“Ten chłopak kocha — za bardzo.
Chce — za bardzo i teraz miałby się poddać?
Nie — za bardzo.
Czuje — za bardzo.
Wie — za bardzo.
Żeby coś mieć musisz tego chcieć…
Jak bardzo?”
~ Bisz
Skąd miałeś klucze? — Natsu zastanawiało to od chwili, kiedy Sting głośno obwieścił ów fakt w progu celi.
Otworzył ostatnią obręcz i odrzucił na bok łańcuchy okalające nadgarstki i kostki zmarzniętej Lucy. Obserwowała w milczeniu każdy ruch chłopaka, jakby nie widziała go naprawdę wieki. Jego obecność, dotyk, zapach. Wszystko to sprawiało jej stokroć lepsze samopoczucie i przynosiło nowe nadzieje na przeżycie. Obiecała sobie, że jeżeli tylko wyjdą z tego cało, już nigdy nie dopuści do takiej rozłąki. Opowie mu o wszystkich swoich uczuciach i tęsknotach, wymagając tego samego od niego.
Od kiedy pojawił się w Tokio, jej życie zamieniło się w totalną rozpierduchę, nad którą zapanowanie graniczyło z cudem. Mimo to czuła się o wiele lepiej. Przyznała przed sobą, że kiedy zobaczyła go po raz pierwszy pod szkołą, mimo maski nienawiści i bólu, skrywała głęboko w sobie nieopisaną radość, która z całych sił pragnęła wydostać się na wierzch i zdemaskować dziewczynę. Zmienił się, nie mogła temu zaprzeczyć. Wiedziała, że jakieś przemiany zaszły również w niej, ale to, co ich kiedyś łączyło, jedynie nabrało na sile. Zapragnęła stworzyć z nim coś więcej niż tę intymną relację, która ciągnęła się aż do teraz.
Natsu skrzywił się, widząc na dziewczęcej skórze lekkie otarcia. Miał ochotę zabrać te łańcuchy ze sobą i podusić nimi pozostałych wrogów, jednak wiedział, że marnowanie czasu nie wchodziło w grę. Podniósł wzrok na twarz dziewczyny i na chwilę znieruchomiał, napotykając jej spojrzenie. Było w nim coś enigmatycznego i przyciągającego; jednocześnie, na krótką chwilę, oczyściło jego umysł ze wszystkich myśli i wprawiło w niepokój.
— Wypadły temu złamasowi, kiedy sprzedałem mu highkicka w tę parszywą mordę — odparł radośnie Eucliffe, prowadząc Anayę do wyjścia na korytarz. — Weź je, może się jeszcze do czegoś przydadzą.
Dragneel wsunął klucze do kieszeni spodni i pomógł Lucy stanąć na nogi, negując dziwne uczucia. Wzdrygnął się, dotykając jej chłodnej skóry. Przez chwilę zamarzyło mu się leżenie na kanapie, trzymanie dziewczyny w objęciach i oglądanie byle jakiego filmu, byleby z nią. W cieple, w spokoju, z dala od nadlatujących zewsząd naboi i walącego im się na głowy sufitu.
Gray podszedł do nich i delikatnie poklepał przyjaciółkę po ramieniu, ciesząc się, że była cała i zdrowa. Nie darowałby sobie, gdyby Lucy naprawdę się coś stało; od zawsze była dla niego jak młodsza siostra i uważał, że ten stan rzeczy już nigdy nie mógł ulec zmianie. Mógł spokojnie wrócić myślami do Juvii, którą zmuszony był stracić z oczu. Niepokój przyczepił się do niego i męczył wszystkie zmysły, jakby próbując pozbawić go motywacji do walki i racjonalnego myślenia. Dopiero tak ekstremalna sytuacja przywiodła mu na myśl temat ich relacji; wszystkie te skrajne uczucia względem Lockser, których od naprawdę dawna nie potrafił w żaden sposób poukładać w głowie. Z każdą chwilą powtarzał sobie, że gdy tylko ją dopadnie i usidli w swoich ramionach, w końcu to powie. Uświadomi ją w tym, co tak naprawdę do niej czuł.
Jednak w tamtej chwili nie miał pewności, czy jeszcze żyła. Kilkukrotnie chciał zawrócić i wybiec na plac, by tylko zobaczyć żywą Lockser, ale z drugiej strony wiedział, że ukochana wpakowałaby mu kulkę między oczy za nietrzymanie się planu.
— Dlaczego Laxus tak się napuszył na widok Dimarii? — zapytał Natsu, kiedy wydostali się na korytarz.
Lucy westchnęła zaskoczona i popatrzyła na Graya, marszcząc czoło. Nie miała pojęcia, że w budynku mógł przebywać ktokolwiek z Dwunastki, przez co obawy co do ich przeżycia dosadnie wzrosły.
Zassała policzki i zwolniła na chwilę, czując tępy ból w prawym piszczelu; od kiedy odzyskała przytomność, nie miała możliwości stanąć na nogi i cieszyć się pełną swobodą ciała. Dopiero gdy została uwolniona z okowów, dotarło do niej, że nieźle ją poobijali po drodze do tego miejsca.
— Dimaria — zaczął niepewnie Gray — i martwy już Jacob brutalnie zamordowali starszego brata Mirajane i Lisanny. Dla Laxusa ma to o tyle spore znaczenie, że właśnie mniej więcej od tamtych wydarzeń istnieje Fairy Tail. No i przede wszystkim wiemy, jaka łączy go relacja z Mirą...
Natsu wpatrywał się w plecy Fullbustera, który kroczył przed nim z wyciągniętą bronią. Byli niemalże pewni, że już ktoś po nich szedł, więc nie mogli dać się zaskoczyć. Anaya dreptała tuż za Stingiem, który nie pozwalał jej wychylić zza niego nawet palca. Dragneel zmarszczył nos i wyciągnął za siebie rękę, chcąc w podobny sposób ustawić za sobą Lucy, kiedy skręcali w kolejny już korytarz, jednak dłoń nie napotkała żadnej materii.
— Lucy? — mruknął, odwracając się. — Lucy?!
Towarzysze zatrzymali się i z przerażeniem zarejestrowali, że dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. W naturalnym odruchu zerwali się do biegu, by po raz trzeci pokonać skrzyżowanie dwóch korytarzy, nawołując Heartfilię ile sił w płucach.
— Tam! — wrzasnął Gray, spostrzegając jedynie dziwny cień, znikający na schodach. — Szybko!
< <> >
Mest wskoczył sprawnie na szerokie schody prowadzące do wejścia. Gnał na ugiętych nogach, chcąc chociaż w minimalny sposób uniknąć ewentualnych rykoszetów z pola bitwy. Gdy tylko dotarł pod wielkie uchylone drzwi, pchnął je lekko, pragnąc być już w środku. Nie spodziewał się jednak tego, co zastał.
— O kurwa — syknął strwożony, wbijając wzrok w martwą Dimarię, leżącą w kałuży własnej krwi.
Zarówno dwójka towarzyszących jej mężczyzn, jak i reszta ludzi Zerefa, była pozbawiona życia lub przytomności. Niewielu stało przodem do ściany z założonymi na karku rękoma. Gryder zaczął uświadamiać sobie powoli siłę, z jaką zadarli. Mimo to nie był ślepy. Fairy Tail i ich towarzysze byli u kresu. Chcąc przeżyć i uratować swoją przyjaciółkę, musieli naprawdę dać z siebie wszystko, co poskutkowało całkowitą utratą sił. Leżeli na ziemi, siedzieli na schodach… głośno dyszeli, skąpani w rubinowej cieczy i pocie.
Sięgnął za pasek po swój pistolet i odbezpieczył go, powoli krocząc w kierunku Erzy. Scarlet spoczywała pod wejściem do piwnicy, do którego chciał się dostać. Wiedział, że Natsu musiał być już z Heartfilią, a to właśnie ta dwójka była dla niego istotna. Nie kwapił się więc nawet do tego, by komukolwiek skakać do gardła i zdecydował, że będzie dążył ku realizacji swojego planu.
— Ta wojna jest już skończona.
Na dźwięk zmęczonego głosu zatrzymał się i popatrzył na Scarlet, która, siedząc na zimnych kafelkach i opierając się o ścianę, nawet na niego nie patrzyła.
— Co jeszcze planujesz?
— Nie twój zakichany interes — warknął, chcąc przejść nad dziewczyną.
Ta złapała go jednak za materiał bluzy.
— Jeśli chcesz ratować swoje zgniłe sumienie, to już jest za późno — wycedziła hardo, rozluźniając palce. Jej słowa wystarczyły, by jeszcze przez kilka sekund przy niej pozostał. — Czego byś w tym momencie nie zrobił…
— Zamknij się! — ryknął, mierząc prosto w jej głowę.
Cały drżał, wpatrując się w jej ciemne oczy. Tliła się w nich zarówno pogarda, jak i swego rodzaju triumf. I nie chodziło o cały ten bałagan, jaki rozpętał się dookoła, lecz o samą Lucy, która już nigdy nie miała się znaleźć w zasięgu jego ręki.
— Ona mnie już nie obchodzi — skłamał na wydechu, zaciskając zęby. — To Dragneel dzisiaj zginie. A moją ostatnią wolą jest wyprzedzenie Zerefa. To ja zniszczę Natsu. To ja odbiorę mu życie, rozumiesz?
Przystawił lufę do dziewczęcego czoła, przełykając w nerwach ślinę. Wpadał w lekki obłęd i był bliski działań niezgodnych z jego zamiarami. Kiedy tylko Erza otworzyła usta, chcąc coś jeszcze dodać, bez oporów uderzył ją kolbą pistoletu w bok głowy, by tylko więcej go nie irytowała. A to okazało się błędem.
Dwa chybione strzały; naboje przeleciały obok jego głowy i lewej nogi, wbijając się w ścianę i wylatując przez rozbite okno. Gryder przeniósł wzrok w stronę wejścia i zaklął ostro w myślach, na widok Juvii i podpierającego się o nią Jellala. Miał wrażenie, że ta dwójka nie da mu odpocząć i będzie go nawiedzać nawet po śmierci. Szczególnie Lockser.
