchu i w amoku uderzał w ciało zakrwawionymi dłońmi.
— Natsu — jęknęła, czując ból w klatce piersiowej. Nie słyszał jej, a ona nie potrafiła krzyknąć, nawet trochę podnieść głowy… — Natsu… Przestań…
— Pozabijam was! Pozapierdalam jak psy! — wrzeszczał, nieludzko zdzierając głos. — Nie daruję wam tego! — ryknął rozpaczliwie. — Nie daruję wam mojej Lucy!
Wzięła kolejny, głęboki wdech, zacisnęła palce na mokrej trawie.
— Natsu! — Zatrzymał się. Mechanicznie odwrócił głowę w jej stronę; prawe oko przecinała obfita struga krwi, a ciemne tęczówki połyskiwały od łez. — Wystarczy, Natsu...
Wpatrywał się w nią, nie zwracając uwagi na to, że leżący pod nim chłopak, próbuje uciec. Dźwignął się na nogi i chwiejnie postawił może ze trzy, niepewne kroki, by nagle przyspieszyć i ponownie runąć przy niej na kolana. Nie wiedział co zrobić z rękoma, badał wzrokiem jej zmarznięte do szpiku kości ciało, zaciskał zęby, a krew sącząca się z jego głowy, kapała prosto na mokre ubrania, wsiąkając w materiał bluzki.
— Przepraszam — wycedził przez zęby, pochylając pokornie głowę. — Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
— Krwawisz… — szepnęła, wznosząc dłoń do jego twarzy.
— Nie ważne… To jest cholera jasna, nie ważne… — wystękał, próbując opleść ją ramionami. Wzniósł wątłe ciało do siadu i przycisnął do siebie. Tak, jakby już nigdy nie chciał wypuścić jej ze swoich sideł. — Już nigdy więcej nie spuszczę z ciebie oczu… Nawet na moment…
— Natsu… — Uśmiechnęła się słabo, rozumiejąc, że to jeszcze nie był jej koniec. Wpatrzyła się w jego przygnębioną, ranną twarz, którą tak kochała. — Wystarczy mi, że po prostu czasem przy mnie będziesz. Tak jak byłeś do tej pory.
— Będę przy tobie do końca swoich dni, Lucy — mówił — choćby nie wiem co, rozumiesz? Choćby nie wiem co…