— Zapierdolę cię — wycharczał Fernandez, odsuwając się od towarzyszki. Chwiejnym krokiem ruszył ku Mestowi, wciąż do niego celując. — No zajebię!
Erza z przestrachem wpatrywała się w pozbawionego sił chłopaka, który powłóczył się w ich kierunku. To był chyba pierwszy raz, kiedy widziała Jellala w tak obłędnym stanie wściekłości. Sam jego wzrok był w stanie pozbawić wszystkich wokół chęci do dalszej egzystencji.
— Myślisz, że nie wiem, co ci się kotłuje w tym łbie? — Jellal kontynuował swoją tyradę, powoli zaczynając przypominać kogoś niespełna rozumu. — Nagle zacząłeś żałować, że dałeś się złapać przez Zerefa? Że stałeś się jego pionkiem? Myślisz, że jak zabijesz Natsu to w końcu poczujesz się spełniony?
— Tak — odparł zadowolony Mest. — Tak właśnie myślę. Poświęciłem zbyt wiele, żeby uratować Lucy. On wszedł mi w paradę i wszystko schrzanił. Chciałem zabić i jego, i ją. Ale Lucy po prostu była głupia i zamydlono jej oczy, więc postanowiłem ją oszczędzić. Zresztą, kto wie? Może Zeref już się tym zajął?
— Skurwielu — warknęła rozwścieczona Juvia, która w chwilę znalazła się obok. — Nie masz prawa nikogo sądzić w ten sposób, rozumiesz?
Gryder opuścił luźno ramiona wzdłuż ciała i zaśmiał się żałośnie.
— Wymierzam jedynie własną sprawiedliwość, Juvia — powiedział, uśmiechając się do niej jak do bliskiej przyjaciółki. — Nic innego mi nie pozostało…
— Więc z tej okazji chcesz zniszczyć życie Lucy do samego końca? — Lockser zacisnęła pięści. — Wiesz dobrze, ile przeszła. A ty dołożyłeś do tego kolejne cegiełki i oddałeś ją na pewną śmierć. Natsu jest w tym momencie jedyną osobą, która potrafi ją uratować! Natomiast ty powinieneś się zakwalifikować do martwych!
Mest spoważniał i popatrzył prosto w jej oczy, unosząc niebezpiecznie pistolet. Jellal po raz pierwszy nie mógł zareagować, bo każdy jego gwałtowny ruch mógłby doprowadzić do tragedii. Gryder bez wahania podszedł bliżej dziewczyny i dotknął lufą jej podbródka, by nieco unieść jej głowę.
— Bawi mnie to — syknął, a widząc niezrozumienie na jej wściekłej twarzy, dodał: — bawi mnie, że nie widzieliście go trzy lata i tak łatwo znowu mu zaufaliście. Nie mieliście pojęcia, dlaczego właściwie zniknął. Gdzie był… z kim? Co robił?
Erza z niepokojem przyglądała się twarzy Mesta. W tamtym momencie każde jego kolejne słowo sprawiało, że czuła się jeszcze mocniej przytłoczona.
— Jesteście pewni tego, kim on jest? — kontynuował, wciąż patrząc na Lockser. — Nawet przez moment nie pomyśleliście, że jesteście nim zaślepieni? Że jego cele mogą być zupełnie inne, niż wam się wydaje?
— Natsu to nasz przyjaciel — wycedziła Juvia, jakby umyślnie napierając głową na jego broń. — Nie zdradziłby nas. Nie zdradziłby Lucy.
— W takim razie niech się dzieje co chce — mruknął nagle, błyskawicznie wycofując się do tyłu. — Obyście nie byli w błędzie.
Gdy tylko udało mu się doskoczyć do drzwi prowadzących do piwnicy, obrzydliwie cyniczny śmiech Erzy sprawił, że ponownie się zatrzymał. Nie miał pojęcia, czy wynikało to z zainteresowania jej zachowaniem, czy może naprawdę się przestraszył.
Scarlet po prostu wiedziała. Wiedziała, jak wielkim był tchórzem, jak bardzo próbował wygrać tę słowną potyczkę, jak bardzo starał się pokazać, że jest niewzruszony. Próba zmodyfikowania wizerunku Natsu w ich głowach zakończyła się fiaskiem.
— Biegnij — wyszeptała, próbując stanąć na nogi — idź zobaczyć, jak ostatecznie przegrywasz Lucy, Doranbolcie.
< <> >
— Kurwa! — warknął Natsu, wpadając w stalowe drzwi.
Razem z Grayem, Stingiem i Anayą wybiegli na poddasze. Podmuch chłodnego, wieczornego powietrza uderzył w nich, dając znać o tym, że góra budynku nie była wykończona nawet w połowie. Rozpościerało się nad nimi czyste jak łza, grafitowe niebo, upstrzone setkami białych punktów. Nie mieli jednak okazji podziwiać tego widoku.
Droga pożarowa, na której zniknęła Lucy, prowadziła właśnie do tego miejsca.
— Lucy! — ryknął Sting, który chwycił Anayę za głowę i zmusił do kucnięcia tuż za jedną z niedokończonych ścian piętra.
Dziewczyna złapała się dłońmi o krawędź i lekko uniosła, chcąc nieustannie rozglądać się dookoła. Nie znała Heartfilii, ale miała wrażenie, że odnalezienie jej i zapewnienie bezpieczeństwa stało się również jej misją. Sting nie ufał właściwie nikomu, a widząc go tak zgranego z tymi ludźmi, doszła do wniosku, że naprawdę musieli być tego warci.
Wiatr hulał pomiędzy niedokończonymi ścianami najwyższej kondygnacji budynku, jakby chcąc przekazać im przerażające wieści poprzez rozpaczliwą pieśń. Natsu zapatrzył się przez krótką chwilę gdzieś w dal, ponad lasem, w stronę odległego horyzontu, skupiony na jednej, jedynej myśli: co zrobię, jak go spotkam?
— Lucy!
Głos Graya ściągnął go błyskawicznie na ziemię. Dragneel popatrzył w stronę, w którą zerkała pozostała trójka i miał wrażenie, że jego serce oraz tętnice przestały na moment pompować krew. Heartfilia stała na krawędzi dachu, próbując nie stracić równowagi przez cholerne wiatrzysko. Chwiała się to do przodu, to do tyłu, ramionami próbując utrzymać ciało we względnym pionie.
— Lucy, wytrzymaj — zaskomlała Anaya, zaciskając swoje smukłe palce na murku.
Eucliffe wpatrywał się w Heartfilię i miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi. Dziewczyna dosłownie oscylowała na granicy życia i śmierci, jednak coś podnosiło go na duchu. Jej walka i determinacja. Nie płakała. Zaciskała mocno zęby, wyglądała wręcz na wściekłą. Walczyła z upartymi podmuchami wiatru, nie mając najmniejszego zamiaru pozwolić im na to, by zrzuciły ją w przepaść. Natsu dał może pół kroku przed siebie, kiedy Sting chwycił go mocno za bluzę i pociągnął w tył, po czym wskazał brodą na stertę pustaków, o którą opierał się Zeref.
— Witaj, braciszku.
Wiatr mierzwił jego czarne jak węgiel włosy. Niewiele się zmienił, od kiedy widzieli się po raz ostatni. Jedynie jego twarz nabrała poważniejszych konturów, a ciało masy. Starszy Dragneel uśmiechał się do nich w ten przerażająco spokojny sposób, jakby naprawdę obdarowywał ich swoją sympatią, jednocześnie nieustannie celując do Lucy.
— Nie spodziewałem się, że nazbierasz sobie tak wielu przyjaciół, braciszku — mruknął, zerkając na Stinga. — Szanowny Eucliffe, kto by pomyślał, że mój plan nie wypali. Przecież oboje ze swoją księżniczką byliście już prawie martwi. Mieliście pozdychać z nienawiści do mnie.
Blondyn zadrżał niebezpiecznie, jednak Gray z pomocą kilku siarczystych słów przypomniał mu, że nie warto.
— Wypuść Lucy — zażądał Fullbuster. Unieruchomiony i milczący Natsu bardzo go zaniepokoił. A szczególnie jego łagodna buzia i spokojnie spojrzenie wbite w starszego brata. — Ona ci nic nie zrobiła.
— Jak to nie? — zapytał Zeref i powoli podszedł do blondynki, by dotknąć lufą jej boku. — Ta mała blondyneczka dała tak wiele szczęścia mojemu braciszkowi, a czy on na to szczęście zasługuje?
Natsu wciąż milczał, wpatrując się w tę sytuację. Nawet gdy Lucy warknęła coś pod nosem, kiedy Zeref mocniej wcisnął pistolet w jej skórę, wciąż wyglądał jak posąg; zaklęty w milczenie i bezruch — wyglądał, jakby miał w głowie zupełną pustkę.
— Widzisz, Natsu… — wyszeptał starszy Dragneel, opuszczając broń. — Twoje narodziny wydały osąd na wszystkich tych ludzi, których musiałem pozbawić życia. Gdybyś nie zabił naszej matki… kto wie? Może Loki by żył?
Jego ostatnie słowa były jak zapalnik.
Lucy bez chwili wahania obróciła się na prawej stopie, lewą wymierzając uderzenie. Łupnęła piętą w głowę bruneta, a gdy ten stracił na chwilę równowagę, zeskoczyła na bezpieczne podłoże, by zaraz bez namysłu dokonać natarcia na swojego oponenta.
— Lucy! — ryknęli jednocześni Gray, Sting i Anaya, którzy oderwali się od podłoża.