< <> >

— Zadzwoń do niej — mruknął Arcadios, dopijając resztę sake, jaka ostała się w butelce. Chłopak popatrzył na niego jak na wariata, śmiejąc się po chwili, lecz poważna mina mężczyzny dała mu znać o tym, że nie żartuje. — Zadzwoń, przyjacielu. Nie masz pojęcia, może właśnie cię potrzebuje?
— To raczej niemożliwe… — odparł bełkotliwie, odruchowo otwierając książkę telefoniczną. — Pewnie ma teraz kogoś innego, kto dba o jej bezpieczeństwo.
— To nic nie zmienia, chłopcze. Jeżeli to, co ci ostatnio powiedziała jest prawdą, to znaczy, że mimo nienawiści wciąż o tobie myślała. Broni się, to normalne, lecz jestem pewny, że czeka na szczerość — powiedział mężczyzna. — Kobiety już takie są. Nie musisz nic mówić… Sądzę, że sam jej głos sprawi, że poczujesz się lepiej.
Nie wierzył w to co robił, lecz słowa nowo poznanego mężczyzny, pchały go w kierunku dla niego nieosiągalnym. Choć mieniło mu się w oczach, choć plątał mu się język… Zrobił to. Nacisnął tę pieprzoną, zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.
Sygnał w irytujący sposób drążył w jego czaszce bolesne ślady i miał wrażenie, że dłużyło się to w nieskończoność. Zaśmiał się krótko i odsunął aparat od ucha, kręcąc głową. Nie odbierała, nie dziwił się. Był środek tygodnia, było późno, a on był głupi, sądząc, że to coś zmieni.
— Durniu — syknął Arcadios, uderzając łokciem w jego ramię.
Chłopak zmarszczył czoło i popatrzył na niego, a ten skinął na komórkę. Aż zaschło mu w gardle, gdy zobaczył, że połączenie trwa już jakieś trzy sekundy. Prędko z powrotem starał się nasłuchiwać jej głosu.
Halo? — wybełkotała. Tak, był w stu procentach pewna, że była pijana. A to nie było do niej podobne. Nie do tej Lucy, którą znał lata temu. — Halo? — powtórzyła przeciągle, a tym razem wyczuł coś jeszcze. Jej głos się łamał; płakała. — Mest, skurwysynie… Jeżeli to ty, to radzę ci przestać.
— L-lu… — wyrzucił z siebie, niemalże bezgłośnie.
Nie był pewny tego, co się z nim stało. Ogarnęła go niewyobrażalna, paląca od środka wściekłość, jakiej dawno nie czuł. Nienawidził jak płakała, cholernie. Ale gdy w jej oczach pojawiały się łzy z powodu jakiegoś faceta, który ją skrzywdził — wpadał w istną furię. Nie miał pojęcia kim był Mest, ale już w tamtej chwili wiedział, że jeżeli ten człowiek wpadnie mu w ręce, to źle skończy.
Natsu… — Usłyszał jej słaby szept i ponownie zastygł w zupełnym bezruchu, czując przeraźliwe silne dreszcze.
Gorączkowo zaczął tłuc palcem w wyświetlacz, chcąc jak najszybciej przerwać połączenie. Dziwne gorąco opanowało całe ciało, a serce zaczęło łomotać jak oszalałe, przyspieszając tłoczenie krwi.
— Co się stało, przyjacielu? — Arcadios wyjrzał na jego twarz i spostrzegł na niej skraplający się pot. — Aż tak ci gorąco?
— Gdybym jej nie opuścił… — szepnął jakby w eter, drżąc ze zdenerwowania — czy byłaby ze mną szczęśliwa?

< <> >

— Widzisz ją gdzieś?
Lucy zerknęła na Erzę, która do niej podeszła. Blondynka sterczała przez niemalże całą przerwę przy oknie i spoglądała na ludzi, wałęsających się po dziedzińcu.
— Nie — odparła, niespokojnie. — To do niej niepodobne. Gdyby miała nie zjawić się na zajęciach, dałaby znać.
— Słuchajcie — wysapał Gray, gdy zatrzymał się przy nich. Juvia wyszła z sali naprzeciwko ze zmartwioną miną i popatrzyła pytająco na Erzę, lecz ta pokręciła przecząco głową. — Wysłałem do Gajeela żartobliwego sms-a, żeby wypuścił ją z łóżka…
— I? — zaśmiała się blondynka, a Scarlet przewróciła oczyma.
— Od razu oddzwonił. Powiedział, że rano wyszła normalnie do szkoły.
Dziewczęta poczuły, jak nieprzyjemne dreszcze przebiegły po ich plecach, a w głowach zaczęło dosłownie szumieć. To nie należało do normalnych sytuacji; Levy była nadgorliwa, wymagała od nich tego, by zawsze informowali ją o swoich nieobecnościach, by się nie martwiła i sama robiła dokładnie to samo. Tym czasem minęły już trzy lekcje, a po dziewczynie nie było śladu.
— Powiedział, że pojedzie do jej mieszkania i sprawdzi, czy coś się nie stało, ma dać znać — dodał Fullbuster, spoglądając z nadzieją w głąb korytarza.
— Martwię się o nią — wyszeptała Lockser, przykładając do ust zaciśnięte piąstki.
Brunet zerknął na nią kątem oka i niewiele myśląc, owinął jej szyję ramieniem, by ją do siebie przysunąć. Wcisnął nos w błękitne włosy i zamknął powieki, wzdychając przy tym głośno.
— Przysięgam, że jeżeli to jakiś żart z jej strony… — zaczął, lecz Erza brutalnie wbiła mu się w zdanie.
— Levy nie żartowałaby w ten sposób, Gray — mruknęła, zakładając ramiona na piersiach. — Wiecie, jaka jest. Mam cholernie złe przeczucia.
— Przepraszam was na chwilę — wtrąciła Heartfilia, odchodząc na bok. Przeciągnęła palec po wyświetlaczu telefonu i przyłożyła go do ucha. — Mówiłam ci, że masz mi dać spokój. Musisz mnie napastować nawet wtedy, gdy jestem w szkole?
Błagam cię, spotkaj się ze mną dzisiaj i porozmawiajmy — wyszeptał konspiracyjnie. Zmarszczyła brwi, w jego głosie było coś niepokojącego. — Chcę cię przeprosić.
— Nie mam ochoty cię oglądać, Mest — powiedziała, wzdychając. — Okay, ja też mam swoje za uszami, ale… Po prostu przesadziłeś.
Słońce, wiem… — odparł markotnie. — Wiem, kurwa, wiem! Spierdoliłem na całej linii, masz prawo być na mnie wściekła, ale Lu… Proszę cię, daj się przeprosić… Wiesz, że cię potrzebuję.
— Mest… — Zacisnęła powieki. Czuła wwiercające się w jej plecy spojrzenie Erzy. — Nie dzisiaj… Mamy małe kłopoty i muszę się zająć teraz inną sprawą.
Jakie kłopoty? — Jego ton stał się nagle cholernie poważny; nie spodziewała się tego. Czekała raczej na jakiś lament, że jakim prawem cokolwiek może być ważniejsze od ich związku. Lucy, co się dzieje?
— To nasza sprawa — odparła sucho, wiedząc, że nawet gdyby jego pomoc była przydatna, nie mogła z niej skorzystać. — Odezwę się do ciebie, gdy wszystko się uspokoi. A teraz proszę cię, nie dokładaj mi nerwów, dobrze?
Lucy, martwię się o ciebie… — Jego zachrypnięty głos wzbudził w niej dreszcz. Ten ton głosu sprawiał, że się mu poddawała. — Nie daruję nikomu, jeśli stanie ci się krzywda.
— Dziękuję.
Za co?
— Za to, że się o mnie martwisz.
— Lucy? — Juvia stanęła obok niej i zdenerwowała się, widząc w czekoladowych oczach łzy. — Dlaczego płaczesz?
Pokręciła przecząco głową, uśmiechając się delikatnie. Widząc, że ludzie wchodzą już do sali, posłała tam przyjaciółkę i sama odwróciła się w owym kierunku.
— Do zobaczenia, Mest — mruknęła, wycierając rękawem policzek.
Jeżeli będzie ci grozić niebezpieczeństwo, masz mi natychmiast dać znać.
— Dobrze.
Wślizgnęła się do sali jako ostatnia, kiedy nauczyciel przepuścił ją w drzwiach. Podeszła prędko do swojej ławki i zajęła miejsce, słysząc, jak mężczyzna każe otworzyć podręczniki od historii na stronie trzydziestej ósmej. Mechanicznie wykonała narzucone im zadanie i zawiesiła wzrok na plecach kolegi, siedzącego przed nią. Nie wiedziała, dlaczego zaczęła płakać, była to jedna z niezrozumiałych reakcji organizmu, nad którymi nie miała panowania. Czuła się przytłoczona różnymi, nieprzyjemnymi zdarzeniami z ostatnich czasów i miała wrażenie, że powoli traci kontrolę.
Spojrzała w kierunku okna, gdzie zbierały się deszczowe chmury i wspomniała jedną z ostatnich nocy i głuchy telefon. Nikt się nie odzywał, nie słyszała nawet ludzkiego oddechu. Choć była pewna, że to Mest starał się do niej dobić, dziwne milczenie sprowadziło na nią nienaturalne przeczucie, że jej milczącym rozmówcą był Dragneel. Czuła to, nabrała nawet pewności. Chciała się jeszcze głośniej rozpłakać, chciała wydusić z siebie, że pragnie się z nim zobaczyć, że potrzebuje tego, by po prostu chwilę na niego popatrzeć, ale połączenie zostało przerwane, jednocześnie sprawiając, że wróciła na ziemię. Nie wierzyła, że do głowy przyszedł jej tak cholernie niedorzeczny pomysł. Poczuła się żałośnie. Poczuła się przegrana.
Przeniosła wzrok na pustą ławkę, w której powinna znajdować się jej przyjaciółka.
Miała złe przeczucia.