Huk wystrzału pozbawił ich jednak władania nad nogami. Zamarli, obserwując nieruchomą Heartfilię, której palce ześlizgnęły się z błękitnej koszuli Zerefa. Cofnęła się chwiejnie o dwa niepewne kroki, składając dłonie na swoim brzuchu. Podniosła mechanicznie głowę, zaciskając zęby i wbiła rozwścieczony wzrok w twarz kata, który, widząc jej determinację, wstrzymał na moment oddech. Niebezpieczny błysk w ciemnych, brązowych oczach sprawił, że po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się zdominowany i zagrożony. Tylko nie wiedział jeszcze przez co.
— Pomszczę go — wychrypiała, kiedy kolana zaczęły się pod nią uginać — choćbym miała to zrobić z zaświatów…
— Mój Boże, Lu! — ryknął strwożony Gray, kiedy dziewczyna upadła na ziemię i przestała się ruszać. Chciał do niej pobiec, ale niemalże natychmiast lufa została skierowana w jego stronę. — Lucy! Lucy, błagam!
— Nie ruszaj się, bo przestrzelę jej głowę, rozumiesz? — warknął Zeref.
Atak Lucy był dla niego jak zniewaga. Nagle, ze stoicko spokojnego faceta, zmienił się w rozwścieczonego typa spod ciemnej gwiazdy, który miał ochotę zacząć wymachiwać pistoletem na wszystkie strony.
— Jesteś nikim… — Usłyszał z boku. Jego czarne jak smoła oczy skupiły wzrok na Heartfilii, która nieudolnie próbowała podnieść chociaż głowę, by na niego spojrzeć. — Przez własną frustrację… chorobę… Próbujesz wzbudzić w Natsu poczucie winy za śmierć tych wszystkich, niewinnych ludzi.
— Natsu, rozumiem, że jesteś w szoku, ale naprawdę mógłbyś coś kurwa zrobić! — wycedził przez zęby Gray, który w końcu doskoczył do przyjaciela i mocno nim potrząsnął. — Ocknij się, idioto! Ona się wykrwawia!
Natsu prześlizgnął wzrokiem po twarzy Fullbustera i popatrzył w jego rozwścieczone oczy, które dziwnie połyskiwały.
— Beczysz? — mruknął szorstko, odtrącając ręce Graya.
Brunet był w szoku. Cofnął się o kilka kroków i wpatrywał w Dragneela jak w ducha. Okay, rozumiał, że widok brata — człowieka, który zamordował jego ojca, przyjaciela i dziesiątki innych ludzi — mógł wzbudzić w nim dziwne uczucia i zachowania, ale to, co się działo z tym chłopakiem, zaczynało przechodzić jego pojęcie na temat ludzkiej psychiki. Od kiedy tylko tu się pojawili, Natsu wyglądał inaczej; ociekał chęcią zemsty i nienawiścią, ale osoba, która teraz przed nim stała, ledwo przypominała dawnego, wesołego chłopaka. Oddychał głęboko, zaciskając i rozluźniając pięści, jednak na jego buzi majaczył dziwny, szatański wręcz uśmiech. Najdziwniejsze jednak było to, że jako osoba najbardziej wyczulona na punkcie Lucy, zupełnie zniwelował widok postrzelonej, walczącej Heartfilii.
Fullbuster słysząc za plecami przestraszony jęk Anayi, odwrócił się znowu w kierunku Lucy i zacisnął mocno zęby, widząc jak Zeref kucał przed jego przyjaciółką i przystawiał lufę pistoletu do jej brody.
— To ty zabiłeś waszą matkę, nie Natsu! — ryknął niespodziewanie Sting.
Zeref w mgnieniu oka poderwał się na nogi i z demonicznym spojrzeniem uniósł rękę w ich stronę. Zaczął strzelać, właściwie zupełnie na oślep. Eucliffe pchnął Anayę za stertę gruzu, a sam odbił za nieskończoną ścianę, zupełnie jak Gray. Fullbuster doskonale wiedział, że Sting zaryzykował tylko po to, by odwrócić uwagę starszego Dragneela od Lucy. Natomiast wciąż nie mógł wyjść z szoku, widząc, jak Natsu zupełnie nic nie robił sobie z tej sytuacji. Jedynie wpatrywał się nieustannie w brata, a na jego twarzy przeplatały się przeróżne emocje, który były zupełnie nieme.
— Wyłaź, Eucliffe! Najpierw rozwalę łeb tobie, a potem tej twojej suce — wycharczał Zeref, rozglądając się wokół.
Jego wzrok w końcu napotkał nieruchomą sylwetkę młodszego brata, co chyba ostudziło jego zapał. Przestał szukać reszty; zatrzymał się w miejscu i przyglądał się Natsu z chłodnym wyrazem twarzy.
— Co tak stoisz? — mruknął, mrużąc powieki. — Boisz się mnie, braciszku?
Lucy wpatrywała się w Natsu, mocno zaciskając zęby. Ból, jaki jej towarzyszył, był piorunujący; po raz pierwszy w życiu została postrzelona, co spotęgowało w niej strach i porażało bardziej niż sam dyskomfort. Mimo to starała się utrzymać swoją świadomość w kupie. Tak samo jak Gray i reszta, była zupełnie zdezorientowana zachowaniem Natsu. Nie tłumaczyła sobie tego jednak szokiem ani strachem. Dostrzegała w tym wszystkim coś innego; coś, co przerażało ją do żywego. Ciemna, enigmatyczna aura otoczyła ich wszystkich, a ona nabierała coraz większej pewności, że jej ujście znajdowało się pomiędzy braćmi.
— No powiedz coś, Natsu! — wrzasnął Zeref, wznosząc ramiona. — W końcu po tylu latach mamy okazję porozmawiać twarzą w twarz! Nie chcesz tego wykorzystać, zanim was wszystkich pozabijam?
Gray zauważył, że młody Dragneel drgnął. Nie miał pojęcia, co to oznaczało, ale mimo wszystko była to jakaś reakcja, która wskazywała na to, że Natsu powoli wracał na ziemię.
— Całe Tokio padło przede mną na kolana. Właściwie nie tylko Tokio, a pół Japonii — wymamrotał Zeref. — Znałem każdy twój ruch, wiedziałem, z kim rozmawiasz najczęściej, gdzie chodzisz na piwo, gdzie mieszkasz, o której godzinie srasz i kiedy płaczesz po kątach swojego mieszkania. Wiedziałem o tobie wszystko, Natsu. Znałem twoje myśli… znam je nawet teraz. Nie mogę jednak wyjść z podziwu, że od kilku tygodni, od kiedy stanąłeś u boku tych śmierdzących wróżek, ich zapach zbił mnie z tropu. Zbratałeś się z moimi największymi wrogami. Z Laxusem… w imię czego, dzieciaku? — Widząc, że Natsu wciąż milcząco się w niego wpatruje, zaczął się irytować. — Myślisz, że ich obchodzisz? Stworzyłeś przed nimi złudną nadzieję, na to, że mnie pokonacie. Byłeś im potrzebny tylko na chwilę, bo nikt nigdy cię nie potrzebował. Ja, matka i ojciec też nie, ale jednak uparłeś się, by przyjść na ten świat i wszystko zniszczyć. Zabić ją…
— To nieprawda! — Usłyszeli chrapliwy, łamiący się krzyk Lucy. Zwróciła nim uwagę Natsu, który wyglądał przez chwilę, jakby dotknęła go czarodziejska różdżka. Patrzył na obolałą dziewczynę, marszcząc dziwnie czoło. — To wszystko, co mówisz, jest kłamstwem! Natsu był ważny dla nas wszystkich… dla wszystkich! Nikt nigdy nie przestał o nim myśleć. Był częścią nas, która znikając, wyrwała nam serca! Ale… zawsze był oddanym przyjacielem. Ciepłym, dobrym człowiekiem, który za nic w świecie nie zasłużył na cierpienie, a już szczególnie na to, by obrzucać go poczuciem winy za śmierć waszej matki!
— Lucy… — Cichy szept wydobył się z ust Natsu, który w otępieniu obserwował Heartfilię.
Rozwścieczony Zeref popatrzył na brata i prychnął głośno, po chwili się śmiejąc. Sting wiedział, że słowa dziewczyny sprowokowały go do reszty, i kiedy miał już podnieść się na nogi i spróbować coś zdziałać, usłyszał dziwne skrzypnięcie. Obrócił głowę w tył i ujrzał, że drzwi prowadzące na to piętro, zostały zatrzaśnięte przez wiatr. Zmarszczył czoło, lecz żadna konkretna myśl nie zdążyła przejść przez jego głowę, bo głos starszego Dragneela znowu przebiegł echem pomiędzy nieskończonymi ścianami.
— Widzę, że tylko ta mała suka jest w stanie zmusić cię do mówienia — warknął Zeref, patrząc na młodszego brata. — Skoro tak, to jej sobie poużywam.
Natsu. widząc, z jaką determinacją jego brat mierzy ku dziewczynie, w końcu się ocknął. W jednej chwili zalała go fala gniewu i strachu, ponieważ Zeref rzeczywiście odkrył jedną z jego najgłębszych tajemnic. Zacisnął pięści i szczęki, poczuł w ustach smak krwi, a płomienie nienawiści buchnęły w jego ciele tak nagle i tak boleśnie, że pochylił się do przodu. Drobiny potu zaczęły spływać po jego twarzy, usta drżały mimowolnie; język wciskał się w podniebienie, chcąc uciec przed ostrymi kłami.
Zabić.
Jedyna myśl, jaka przychodziła mu do głowy. Bez skrupułów zabić wszystko i wszystkich. Wyeliminować każde istnienie, które mu przeszkadzało. Które blokowało dążenie do tego jedynego celu.
— Powiedz papa — warknął Zeref, naciskając na spust.
— Lucy!
Zdążyła poczuć mocne szarpnięcie.
I ten wyryty w jej umyśle zapach.
< <> >
— Idź do niego — szepnęła Erza, wskazując brodą na Natsu.
Siedział na zniszczonej kanapie, którą Gray i jego ojciec wnieśli do ich dziecięcej bazy już kilka lat wcześniej. Lucy powłóczyła nogami w kierunku chłopaka, mając wrażenie, że ma do pokonania gigantyczną przepaść.
Od kiedy się pokłócili, nie miała pojęcia, jak załagodzić sytuację. Widziała, że również był zagubiony. Czuła, że musiała coś z tym zrobić; denerwowało ją to, że to zawsze Dragneel pierwszy wyciągał rękę.
— Nad czym myślisz? — mruknęła, niby od niechcenia, siadając obok.
Był jakiś nieobecny, myślami oddalony o kilometry świetlne. Przechylił lekko głowę, by na nią popatrzeć; uśmiechnął się łagodnie, zamykając powieki. Kochała to.
— Sam nie wiem — odparł cicho, zwracając twarz z powrotem przed siebie. — O wszystkim i o niczym.
— Ale wszystko jest w porządku? — Przechyliła się do przodu, a w jej głosie dostrzec było można sporo troski.
— Tak. — Skinął głową i uniósł rękę, którą położył na jej udzie. Potrząsnął nim lekko i wyszczerzył zęby. — Wszystko jest okay.
Oparła się więc o stary, sparciały mebel i podciągnęła pod brodę kolana. Samo siedzenie obok Natsu sprawiało jej tak wiele przyjemności. Mogła z nim milczeć, mogła rozmawiać. Mogła nawet spać, albo oglądać jak on spał. Nieważne. Istotą rzeczy była jego bliskość, zwyczajna obecność. Nic więcej nie potrzebowała.
— Chciałabyś być kiedyś jak Loki? — zapytał niespodziewanie.
Widząc, że lekko drżała z zimna, siadł bliżej i objął ją ramieniem. Oparł skroń o czubek jej głowy i zamknął powieki. Lubił to robić.
Lubiła, jak to robił.
— Skąd to pytanie? — mruknęła, nieco zawstydzona. — Denerwuje mnie. Jest kobieciarzem. Za dużo gada, a jego zainteresowania są co najmniej dziwne. On sam jest dziwny.
— Ale odważny — szepnął, przez co ściągnęła brwi. — Chroni cię. Nie pozwoli, by spadł ci włos z głowy.
— T-ty też mnie chronisz… — Zacisnęła powieki, nie wierząc w to, że właściwie to powiedziała. Poczuła, jak jego dłoń zacisnęła się mocniej na materiale swetra, który miała na sobie. — No wiesz. Chodzi mi o to, że… że podałeś dziwne powody. Jestem dziewczyną; nawet gdybym chciała kogoś chronić, to zawsze wyjdę na tę bardziej kruchą… na tę, którą trzeba chronić.
— Chcę być jak Zeref. — Wstrzymała na chwilę oddech. Samo wspomnienie jego brata, zawsze budziło w niej dziwne odczucia. Złe, nieprzyjemne, chłodne. — Chcę iść z nim ramię w ramię. Chcę mieć siłę, jaką on dysponuje. Wiarę, determinację, wytrwałość. Choćby zrobił najokropniejsze rzeczy na świecie i tak stałbym po jego stronie.
< <> >
Jakby w zwolnionym tempie dostrzegała lecące ku niej ciało. W zupełnym odruchu, mimo cierpienia spowodowanego wcześniejszym postrzałem, wyciągnęła przed siebie ręce, chcąc go chwycić. Drżała z przerażenia, czując jak spinał się z bólu. Wpatrywała się w wypływającą z jego ust krew i nie miała pojęcia, co zrobić z dłońmi, gdy osunął się na jej nogi.
— Mest — jęknęła płaczliwie, zaciskając zęby z bólu. — Coś ty zrobił, Mest…
Gryder z trudem przechylił głowę i uniósł lewą dłoń, którą ułożył na swojej ranie. Uśmiechał się dziwnie, walcząc z zamykającymi się powiekami i starał się patrzeć prosto w jej oczy.
— Nie sądziłem, że będę musiał tyle poświęcić, by móc poczuć się wolny — wyszeptał drżącym głosem.
Oddychał coraz ciężej. Lucy naprawdę nie wiedziała, co w tamtej chwili działo się w jej głowie i sercu. Mężczyzna, który najpierw dawał jej wiele ciepła, a potem stworzył w jej sercu ogromną wyrwę, właśnie konał w jej ramionach, oddając śmierci siebie za jej życie. Nagle, z niewyobrażalną siłą, wróciły do niej wszystkie wspomnienia, jakie z nim dzieliła. Pierwsze spotkanie, długie rozmowy, pocałunki, noce spędzone wspólnie w łóżku. Jego zła strona nagle zniknęła, ulotniła się jak para znad kubka. I nienawidziła go za to. Nienawidziła, że na sam koniec zrobił coś takiego i sprawił, że do końca życia będą ja dręczyć wyrzuty sumienia.
— Lucy… Wybacz mi. — Zamknęła oczy, słysząc, jak słabnie w samym jego głosie. Swoją zakrwawioną dłoń przyłożyła do ust, by tylko powstrzymać szloch. — Naprawdę, nie chciałem źle. Po prostu nie wiedziałem, jak się do tego zabrać… Może w następnym życiu mi się uda.
— Przestań — jęknęła, opadając na niego bezwładnie. — Wybaczam. Wybaczam ci wszystko, Mest.
Uniósł wolną dłoń i położył na potylicy dziewczyny. Pogłaskał jej włosy, chcąc po raz ostatni mieć ją tak blisko siebie. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich, którzy tam byli. A to najbardziej rozwścieczone, należące do Natsu, sprawiało mu wrażenie stokroć szybszego wykrwawiania się.
Uchylił usta. Widziała, że to były ostatnie jego słowa. Widząc gasnące pod przymkniętymi powiekami oczy, przysunęła głowę, chcąc to usłyszeć. Jego ostatnie słowa; szept, skierowany tylko i wyłącznie do niej.
— Dobrze — wyszeptała, zaciskając powieki. Pragnęła powstrzymać łzy.
Zwróciła twarz prosto przed siebie, słysząc rumor i ogólny zamęt. Gray i Sting postanowili działać, póki Zeref był zszokowany zaszłą sytuacją. Natomiast Natsu zniknął jej z oczu.
Fullbuster doskoczył do starszego Dragneela. Prędko pozbawił go broni, dosłownie wyrzucając ją poza budynek, i zaczął się z nim siłować, nie szczędząc sobie przy tym przekleństw. Bała się o niego, cholernie. Był jej drogi jak rodzony brat, był najbliższym przyjacielem, którego nie chciała stracić. Wiedziała, że jeżeli coś dzisiaj pójdzie jeszcze nie tak, już nigdy się nie podniesie. Zapomni o tym, czym było szczęście. Będzie żałować do końca życia każdej swojej decyzji.
— Lucy!
Eucliffe przeskakiwał półścianki niczym maratończyk i dotarł do Heartfilii, chcąc w końcu zaciągnąć ją w bezpieczniejsze miejsce. Widząc jednak, w jakim stanie była, wiedział, że to nie wyglądało na łatwe zadanie.
— Twoja chwila chwały jednak nastąpiła — wyszeptał, kiedy oczy Grydera zwróciły się ku niemu. — Dziękuję za uratowanie jej.
Usta Grydera jedynie drgnęły, kiedy ostatkiem sił posłał w stronę Eucliffe’a słaby uśmiech. Sting wyraźnie widział, że jego klatka piersiowa powoli przestaje się ruszać, aż w końcu całkowicie znieruchomiała. Zaklął pod nosem. Mest był ich wrogiem i ten gest tego nie zmieniał. Za to miał wpływ na wiele innych czynników.
Na Lucy przede wszystkim.
— Idziemy — syknął, zsuwając z niej Grydera. — Muszę cię stąd zabrać, słyszysz?
Zacisnęła dłonie na kurtce martwego mężczyzny, nieustannie wpatrując się w jego spokojną twarz i powtarzając jego słowa jak mantrę. Miała wrażenie, że po prostu zasnął, tak jak niejednokrotnie robił to przy niej, wracając zmęczonym z pracy. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że już nigdy nie otworzy oczu.
Mimo tego, jak bardzo go znienawidziła…
Czy na pewno go znienawidziła?
— Lucy… — wyszeptał Sting.
Nie miał wyjścia. Zmusił ją do odsunięcia się od ciała, mimo początkowych protestów i tego, że oberwał od niej kilkukrotnie w pierś. Musieli się stamtąd wynosić. Szczególnie ona, która była coraz bledsza i słabsza, a jej przytomność i zdolności do jakichkolwiek ruchów utrzymywała jedynie adrenalina. Objął ramieniem wątłe ciało dziewczyny i pomógł wstać. Zlokalizował wzrokiem Anayę, która mimo jego zakazów zbliżyła się do nich pod osłoną starych pustaków, poustawianych w nierównych piramidkach. Kiedy chciał już ruszyć w tamtą stronę, cała sytuacja nabrała zupełnie nieoczekiwanego obrotu.
— Gray — jęknęła Lucy, widząc, jak Zeref powala go na ziemię. Fullbuster miał bardzo dziwną minę, nie była w stanie dostrzec z daleka co się działo, ale był… przerażony? — Gray!
Jego oprawca również nie wyglądał na zadowolonego. Ze zdziwieniem wpatrywali się w coś, co znajdowało się za jedną ze ścian. Fullbuster wykorzystując sytuację, zaczął odczołgiwać się w tył, jakby chcąc czegoś za wszelką cenę uniknąć.
— Co on wyprawia? — wycedził przez zaciśnięte zęby Eucliffe, kiedy Anaya przejęła na siebie Lucy. Cała trójka wpatrywała się w ten obrazek, osłaniając oczy przed coraz silniejszym wiatrem, który zaczął unosić w górze pył. — Ma okazję go uziemić! Gray!
— Natsu… — Usłyszał nagle.
Zerknął na Lucy, która z uporem maniaka wpatrywała się w tę durną ścianę, jakby miała jakieś nadprzyrodzone zdolności patrzenia przez nią. No tak, choć Natsu właściwie nic nie wniósł do zaistniałej sytuacji, to wciąż się tam znajdował.