< <> >

— Czy Levy McGarden kontaktowała się dzisiaj z kimkolwiek z was?! — zagrzmiał Laxus, stojąc przed wszystkimi ludźmi, którzy zebrali się w barze.
Pomiędzy sylwetkami przebiegł szmer szeptów i niezrozumienia, nikt nie miał pojęcia o co mogło chodzić. Gray i Erza stali przy ich szefie, a Mirajane wisiała na telefonie, próbując zdobyć jakiekolwiek informacje. Lisanna znosiła na kontuar różne teczki z magazynu, chcąc się jak najbardziej przydać.
— Nikt? — Głos szefa ponownie przeciął dziwną, nienaturalną dla Fairy Tail ciszę.
Lucy stała w pobliżu kominka, tuż za krzesłem, na którym spoczywał rozwścieczony Gajeel. Trzymała dłoń na jego ramieniu, asekurując spore ciało; nikt nie miał pojęcia, w którym momencie wpadnie w szał i zrobi komuś krzywdę, a aura Heartfilii działała na ludzi cholernie uspokajająco.
Wendy przecisnęła się pomiędzy ludźmi ze szklanką wody i podsunęła mu ją pod nos.
— Napij się — szepnęła przestraszona, ukradkiem zerkając na blondynkę, która uśmiechnęła się do niej pocieszająco. — Jest zimniutka, na pewno zrobi ci się lepiej.
Redfox podniósł na nią rozgniewany wzrok, lecz widząc zatroskanie na twarzy młodej dziewczynki westchnął i skinął jej z wdzięcznością głową, odbierając naczynie. Ku własnemu zdziwieniu z przyjemnością wypił płyn duszkiem i ponownie zamknął powieki, starając się wyciszyć.
— Nie powinniśmy w tej chwili powiadomić policji? — Lucy popatrzyła na lekko rozdygotaną Juvię, która siedziała przy kominku i paliła papierosa. — Przecież jej naprawdę grozi niebezpieczeństwo.
— To nie takie proste — mruknęła Heartfilia. — Godząc się na pracę tutaj, automatycznie składaliśmy swego rodzaju deklarację. Wezwanie policji, może być dla nas śmiertelnie niebezpiecznie. Zdemaskujemy się i ściągniemy na siebie piekło. To musiałoby się stać w ostateczności, zaraz po wprowadzeniu protokołu duchów.
— Pf… — Dziewczyna odwróciła głowę w stronę płomieni. — Tak jakby ta sytuacja nie była już dostateczną ostatecznością.
— Słucham? — Wzrok ich czwórki jak i wszystkich innych, zebranych w siedzibie, przeniósł się na Mirę, która podbiegła to dzwoniącej komórki. — Tak, to ja. Och, Lyon… Nie poznałam cię. — Zaniemówiła na kilka chwil, uważnie słuchając rozmówcy. — O mój Boże, jakie szczęście! Dziękuję ci za telefon, zaraz kogoś tam wyślę!
Gajeel poderwał się na nogi, będąc pewnym, że ten telefon był zbawienną informacją i się nie pomylił.
— Lyon odnalazł Levy — rzuciła Strauss, zaciskając palce na aparacie. — Była poturbowana i nie przytomna, zabrał ją do lekarza podziemia. Podobno nic nie zagraża jej życiu.
— Zajebie każdego, kto ją skrzywdził… — Lucy z przestrachem popatrzyła na Redfoxa.
Coś ruszyło jej skamieniałe serce, a w głowie rozpoczęła się dziwna walka. Słowa Mesta dudniły boleśnie w głowie. Nie daruję nikomu, jeśli stanie ci się krzywda — przez chwilę zastanawiała się, czy mówił to z takim samym zaangażowaniem jak Gajeel. Czy wkładał w to tyle uczuć i przejęcia. Dumała, czy Gryder mógł coś do niej czuć. Cokolwiek.
— Gajeel, Lucy! — zawołał Laxus. — Jedziecie ze mną.