— Zabierz Lucy pod drzwi, ale, do jasnej cholery, uważaj — wyszeptał Sting, chwytając Anayę za głowę i opierając głowę o jej czoło. — Jak coś wam się stanie, to was wykończę. Idę po Graya.
Nie czekając na odpowiedź, na ugiętych nogach ruszył w stronę Fullbustera. Ana zarzuciła sobie na kark ramię Heartfilii i rzeczywiście zaczęła kierować się z nią w stronę wyjścia. To wszystko ją przytłaczało. Ilekroć wyobrażała sobie to, jak naprawdę wyglądały zajęcia jej partnera, tylekroć powinna strzelić sobie w głowę. W życiu nie podejrzewałaby go o to, że pcha się w takie sytuacje. Sting zawsze był rozważnym, dojrzalszym od innych chłopakiem, który nie lubił ryzyka. Co więc skusiło go do takiego zajęcia? A może wciąż tylko grał, a w duchu był niewyżytym idiotą, który potrzebował adrenaliny?
— Stój… Anaya, stój!
Zatrzymała się i ściągnęła brwi, patrząc na Lucy. Ta z przerażeniem wpatrywała się w coś po ich lewej stronie. Coś, co przykuło również jej uwagę.
Natsu szedł z wolna w stronę Zerefa, patrząc tylko na niego. Lucy miała wrażenie, że jej serce przestało tłoczyć krew. Na buzi jej ukochanego malował się spokojny, delikatny uśmiech, jaki ostatnio widziała naprawdę lata temu. Tak cholernie bała się, że to wszystko szło w najgorszym możliwym kierunku. Im bliżej brata się znajdował, tym pewniej wznosił swoją prawą rękę, gotów uścisnąć dłoń z Zerefem. Zawrzeć jakiś niemy pakt. Zburzyć to wszystko, co próbowali do tej pory osiągnąć.
— Co on wyprawia? — warknął Sting, gdy znaleźli się obok dziewcząt. Jego głos drżał.
Wszyscy mieli w głowie tylko jeden scenariusz, który wprawiał ich w niewyobrażalną trwogę. Zarówno Fullbuster, jak i Heartfilia czuli, że pękają im serca. Nie chcieli w to uwierzyć. Nie chcieli widzieć tego pojednania pomiędzy Dragneelami. To nie mogło być możliwe.
Przeraźliwie demoniczny uśmiech Zerefa rozszerzał się coraz bardziej, a w jego oczach odmalowywał się obłed.
— Lucy! — pisnęła Anaya, kiedy dziewczyna bez ostrzeżenia wyrwała się z jej objęć i ostatkiem sił powłóczyła w tamtą stronę. Chciała pobiec za nią, ale Sting zatrzymał ją w miejscu. — Lucy!
Gray ruszył za nią, choć sam niekoniecznie wiedział, czy chciał powstrzymać przyjaciółkę, czy może przyjaciela. Nim jednak dogonił Lucy, klamka zapadła.
— Natsu! — wrzasnęła, a jej ochrypły głos przeszył chyba całą okolicę.
Słyszeli go wszyscy; przeniknął przez ściany budynków, wybite okna. Przebiegł przez cały plac i wszystkie kondygnacje willi. Odciągana przez ręce Graya, próbowała wciąż tam pobiec i rozdzielić ich dłonie, które naprawdę złączyły się w pewnym chwycie.
— Wiesz, jak uchronić swoje życie, braciszku — wyszeptał starszy Dragneel, wpatrując się w stojącego przed nim Natsu. — Twoje oddanie sprawiło w tym momencie wiele przyjemności. Aż straciłem ochotę na zabijanie cię.
Natsu zaśmiał się gardłowo, drapiąc się przy tym po karku.
— Natsu, przestań! — Lucy nie chciała dać za wygraną. Szarpała się, wbijając paznokcie w dłonie Graya. Stękała, jęczała z bólu i przerażenia. — Natsu! Natsu, do jasnej cholery! Nie po tym wszystkim! Natsu! Słyszysz mnie?!
— Możesz uciszyć tę małą sukę? — warknął Zeref, mocniej zaciskając palce na dłoni brata. — Mam jej już po dziurki w nosie.
Natsu przechylił lekko głowę w stronę Lucy i Graya. Na jego twarzy malował się ten sam beztroski uśmiech, który przez całe życie podnosił ich na duchu. Oboje nie mogli uwierzyć, że był on tylko zwykłą maską, zwodzącą ich przed tym, co krył w środku.
Puścił dłoń Zerefa i zwrócił się przodem do nich, patrząc z niezrozumieniem w oczy dziewczyny.
— Spierdalamy stąd. — Sting pojawił się tuż przy Grayu i szarpnął go za kurtkę. Fullbuster jednak nie zareagował, tylko nieustannie wpatrywał się w rodzeństwo. — Gray! Lucy! Nie zmuszajcie mnie do tego, bym musiał go zaraz zabić na waszych oczach. Ruszcie się!
— Heroine… — Zdębiała, słysząc jego spokojny głos. Dzieliły ich metry, ale miała wrażenie, że ciepły oddech Natsu owiewa jej twarz, uspokajając ją tak samo, jak jego cichy głos. — Co ty sobie myślisz? — warknął nagle, przez co zadrżała, wciskając się plecami w tors Graya.
Kątem oka oboje zauważyli, jak dziwnie poruszył lewą ręką.
— Chyba mówiłem ci, że nigdy nie odpuszczę.
— Co? — Zeref zmrużył powieki.
Trwało to może ułamek sekundy, kiedy Natsu wykonał błyskawiczny obrót, a z rękawa jego bluzy wysunął się ten sam nóż, który tak często przy nim widziała, od powrotu do Tokio. Rozpruł nim brzuch starszego brata, jakby przedzierał się przez wodę. Bez chwili zastanowienia kopnął go w tors, popychając tym samym na ścianę, a z pomocą kolejnego błyskawicznego obrotu, nakreślił ostrzem linię na jego twarzy. Krew spłynęła po bladej skórze Zerefa, kapiąc obficie na ziemię, a on sam nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa przez ból i przerażenie, które można było dostrzec w jego oczach ciemnych.
— Przekazuję ci ostatnią wiadomość od naszego ojca, braciszku — wycharczał Natsu, dziwnie odchylając rękę w bok. — Poznajesz ten nożyk?
Drżąc, obrócił jedynie oczy w kierunku dłoni dzierżącej niewielki sztylet, ociekający rubinowym, gorącym płynem.
Lucy wpatrywała się w to wszystko, zapominając, jak się oddycha. Po raz pierwszy w życiu to Natsu wyglądał jak ten starszy brat. Ten dojrzalszy, poważniejszy, groźniejszy. W tamtej chwili przypominał najprawdziwszego potwora z koszmarów; bezwzględnego zabójcę, który z najwyższym wskaźnikiem radości odbierał komuś życie. Zastanawiała się… czy zawsze taki był? Czy zawsze żyła tak blisko demona? Czy może przeistoczył się w niego przez te trzy lata nieobecności?
— Zabij go, Natsu. Zarżnij bez litości, zanim on zrobi to tobie — zacytował szeptem, nabierając w płuca powietrza. — Teraz już wiesz, kto sam wydał na siebie wyrok.
— Jeszcze… cię z-zabiję… — wycharczał.
Natsu wystarczyło jeszcze tylko to jedno pchnięcie. Cofnął w tył łokieć, a po chwili zatopił nóż w sercu Zerefa. Z ust starszego Dragneela wydobył się jedynie głuchy świst. Jego głowa opadła na bark oprawcy, a widok ten zaparł dech w piersiach reszty, która obserwowała całe zajście bez słowa. Zablokowane pomiędzy ścianą a młodszym chłopakiem ciało, zupełnie znieruchomiało.
Stał tak przez jakiś czas, zastanawiając się, czy to był sen, czy może jawa. Czy dokonał tego, czego dokonać nie mógł nikt inny przez tak wiele lat. Zastanawiał się, czy popchnęła go do tego własna nienawiść, czy też może wyryte w pamięci słowa ojca, które dosłownie go napiętnowały. Jego świadomość w żaden sposób nie czuła się obciążona tym, że odebrał życie swojemu bratu. Czy właściwie go za niego uważał? Sam nie wiedział. Od trzech lat postać Zerefa była jedynie jednostką do likwidacji.
Jednostką, która w pełni zasłużyła na śmierć po wszystkich czynach, jakich dokonał.
Po tym jak próbował skrzywdzić jego największy skarb.
— Natsu… — wyszeptała jego imię po raz któryś z rzędu.
Modliła się, by w końcu na nią popatrzył; by z jego oczu zniknęła ta nieokrzesana żądza śmierci. Pragnęła zobaczyć chociaż przez ułamek sekundy te zielone oczy, które tak troskliwie zawsze ją obserwowały i czujnie wypatrywały grożących jej niebezpieczeństw. Te charakterystyczne, ciemne tęczówki, które wpatrywały się w nią bez pamięci, przy każdej możliwej okazji.
Chciała poczuć na sobie spojrzenie pełne miłości; takie, którym obdarzał ją przed i po pocałunkach, podczas przytulania czy bezsensownego leżenia na łóżku.
— Za długo to wszystko we mnie siedziało. — Głos Natsu przebiegł echem przez piętro, tak samo jak wywołany nim dreszcz po plecach reszty. — Stanowczo za długo.
Wokół było naprawdę cicho, co jedynie świadczyło o tym, że tam na dole walka dobiegła końca. Jedynie wiatr wciąż szumiał i poruszał koronami drzew otaczającego ich lasu, które wyglądały jak delikatne morskie fale.
Dragneel pchnął ciało brata z odrazą wymalowaną na brudnej twarzy. Uniósł lekko ramiona, doglądając tego, czy przypadkiem nie zapaskudził się jego krwią, po czym zamknął na moment powieki.
Jeden oddech. Drugi, trzeci.