Od Mayako: Głupia autorzyna napisała, że będzie NaLu, a w sumie go nie było, bo to tylko wspomnienie. Ale już nie oszukując, Lucy i Natsu będą mieli swoją pierwszą, (prawie)spokojną konfrontację. Ale dopiero w następnej części, gdzie uchylimy rąbek tajemnicy Natsu. Jezu, mam niekończącą się wenę na tego bloga, aż mnie to przeraża. xD
No więc no. Czekam na wytknięcie błędziorów, opinie i inne takie.
Trzymajcie się! :3

11 komentarzy:

  1. Ohayoooooooooooo!
    Kompletnie nie wiem, jak zacząć komentarz... No ale, coś trzeba napisać, więc... tak właściwie już coś napisałam.
    Dlaczego było mało Jellala?! Ja tak go wyczekiwałam, tak nastawiałam się na ich przybycie, a tu... nic. Rozczarowałam się trochę, ale co tam.
    JAK JA KOCHAM LEVY I GAJEELA!! <3 <3 Tacy uroczy! Ale jak mała zniknęła, to myślała, że do końca rozdziału jej nie znajdą xD Redfox był tak wnerwiony... Już sobie wyobrażam, jak wyglądał w tamtym momencie.
    Mest mi jakoś nie podchodzi, nie podchodził i myślę, że podchodzić nie będzie. Taki lajf. Kurde, poza tym, jeżeli dziewczyna nie odbiera, to nie lepiej zadzwonić jakiś czas później, a nie dobijać się co pięć minut!! Ja nienawidzę, gdy ktoś mi dzwoni po tysiąc razy, chociaż wiadomo, że nie odbiorę...
    Kocham Natsu! Taki fajny! I wiadomo, że kogoś szuka, a to już coś! Jestem BAAAAARDZO ciekawa, kim był ten informator... Na początku miałam jakieś tam podejrzenia, ale się szybko rozwiały... niestety. O! Nawet tego bezdomnego polubiłam! Taki miły, przyjazny i z taką (można to tak nazwać?) wdzięcznością mówił o Lucy. Od razu mi się cieplej na serduchu zrobiło.
    MAYAKO, CZEMU BYŁO TAK MAŁO NALU?!!!! NO JA SIĘ PYTAM, CZEMU?!! Nawet Dragneel nie moźe odbyć normalnej rozmowy. A Luśka wymiotuje od razu po zawitaniu w mieszkaniu. Po prostu PARANOJA.
    Co nie oznacza, że mi się nudziło :D Z wielką radochą czytałam, jak ci wszyscy członkowie zebrali się w kupę w barze. Ale najlepszy był moment, kiedy ten tajemniczy ktoś wspomniał o WRÓŻKACH. Wróżki są tylko jedne, prawda?
    Czekam z niecierpliwością na IV rozdział!
    Sowy z przesyłkami weny już lecą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle to szokiem dla mnie było, że heroina ma brata! O.o Takie: „Co tu się dzieje, do cholery?!“.