Popatrzył na Stinga i Anayę, którzy stanęli tuż za Lucy i Grayem. Nie wierzył, że Eucliffe pójdzie za nim tak daleko. Ich znajomość trwała już długi czas, jednak nie podejrzewał, że stanie się tak zażyła. Był wdzięczny przywódcy Sabertooth, że użyczył mu swoich sił. Że wdrapał się razem z nim na to durne poddasze. Że po prostu tam był.
— Odbierało mi to możliwość zapanowania nad tym całym bajzlem, jaki się rozpętał. — Natsu począł mówić dalej. Schylił się po nóż i wysunął go z piersi Zerefa. — Chyba mnie to przerosło, przepraszam.
Jego wzrok nagle skupił się na twarzy Graya.
— Czasem się zastanawiam, po co wróciłem — wyszeptał, chowając sztylet do kieszeni. — W twoich rękach była bezpieczna. Dziękuję, że tak o nią dbałeś… i nadal dbasz.
W końcu popatrzył w oczy Lucy i kiedy dojrzał, że jej spękane usta drżą przez płacz, a oczy błyszczą się od łez, zacisnął zęby. To wszystko tak bardzo go bolało. Chciał wyrwać sobie serce, by przestać cokolwiek czuć. Ale z drugiej strony, tak cholernie chciał żyć. W końcu.
— Widziałem to, Heroine… — wyszeptał, idąc w jej stronę. Miarowo przyspieszał, co wzbudziło w Heartfilii i Fulbusterze trwogę. Cofnęli się o krok, mając wrażenie, że wpadnie w atak agresji. — Zwątpiłaś we mnie — syknął, zatrzymując się tuż przed nią. — Bałaś się. Przez chwilę wierzyłaś, że jestem taki jak on, że…
— Że cię stracę! — pisnęła, odruchowo pochylając się do przodu. Uderzyła pięściami w klatkę piersiową chłopaka i wzięła głęboki wdech, czując, jak rana i niedbale zatamowany krwotok, pozbawiają ją przytomności. — Że znowu cię stracę, Natsu…
Chwycił ją i podrzucił lekko do góry, kiedy jej powieki przegrały walkę i się zamknęły. Trzymał ją na rękach i popatrzył porozumiewawczo na Graya; w tej chwili czas nie grał już na ich korzyść.
— Cieszę się, że wróciłeś — wyszeptał Gray, wydychając powietrze. Karcił się w myślach. Zwątpił tak samo jak Lucy.
Heartfilia słyszała ich krótkie wypowiedzi. Mniej więcej orientowała się, gdzie są, dokąd zmierzają. Słyszała przyspieszony oddech Dragneela i to, jak po cichu wciąż powtarzał jej imię.
— Natsu… — mruknęła, chcąc podnieść rękę i dotknąć jego twarzy. Nie miała siły nawet ruszyć palcem.
— Trzymaj się — powiedział hardo, mocniej ją do siebie dociskając. — Wytrzymaj. Dla mnie, dla siebie. Dla nas. Proszę. Musisz przeżyć, by dać mi kolejną szansę. I setki innych...
— Zostań…
< <> >
Otworzyła ociężałe powieki, słysząc zazwyczaj uspokajający ją szum silnika. Ten durny breloczek z niebieskim kotkiem kiwał się pod lusterkiem, tak samo jak koraliki hawajskiego naszyjnika, którego kiedyś nie zdejmował z szyi. Za oknami było zupełnie ciemno; widziała jedynie trasę, którą się poruszali. Popatrzyła na skupionego kierowcę, który jedną ręką prowadził, a drugą naprzemiennie zmieniał biegi i chwytał jej dłoń
— Już umarłam? — zapytała chrapliwie, dopiero po chwili odczuwając okropną suchość w ustach.
— Jeszcze ci do tego naprawdę daleko — wyszeptał, nieustannie patrząc na drogę.
Poprawiła się na siedzeniu, czując, że coś okala jej brzuch. Prawdopodobnie, kiedy straciła przytomność, ktoś zajął się stworzeniem dla niej opatrunku. Czuła się nieco lepiej, jednak ból towarzyszył jej przy każdym ruchu. To jedynie świadczyło o tym, że była żywa i jej życiu możliwe, że nic nie zagrażało. Że kula nie rozerwała żadnego narządu.
Laxus zawsze powtarzał jej, że była w czepku urodzona.
— Gdzie mnie zabierasz?
— Do Ultear — wyszeptał, jakby rozdrażniony — potrzebujesz natychmiastowego zabiegu.
— Gdzie reszta?
Westchnął. Wyglądał, jakby wcale nie chciał z nią rozmawiać.
— Natsu!
— Nie wrzeszcz, kiedy prowadzę, dobrze? — W końcu na nią spojrzał.
Zamilkła, widząc jego zaszklone oczy. Poruszyła kilkukrotnie ustami, jednak zmusiła się do tego, by nie pisnąć słówka.
— To wszystko, to moja wina. Wiem o tym. — Przerwał trwającą dobre kilka minut ciszę. — Zawaliłem, jak zawsze. Poświęciłem zbyt wiele kosztem jednej rzeczy. Zobacz, w jakim jesteś stanie! — Chrząknął, zatrzymując auto na podporządkowanej. Jechali dziwną drogą; skalisty teren pełen przepaści i ciemności, to zdecydowanie nie było miejsce, w którym chciała się znajdować. Rozejrzał się i skręcił w prawo, płynnie wprowadzając auto na autostradę. — Dlatego namyśl się dobrze, Lucy, bo to prawdopodobnie ostatnia szansa na rozmowę.
Wyprostowała się jak struna, wlepiając w niego wściekłe spojrzenie.
— Popierdoliło cię?! — ryknęła, zapominając o jego wcześniejszej prośbie. Nie zaregował, więc bez skrupułów uderzyłą go w ramię. — Pytam cię o coś! O czym ty chrzanisz?!
— Nie udawaj ślepej — warknął, chwytając ją dosyć mocno za nadgarstek. — Zobacz, do czego doprowadziłem ja i moja popierdolona rodzina. Zeref prawie odebrał ci życie na moich oczach, a ja, jak ta ostatnia pizda, nie mogłem nic, kurwa, zrobić. Bo mi odjebało. Bo mi, po prostu, odjebało. Bo stałem tam, jak ten pierdolony kołek, i tylko wpatrywałem się w to, jak leżysz na ziemi, wyjesz i się wykrwawiasz.
— Zeref już nie istnieje — wycedziła, przez zaciśnięte zęby. — To wszystko się skończyło, rozumiesz?! Nie ma już przed czym uciekać i czego ścigać, Natsu! Ta historia się już skończyła! Sam dokonałeś jej zwieńczenia!
— LUCY! — ryknął, niespodziewanie i gwałtownie zatrzymując samochód.
Wpadli w lekki poślizg, ale Dragneel szybko zapanował nad autem, które zatrzymał na poboczu, zaraz za ostrym zakrętem. Dziewczyna zacisnęła palce na fotelu i z przerażeniem wyjrzała przez okno, gdzie znajdowała się niebezpieczna skarpa. Zaczynała się bać.
— Jak możesz wciąż… — wymamrotał, kryjąc twarz w dłoniach. — Całe życie byłaś dla mnie najważniejszą osobą, jaką mogłem mieć. Pragnąłem o ciebie dbać, chronić cię przed wszystkim co złe. Na początku myślałem, że będę taki jak Loki, jak starszy brat. Z czasem jednak zrozumiałem, że się zakochałem. Że pokochałem cię jak jakiś wariat, zbzikowałem na twoim punkcie. Ale wciąż byłaś dla mnie jak taka krucha figurka z porcelany. Bałem się, że się dla ciebie w żaden sposób nie nadaję, że wylecisz mi z rąk, że się roztrzaskasz. I to w końcu się stało… — Ostatnie słowa wypowiedział prawie płacząc. — Zostawiłem cię. Moją małą Heroine. Potem wróciłem, wyobrażając sobie nie wiadomo co. Zostałem odtrącony i słusznie. A potem zacząłem poznawać cię na nowo. Zacząłem kochać na nowo. Powiedz… No powiedz… ile razy tak naprawdę pokazałem, że cię kocham? Zero. Tylko sprowadzałem na ciebie kolejne niebezpieczeństwa. Jestem do niczego, Lucy. Do ni-cze-go. A ty, mimo wszystko, starasz się mnie usprawiedliwiać… z kulą, kurwa, w brzuchu. Która trafiła tam przeze mnie.
— Jesteś durny — wyszeptała, wpatrując się w jego zapłakane oblicze. Tak bardzo przypominał jej teraz chłopaka z dzieciństwa. — Nieustannie pokazujesz mi, jak wiele dla ciebie znaczę. Niezliczoną ilość razy poczułam od ciebie to ciepłe, przyjemne uczucie, którym nikt, nigdy mnie tak szczerze nie obdarował. Ty sobie nawet nie zdajesz z tego sprawy…
— Lucy…
— Nie chcę, byś odchodził. Chcę, żeby tu był. Przy mnie. Na wieczność. I nieważne, czy będziesz słodkim chłopakiem, którego będą mi zazdrościć… czy też demonem zamkniętym w ludzkim naczyniu. Dopóki jesteś, dopóki na mnie patrzysz… jesteś mój, Natsu. I nic tego nie zmieni. — Ujęła jego buzię w ciepłe dłonie i oparła czoło o rozgrzaną głowę chłopaka. — Nic innego się nie liczy. Nie interesuje mnie, ile krwi przelało się przez twoje ręce. Jesteśmy jak rodzina. Gray, Erza, Juvia… nie uciekaj od nas. Nie uciekaj od ludzi, którzy tworzą twoje miejsce na ziemi, rozumiesz?
— Mogę — wyszeptał, odpinając pas — spróbować jeszcze raz? Od samego początku?
Patrzyła w jego oczy. Widziała, jak całe jego ciało powoli się unosi. Opadła plecami na drzwi, pogłębiając swój oddech, kiedy przeniósł się na jej siedzenie; ulokował tuż nad nią, zamykając w pułapce bez wyjścia.