      A teraz chciałabym zwrócić uwagę na kilka rzeczy:
      1. ”Redfox przeprosił blondynkę i zabrał Levy na powietrze, by zaczerpnęła nieco świeżego powietrza” - powtórzenie.
      2. „Lucy widziała ten tłumny komplet może raz czy dwa, na pół roku, kiedy Laxus organizował jakieś ważne zebrania.“ - Nie jestem pewna, ale ten przecinek przed pół roku, jest naprawdę potrzebny?
      3. „— Radze ci się uspokoić. — Podniosła na niego rozgniewany wzrok, który szybko złagodniał, kiedy zrozumiała, kto z ich dwójki był naprawdę wściekły.“ - Nie RADZE tylko RADZĘ.
      4. „— Nie o to chodzi. Lucy! — Podniósł niebezpiecznie głos. — Jesteś młodą dziewczyną, licealistką! Gdzie ty masz rozum dziewczyno?“ - Przed dziewczyno zjadłaś przecinek.
      5. „— Dobra, mów co dla mnie masz.“ - I znowu (takie mam chciaż wrażenie) przed co zabrakło przcinka.
      6. „— Krążą różne plotki. Stawiają na jedną z najświeższych ekip, która powstała niespełna trzy lata temu i mało kogo to bawi. To wręcz przerażające, że na rynku pojawili się nowi i są tak cholernie niebezpieczni. Lepiej się pilnuj Natsu.“ - Przed Natsu przecinek. Ty na serio głodna byłaś!
      7. W międzyczasie zauważyłam, że gdzieś nam zniknął tajemniczy informator. W jednej chwili ostrzega Natsu przed wróżkami, a w następnej pojawia się bezdomny i chla z Dragneelem. A o odejściu faceta nie ma ani słowa. Miał pelerynę niewidkę?
      8. „Napięła lekko skostniałe ciało wciągając w płuca życiodajny tlen, a ten przysporzył dodatkowego bólu w nozdrzach.“ - Przecinek przed wciągając.
      9. „— Nie — odparła, niespokojnie. — To do niej niepodobne.“ - Chyba „odparła niespokojnie“?

      Uff... Jak ja nienawidzę cudzysłowów! Trzeba je ciągle wstawiać!
      Nie pozachwycałam się jeszcze nad Laxusem w roli taty, ale już nie mam na nic siły... Przykro mi :(
      Albo dobra.
      Laxus był taki genialny! Uwielbiam go! <3 I wykazał się inteligencją! Chociaż nie wiem, jakim cudem się nie domyślił, że Lucy chodzi o Natsu. Chyba, że nie wiedział o jego powrocie. Ale wiedział, prawda? Pamiętam, że widział go, chyba, że mam sklerozę... Mayako, ty nam przepowiadasz przyszłość, w której Dreyar jest rodzicem? xD

      Usuń
    2. Kayo, kocham Cię. xD Na wstępie, poprawiłam błędy i serdecznie dziękuję za ich wyłapanie! :3 Wzmianka o odejściu informatora była, no ejże! "Oddalił się w swoim kierunku". :D Fakt faktem, krótkie zdanie, mogło wylecieć z głowy. xD

      Jellal będzie już niedługo. Dzięki niemu, Erzie i Grayowi będziemy mieć mooocne NaLu. Hehheheheheheheheheh. xD
      Mam ten sam problem, co do telefonowania. W ogóle, nie znoszę rozmawiać przez komórkę. Najchętniej pozbyłabym się tego urządzenia, ale wiem, że jednak muszę mieć jakiś kontakt z rodzicami, etc. Czasem jak słyszę dzwonek/wibracje, to aż mną ze złości nosi. xD

      NaLu było, mało... Ale będzie na pewno więcej w następnym rozdziale. :3 Informator w swoim czasie zostanie ujawniony, a wróżki? Oczywiście, że są tylko jedne! *w głowie rozbrzmiewa mi tematyczna muzyka Fairy Tail* xD

      Dziękuję za komentarze i pomoc, moja wdzięczność jest nie do opisania! :3 Idę łapać sowy! :D

      Usuń
    3. To tak tylko na próbę

      Usuń
  2. Bardzo cieszę się, że jest tak zacny nowy rozdział, aczkolwiek rozpaczam z powodu znikomej ilości zawartego w nim NaLu. Jeżeli w następnej notce się to powtórzy, to się chyba pogniewamy. A tak na poważnie, to nie mogę się już doczekać następnego rodziału XD
    Pozdrawiam i jak najwięcej wenki

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest absolutnie genialny... warto było czekać. Dlatego mam nadzieję że następny pojawi się jeszcze szybciej hehe.
    Dowiedzielismy się trochę o Natsu... ale to wciąż mało. Wiem że będziemy wiedzieć z każdym nowym rozdziałem.
    Podobała mi się sytuacja Natsu z bezdomnym. Jak i imprezka u wróżek.
    Cieszy mnie to że w następnym rozdziale pojawi się wiecej Nalu, dlatego chciałbym szybko nexta hehe.
    Zastanawia mnie co wydarzyło się Levy... oraz podobała strach o nią Gajella.
    Co do Mesta... nie trawię go.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity i genialny blog - tylko tyle mogę powiedzieć po tym, co tutaj przeczytałam.
    Interesująco przedstawiłaś wykreowany przez siebie świat i bohaterów. Teraz nasuwa mi się jedno pytanie: Jak wpadłaś na pomysł stworzenia organizacji Fairy Tail?
    Czytałam już wiele opowiadań z FT i nie było wiele takich, które by mnie zadowoliły pod względem treści, jak i sposobu napisania tego. Tobie się to udało. :) Masz dobry styl, a Twoja interpunkcja jest na dobrym poziomie, więc spodziewaj się komentarzy ode mnie.
    W ogóle, bardzo podoba mi się Twój Laxus i ta urocza, choć pijacka szczerość Levy. ^^
    Powodzenia w pisaniu i do następnego!
    Pozdrawiam,
    Anai Black

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: szablon genialny! I nawet nie śmiem powiedzieć słowa co do tego, że znowu z tym samym artem, bo jest zajebisty. ;)
    Ale od początku. Nie wiem, czy ktoś prócz mnie zauważył, że w tym opowiadaniu wszędzie przelewa się alkohol! A w tym rozdziale to już istna epidemia pijaństwa! Więc uważam, że tytuł rozdziału bardzo proporcjonalny. :D Mała, pijana Levy była przezabawna i niech się cieszy, że jej gorylek jest taki kochany. Rozmowa z Laxusem była wręcz epicka! Naprawdę super go kreujesz, bo ogólnie Laxus bywał mi obojętny, ale Ty nadajesz mu takiego fajnego, ciepłego charakteru i to jest w nim naprawdę intrygujące! A gdy już dawał jej te rady i wspomniał o tym żegnaniu się, to już w ogóle, miód na serce (trochę irracjonalne względem sytuacji, no ale wiesz o co chodzi). Co do Mesta... No kurde, wiem, że go tutaj nie polubię, że stanie się coś złego, nieoczekiwanego... Ale aktualnie mu się nie dziwię, że zdenerwował się na Lucynę. Z jednej strony - okej. Heartfilia ma tajemnicę, której nie może mu zdradzić, więc to mnie nie dziwi. Jednak stając na jego miejscu, kto normalny by się nie zorientował? Dlatego jego obecność pod mieszkaniem nie była dla mnie tak zaskakująca. Od razu wiedziałam, że to on będzie na nią czekał, bo na Natsu... Było jeszcze za wcześnie.

    Tu odbiegnę od tematu. Podoba mi się, że powoli wprowadzasz tę relację NaLu. Nie lubię, jak wątek miłosny rozwija się zbyt szybko, wręcz nierealnie. Ich chłodna relacja, która w sumie prawie w ogóle jeszcze nie istnieje, jest jak najbardziej na miejscu.