— Od zera?
— Możesz — odparła pewnie, lecz naprawdę cicho.
Nieco brutalnie, zapominając o jej ranie, przyciągnął ją do siebie. Wściekał się, w tym pieprzonym samochodzie nie było miejsca, ale musiał mieć ją blisko. Jak najbliżej.
— Jestem Natsu — wyszeptał jej w usta, dociskając palce do szczupłego ciała. — Natsu Dragneel. Zakochałem się w tobie. Zakochałem dziś. Zakochałem wczoraj. Miesiąc temu, pięć lat temu, dziesięć. Urodziłem się po to, by cię kochać. — Czule muskał ustami jej czoło, skronie i policzki. — Pozwól mi nazywać cię swoją, Lucy. Moją Lucy.
Jego ciepłe usta przywarły do jej spierzchniętych warg. Przyjmowała to, co chciała przyjmować, odkąd sięgała pamięcią.
Jego miłość.
Jakby przez mgłę dotarło do niej rozpaczliwe wycie.
Światła nadjeżdżającej, rozpędzonej ciężarówki boleśnie ich poraziły.
Najpierw usłyszeli huk.
Potem coś szarpnęło.
Potem wszystko umilkło.
Od autorki:
Mayako: lolololoolol
Kayo: Ambitnie hehehehehe xD Czekam na maila, bo żałuję, że nie zrobiłam screena tego mojego komentarza xDD
Mayako: Lol, nie mam jak teraz cofnąć. xD
Kayo: Znalazłam
Mayako: Zostawmy to dla siebie xD
Kayo: Nikt się nie dowie xD
MAYAKO: WIERZE NA SŁOWO XD
Kayo: To teraz spokojnie coś napisz, a ja zacznę pisać komentarz
Mayako: OK (>*__*)>
Dobra, bez żarcików. Kayo bardzo brzydko mnie zwyzywała, zrobię sobie tatuaż z tych słów. xD Tylko w jakimś sekretnym miejscu, żeby nie gorszyć ludzi.
No. To, był ostatni rozdział. Naprawdę, ostatni, ostatni. Właściwie, to nie mam pojęcia, jak możecie go przyjąć. I właściwie to nie mam dzisiaj już nic bardziej wartościowego do powiedzenia. Więcej słów dostaniecie ode mnie w epilogu. A tak swoją drogą, to cztery dni temu, ten blog obchodził roczek. Wciąż to do mnie nie dociera. CTD było takim blogiem YOLO. Na początku przeszło mi kilkukrotnie przez głowę, że on nawet nie dotrwa do połowy, bo coś nie pyknie. A tu proszę. Finiszuuuuujemy.
Dobra, już milczę. Widzimy się za tydzień!
Napisałaś to, mimo że to było pół zdania na dzień, congratulations. I NIE ZNALAZŁAM DRŻĄCEJ POWIEKI XD
OdpowiedzUsuńOczywiście, jak zwykle, Natsu i Lucy emocjonalni i tacy... yh, nie dziwię się, że nawet Mashima zrobił z nich kanon. Ale i tak na początku najlepszy był Sting <3 Gray też fajny. Chociaż przemyślenia trochę długie, to sens mają, a że za Juvią się stęskniłam, ogólnie stęskniłam się za Gruvią i czekam na partówkę, to całość mi się podobała. Tylko zastanawiam się, czemu te przemyślenia przychodzą do głowy ludziom akurat w takich sytuacjach, a nie na kanapie w salonie przy oglądniu serialu i pożeraniu pizzy? (To pytanie bardzo retoryczne, bardzo).
Trochę żałuję, że wątek Dimarii był taki krótki - przybyła, Laxus z nią wygrał i więcej się nie pojawiła. No ale nie można mieć wszystkiego.
Zdziwiło mnie, i nadal dziwi, że nie usłyszeli tego "porwania" Lucy. No bo z własnej woli orzecież na dach nie poszła, a Zeref nie powiedział, że jeśli pomaszeruje grzecznie za nim, to dostanie naklejkę dzielnego pacjenta. Nawet by nie mógł tego zrobić, bo by go USŁYSZELI.
No dobra, przechodząc dalej: Mest, Mest i Mest. Nie lubię gościa. Ale muszę przyznać, że go doceniam, zwłaszcza dlatego, że dzięki niemu Jellal, który u ciebie był trochę pominiętą postacią, dostał pięć minut. No i jego mowa o Natsu była całkiem przekonująca, aż sama nabrałam wątpliwości. I dzięki niemu wiem, że Juvii nic nie jest, więc jego zalety się mnożą xD
Natsu... Nie spodziewałam się po nim takiej postawy przy spotkaniu brata, szczególnie, że Lucy była zagrożona. Raczej myślałabym, że się na niego rzuci z okrzykiem bojowym albo wyjmie broń i postrzeli, nawet jeżeli nie śmiertelnie, od razu po zobaczeniu jego mordy. Widocznie nie nadaję się na psychologa xD
Za to Lucy rozumiem. Całkowicie rozumiem i cenię sobie to, że u ciebie nie jest taka słaba jak u Mashimy. tak samo cenię sobie kreację Zerefa - u ciebie to cholernie dobra posatać, nawet jeżeli wiem, że nie ma w sobie ani pierwiastka dobra. Po prostu jego tekstu są takie... pasujące do sytuacji i jego charakteru, że aż żal tego nie przeczytać.
Jak mówiłam, psychologiem nie będę, ale nad komentatorem się zastanowię. W KOŃCU MAM TALENT XDDD Te emocje podczas czytania były nie do zniesienia. Nawet mimo tego, że na początku byłam stuprocentowo przekonana, że Natsu jest po dobrej stronie mocy, przez chwilę w niego zwątpiłam. A w momencie podawania dłoni myśłam, że raczej go rozstrezla, nie zadźga, ale tu akurat nie ma różnicy - ważne, że cel osiągnięty xD
Pominęłam fragment z przeszłości: ogólnie mówiąc był zajebisty. Jakoś nie zastanawiałam się, jacy byli kilka lat wcześniej, a tu mi o tym przypomniałaś. No i końcowy tekst Natsu mnie zamurował.
Ostatnia scena też genialna (za dużo tych komplementów). Natsu zachowywał się jak Natsu i te oobwinianie siebie samego o wszytsko... tojest dla niego takie typowe, że aż żal mi się go zrobiło.
KOŃCÓWKA OKROPNA, WYRZUĆ JĄ I NAPISZ OD NOWA
Te słowa to czysta prawda xD Poza tym zaraziłam się od ciebie i teraz niemal wszędzie dodaję te nieszczęsne xD na końcu zadania XD O, widzisz?
Masz w pewnym momencie dwa razy pogrubione "wyglądał". Nie skasowałaś? Czy to ja przez przy przypadek zaznaczyłam drugi raz? (Jeżeli to moja wina, to sorry)
UsuńTO NIE JEST DACH XDDDDDDDDDDDD
UsuńTO OSTATNIE, NIESKOŃCZONE PIĘTRO, DLATEGO WIATR TAM HULAŁ XD
UsuńXDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD FAJNE TO XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńMiałaś ten komentarz przygotowany w notatniku? ja tak robię po przejrzeniu rozdziałów Ichi i Kejży. xD
W notatniku. Zaczęłam pisać po tym, jak ci napisałam, że zaczynam pisać xD
UsuńTak szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego, ale i tak było dobrze. Bohaterom chyba zachciało się zgrywać filozofów :P Co prawda dalej nieco ubolewam nad zrobieniem z Zerefa totalnego szaleńca, bo to jedna z moich ulubionych postaci, no ale i tak był fajny. Jak dla mnie...
OdpowiedzUsuńA teraz trochę o Natsu... Nie no, ja rozumiem, że na początku mógł czuć lekki szok na widok brata (choć nie mam pojęcia, dlaczego), no ale nie musiał stać jak ten skończony idiota! No, dobrze, że się bynajmniej ocknął.
Dobra, nie mam pomysłu na komentarz, moja cała inwencja przeszła na dokańczanie własnego rozdziału, więc ode mnie już dziś nic nie usłyszysz. Czekam na epilog.
Pozdro!
~ Halley S.
Ja też lubię Zerefcia, ale jednak nikt inny mi tu tak nie pasował jak on. :D
Usuń[...]które można było dostrzec w jego oczach ciemnych. (Jej piękne czarne oczy.)
OdpowiedzUsuńNie no. Ten fragment mnie rozbawił. XD
Pomijając to, że cały rozdział czytałam z psychicznym uśmiechem na mordce to pod koniec miałam ochotę jechać do ciebie i udusić cię własnymi rękoma. SKĄD JA WIEDZIAŁAM, ŻE TY TAK ZAKOŃCZYSZ TEN ROZDZIAŁ?! NO SKĄD?!
Uch... Jak cię kochałam (za swoją twórczość oczywiście, bez skojarzeń mi tu) tak cię teraz nienawidzę.
Aż mój szatański plan by wprowadzić cię do mojego opka i tam zamordować tasakiem na oczach Stinga coraz bardziej mi się podoba. A tobie, hm?
Czekam na epilog bo zastanawiam się czy znowu zrobisz zakończenie otwarte (jak w przypadku 28 weeks later...) czy zamknięte.
Liczę, że jednak nie uśmiercisz już zbyt dużej liczby osób bo to co się teraz odjaniepawliło to przechodzi ludzkie pojęcie.
Ale props za użycie sztyletu do zabójstwa Zerefa. Pistolet jest już pase.
No! To wracam do mojej chorej wyobraźni *szatański uśmiech*.
JAKI FATALITY BŁĄD KURWA. XDDDD Dobrze, że mi to napisałaś zawczasu. xD Kayo, dałyśmy obie dupy. xD
UsuńNie możesz tego zrobić, bo Sting Cię zabije. Zobaczysz, będzie się mścił do końca życia. xD
Jak gadałam z Ichirei to też się śmiałam, że zakończenie tego rozdziału, jest dla mnie tak typowe, że aż byłoby łyso, gdybym tego nie zrobiła.
PASSSSSE. XDDDD W sumie nie spojrzałam na to z tej strony. Wow, zrobiłam to całkiem oryginalnie. xD
Żelek mnie obroni. :P
UsuńEch... Co my z tobą mamy Majka...
A tych błędów mogłabym znaleźć więcej w całym opowiadaniu, ale nie chce mi się teraz szukać. XD W tym rozdziale jeszcze gdzieś była literówka, ale ciii, nikt nie wie.
A to nieuniknione. xD
UsuńWczoraj znalazłam powtórzenie w trzech zdaniach pod rząd: zaśmiał się, zaśmiała się, zaśmieli się. xD
No dałyśmy xD Ale nie radzę szukać wszystkich błędów, jakie pominęłam, bo tego by była taka masa (nie odpowiadam za pierwsze rozdziały xDD), że byś się załamała po pierwszych stu XD
UsuńNo właśnie mi też się zdaje, że literówka była, ale widziałam ją, jak pobieżnie przeglądałam i potem mi mogłam jej znaleźć xD Jak chcesz, to wypisz, ja jestem ślepa czasami (taaa, czasami), więc części rzeczy mogę nie dostrzec. WIDZISZ, MAJA, JESTEM FATALNĄ BETĄ, POTRAFIĘ TYLKO CIĘ PRZEKLINAĆ
Chyba ten epilog jeszcze dwa razy sprawdzę xDD
UsuńOj tam Kayo. Jesteś dobrą betą *klepie pocieszająco po ramieniu*. Nie wiem. Mój pan wpoił mi to doszukiwanie się literówek i to jest okropne. ;_;
UsuńJakbym miała więcej czasu to zapewne bym poszukała wszystkiego, ale jak Maja wie... będzie mi go brakować. XD
Gówno, jesteś supi betą. T__T nie mów tak T__T
UsuńMatko Boska!!!
OdpowiedzUsuńWreszcie skończyłam czytać, a prawdę mówiąc, to myślałam, że nigdy nie skończę. Czy Ty chcesz mnie zabić, czy jaki czort?! Mam nadzieję, iż epilog nie zajmie mi aż godzinę... Dobra, nieważne ^^'' Rozdział genialny, lecz przewinęły się błędy. Aczkolwiek takie tyci-tyci błędy, tak więc, daruję sobie ich wypisywanie, jeśli pozwolisz ;) Faktycznie, było dużo filizowania, ciut za dużo... No, ale akcja też była i to dość ostra, trzeba przyznać :D Tak coś czułam, że Zeref skończy w grobie, jednak za nic nie spodziewałam się, że jego podzieli Mest O_o To znaczy inaczej! Naiwnie sądziłam, że dostanie wpierdol od kogoś i trafi za kraty... Nie uważasz, iż to trochę za dużo? Najpierw odebrałaś Lucy brata, potem po części ojca, Natsu, a na końcu Mesta, choć ten ostatni nie był dla niej tak ważny jak młodszy z braci Dragnell, ale i tak go szkoda (Pisze to ta, która życzyła mu śmierci, no cóż, kobiety zmienne są xD).Z kolei, Zerefa wcale mi nie szkoda; ma drań za swoje ._. Jednakże jego śmierć mogła być bardziej bolesna; w końcu tyle złego zrobił... No, ale trudno się mówi. Końcówka taka słodka, taka oh ah... Oh, no tak, byłaby słodka, gdyby nie ciężarówka! I teraz muszę czekać tydzień, żeby się dowiedzieć, czy to był zwykły wypadek, czy też nie ;( Wszystko jednak wskazuje, że tak - znaczy, iż to był zwykły wypadek. Mam nadzieję, że Lucy i Natsu przeżyją, bo jak nie, to cię osobiście ukatrupię! Kurde, miało być długo i logicznie, a wyszło jak zwykle - krótko i bezsensownie... Eh, dobra, trudno się mówi, przy epilogu się postaram! Przysięgam uroczyście! To co? Do napisania za tydzień. Pozdrawiam i życzę weny.
PS. Jak dla mnie, to Natsu powinien połamać ręce oraz nogi Zerefowi, a potem zrzucić go z dachu. Ale dźgnięcie też spoko. Zresztą, dźgnięcie jest mniej czasochłonne - dźgniesz parę razy i po sprawie xDDD
Cześć, ninja :P
UsuńTy kurwiu bez duszy i ludzkich odruchów
OdpowiedzUsuń^ ma rację
UsuńCzekałam. Czekałam, aż na końcu zostanę czymś emocjonalnie spoliczkowana, ale całkowicie się nie spodziewałam, że dostanę z liścia od ciężarówki. xD Nurtuje mnie jak to się zakończy i liczę, że moje kokoro zostanie zmiażdżone, bo lov takie historie; zostają wtedy w serduszku na dłużej. Dziwi mnie w całej ogólnej sytuacji najbardziej to, że tyle osób nie lubi Mesta xD dla mnie był najciekawszą postacią w całym opowiadaniu. Lucy była taką osóbką, która jest sympatyczna. Robi błędy, jest emocjonalna, wiele przeszła, potrafi się w wielu sytuacjach obronić, ale nie jest znowu idealna i czasami sama potrzebuje pomocy. Od Natsu bił taki żar, który sprawiał, że chciało się go więcej, bo to gorąco, które wywoływał u czytelnika było uzależniające. Gruvią się jarało samą świadomością, że gdzieś jest (*czekając na o-s o nich* ♥) Sting natomiast to... inna historia, bo jego imię wystarczyć wstawić w tekst i już jest hot, sexy i te sprawy. No ale wracając do Mesta... mnie on intrygował samą jego relacją z Lucy, bo może pomiędzy nimi nie było miłości wielkiej, ale można było wyczuć między nimi tą olbrzymią potrzebę bliskości. Seksyseksyseksy. Seksy. Potem okazało się, że oszukał Lucy, ale ostatecznie w jakiś sposób zależało mu na niej, bo w końcu uratował jej życie. Miał emocje, trudno go ostatecznie wpakować do jednej szufladki zły albo dobry. No... i ogólnie Mest jest super, bo można rozkładać jego postępowania na czynniki pierwsze i analizować. To tak swoją drogą. Do samego rozdziału - też mi trochę nie pasuje, że nie zauważyli zniknięcia Lucy; na pewno wydała jakiś dźwięk, poza tym Natsu powinien ją od początku prowadzić, bo była obolała. Tyle czasu się też o nią martwił. Samo zachowanie przy braciszku - miałam wtf, że nie okazywał żadnych emocji, nawet jak postrzelili jego Lucy. Musiało go to wiele kosztować, aby okiełznać swój wybuchowy charakter. A tą retrospekcją sprawiłaś, że naprawdę zaczęłam się martwić. Dodatkowo Mest wcześniej zasiał pewną niepewność. Były emojszyn, były. To chyba były takie najmocniejsze dwie sceny dla mnie. Właśnie... no i co takiego Mest powiedział Lucy? ;_;
OdpowiedzUsuńNo a stylowo nadal się rozpływam, podziwiam i kłaniam się. Tymczasem idę się dalej uczyć, chociaż policzek dalej pulsuje od ciężarówki.
Pozdrawiając! / Perełka.
Jezu, jestem. Przeczytałam rozdział już w dniu wydania na dworcu, czekajac na pociag w zimnej poczekalni, prawie mi palce odpadły. xdd
OdpowiedzUsuńNo zniszczylas, jak zawsze. Strasznie bawi mnie to, ze koncowka rozdzialu... BARDZO PRZEWIDYWALNA w sensie, że masz do tego tendecje. I choc często czuję w kościach, że tak właśnie będzie i zakładam, że mnie to nie ruszy, to jednak rusza. Ale zaczęłam od dupy strony xd
BIEDNA LUCY. W życiu bym sie nie spodziewała, że to ją postrzelisz! I jeszcze zostawisz bez jakiejkolwiek pomocy, stfu Natsu xdd W ogole, caly ten charmider, ten Mest, to wszystko! Aż mi się stare, dobre ZD przypomniało i rozdział, w którym Kiba odjebał Hidana. Hehehe.
Scena, w której Sting odwraca się slysząc skrzypniecie drzwi... to wtedy Mest dostał się na dach, prawda? Właśnie, Sting! Widze w nim taki odpowiednik Kiby trochę. Aż sięrozmarzyłam. Fajny był w całym tym rozdziale, widać, że jako jedyny tak naprawdę miał głowę na karku i myślał racjonalnie.
Mest wzbudził dreszczyk emocji, kiedy mówił Erzie i reszcie, że Natsu nie jest tym samym chłopakiem co kiedyś, a scena końcowa tylko to podkreśliła, także miałam zawał, naprawdę. Myślałam, że odwrócisz kota ogonem tak bardzo... że Natsu będzie tym złym. W sumie byłby to niezły zabieg, ale chyba bym się zapłakała.
Końcówka, no hejt na całej linii! Nie wierzę, że ich zabiłaś. Po tym wszystkim, kiedy w końcu mogli być ze sobą, razem w spokoju bez Zerefa na karku. ;__; No cóż, czekam do epilogu.Pomodlę się za ich życia. A i bardzo, ale to bardzo chwalę cię za to:
— Jestem Natsu — wyszeptał jej w usta, dociskając palce do szczupłego ciała. — Natsu Dragneel. Zakochałem się w tobie. Zakochałem dziś. Zakochałem wczoraj. Miesiąc temu, pięć lat temu, dziesięć. Urodziłem się po to, by cię kochać. — Czule muskał ustami jej czoło, skronie i policzki. — Pozwól mi nazywać cię swoją, Lucy. Moją Lucy.
cudowny tekst! Czytałam go kilka razy i aż mi serce zabiło mocniej. :))
A i jeszcze ten tekst Stinga do Mesta, nawiązujący do poprzedniego rozdziału i chwili chwały, jej <3
Usuń