    No, wracając. Mest był przesłodki, kiedy nazwał ją kupką nieszczęścia, otarł jej buzię i związał włosy. Zreflektował się względem wcześniejszego rzucenia dziewczyny na bogu ducha winną lodówkę. xD Boże no, Mest. Lubię Cię, jesteś taki kochany... I boli mnie to, że będziesz kimś be. Albo zostaniesz odtrącony. Uh.

    Natsu! Jak ja się zaczęłam cieszyć, gdy widziałam tę narrację, przeniesioną z Lu na chłopaka. Przez chwilę myślałam, że wracamy do Graya, a tu niespodzianka! Co do informatora, mam kilka typów, ale na razie zostawię to dla siebie. :3 Sytuacja z tymi dziewczynami. Kocham Twoje opisy! Tak łątwo było mi wyobrazić sobie, jak Natsu robi swoje "BU!" isię śmieje. Ale później? Och, już stało sie niepokojąco. Sądzę, że nie trudno się domyślić, kogo szuka Natsu, jak i tego, że naprowadziłaś nas na to, kim byli ludzie z drugiej organizacji. Trochę mi jednak nie pasuje to, że Lucy powaliła poszukiwanego na ziemię, bo do tej pory nie opisałaś w żaden sposób jej siły fizycznej w starciu. Ale może do tego dojdzie? Liczę na to. ;) No i te wróżki! Jak zostało wspomniane wcześniej: są tylko jedne! :D
    Arcadios? Jak dla mnie bardzo ciekawy pomysł na wprowadzenie przedsmaku wspomnienia. Gestykulacja Natsu co do piersi Lu była rozbrajająca. xD A wspomnienie? Epickie! Nie spodziewałam się, że Loki był bratem Lucy, a zaglądając do bohaterów i widząc wzmiankę o nim, czuję, że do niego jeszcze nie raz powrócimy. Jak Lucy mówiła o niebezpieczeństwach to przeszły mnie ciarki. No i późniejsza akcja. <3 Super, naprawdę! Wspomnienie zasługuje na szóstkę z plusem, tak samo jak ostatnie słowa Natsu, o tym, czy dziewczyna byłaby z nim szczęśliwa, gdyby przy niej został. Wzruszasz mnie strasznie dialogami i to sobie cenię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i szkoła. Nieszczęsna Levy, durny żart Graya (śmieszny xD) no i rozmowa z Gryderem! Mest, dupku, coś Ty zrobił? Ja Cię tu bronię z czystego uwielbienia, a Ty ranisz naszą główną protagonistkę? Nieładnie! Jestem cholernie ciekawa, co zrobił, więc lepiej nam to później wyjaśnij! Bo tak słodko się o nią martwił... :3
      W ostatniej scenie może było mało akcji, ale również była ciekawa. Juvia z papierosem, no nie wierzę. :D Mam nadzieję, że z McGarden wszystko ok... I, droga Lucyno, też się zastanawiam, czy Mest coś do Ciebie czuje! Mam wrażenie, że wątek pomiędzy tą dwójką będzie strasznie zawiły.

      No, to do następnego Mayako. Widziałam Twój post na facebooku i bardzo mi się nie spodobał. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku i ten okres będzie tylko przejściowy i krótki. Nie chodzi nawet o samo czekanie na rozdział, ale też o to, że jesteś strasznie przyjemną osobą i jakoś mi to Twoje nieszczęście nie leży. Głowa do góry, cycki do przodu i uśmiechnij się! Będę trzymać za Ciebie kciuki!
      Trzymaj się cieplutko! :*

      Usuń
  6. Tekst z komunikatywnością kamienia wygrał wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tutaj nie będę się za dużo rozpisywać, rozdział po prostu byś świetny tak jak wszystkie poprzednie. I bardzo dobrze, że masz wenę na tego bloga :D Przesyłam jej jeszcze więcej i niech się nie kończy :D Więcej NaLu!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń